piątek, 23 grudnia 2011

DZIŚ NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL!

Święta Bożego Narodzenia to czas głębokiego spotkania z tajemnicą Chrystusa Pana, który przyszedł na ziemię. Stał się Człowiekiem – dla naszego zbawienia. Wierzymy, że przyjmując Chrystusa wybieramy szansę trwania w światłości. Wtedy mamy udział w Bożej chwale, radości i pokoju.

Nasze miasta toną w blasku milionów światełek. Powoli dobiegają końca przygotowania do świąt, cichnie gwar przedświątecznego zamieszania, ustaje bieganina za wszystkim, czego potrzebujemy do dobrego spędzenia tego szczególnego czasu.

Presja napiętej przedświątecznej atmosfery podsuwa nam pokusę, którą być może nie zawsze zauważamy. Próbuje uczynić z udziału w tej napiętej, niezmordowanej aktywności wręcz obowiązujący rytuał. Tak naprawdę to już w połowie grudnia czasami możemy usłyszeć nietypowe życzenie: „ chciałabym/chciałbym, żeby już było po świętach…”. Czy doświadczenie wymiaru duchowego tych świąt też miałoby ominąć ludzi, którzy takie życzenie wypowiadają? Czy rzeczywiście chcieliby tego?

Źle czujemy się ze wszystkimi naszymi niepokojami, które towarzyszą nam w tym czasie; troska, żeby ze wszystkim zdążyć, żeby dobrze wypadły planowane świąteczne spotkania w gronie rodzinnym, żeby przygotowania zapiąć na ostatni guzik. Choć wszystko w najlepszym celu, to i tak wywołuje pewnego rodzaju niepokój. Ale naszym przygotowaniom towarzyszy też radość. Kupujemy prezenty naszym bliskim – dobrze, jeśli nie potrzebujemy do ich wyboru profesjonalnego doradcy…, aby dar okazał się strzałem w dziesiątkę i sprawił prawdziwą radość. Wtedy wiemy, że naprawdę znamy naszych najbliższych i nie oddalamy się od siebie. Gdy udaje się nam uporać ze wszystkim, jesteśmy zmęczeni, spięci i wydaje się, że nie mamy już siły na świętowanie. Dobrze, gdy przy wigilijnym stole wszystko przemija, wraca energia i na nowo możemy emanować radością.

Nasze piękne tradycje związane ze Świętami Bożego Narodzenia i najważniejszy ich wymiar – duchowy - przynosi nam jednak całkowicie inne spojrzenie, stawia przed nami całkowicie inny cel, niż przygotowania tylko zewnętrzne skutkujące zmęczeniem. We wszystkim, co przygotowujemy i ofiarujemy, mamy przede wszystkim dać dar samego siebie – najlepszą cząstkę. Przecież wszystkie nasze starania mają jeden cel: radość! Tylko ofiarując tę radość innym, możemy ją pomnażać.

W czasie tych rodzinnych Świąt spotykamy się z najbliższymi przy odświętnie nakrytym stole, zastawionym starannie przygotowanymi świątecznymi i tradycyjnymi potrawami. Łamiemy się opłatkiem, składając sobie nawzajem życzenia, podyktowane miłością, płynące z głębi serca. Wyrażamy nasze pragnienie dobra dla swoich najbliższych. Jednak nie zawsze takie życzenia możemy złożyć i nie zawsze możemy je usłyszeć. Niektórzy nasi bliscy umarli, wielu żyje w głębokiej niezgodzie. Są też i tacy, którzy w obcym kraju w tym czasie pracują i … nie ma ich wśród nas.

Na wigilijnym stole zapalamy świecę. Dobrze, gdy blask tego światła wyraża również jasność naszej duszy, w której ciemności zostały rozproszone światłem przychodzącego Jezusa.

2000 lat temu w Betlejem Bóg złożył w ramionach Maryi Światłość świata. Wierzymy, że przyjmując Chrystusa do naszych serc sami wybieramy szansę trwania w Światłości. Chrześcijanin to ktoś, kto ma wypełniać swoje życie nauką Chrystusa i naśladować Go. Chyba z powodu wyrazistości tej „definicji chrześcijanina” i wepchnięcia jej w oczywistość – może nam umknąć jej kluczowe znaczenie.

Dla chrześcijanina czas Bożego Narodzenia to przede wszystkim święta o szczególnym wymiarze duchowym. To bardzo ważne, aby przyjrzeć się w tym czasie również sobie, choćby w trakcie spotkań rodzinnych – oczywiście z myślą odważnego postawienia samego siebie w świetle prawdy. Jest to przecież czas naprawienia relacji z naszymi najbliższymi – w sensie umiejętności dopuszczenia Bożego światła na wszystko i wszystkich po to, aby wyraźniej zobaczyć dobro w innych. Jest to czas odważnego szukania dobra w każdej osobie.

Gdy Boże światło wnika w nasze dusze, wtedy mogą one promieniować radością. Anioł ogłaszający Pasterzom radosną nowinę o narodzeniu Zbawiciela w Betlejem rozpoczął ją od słów zachęty i napomnienia: „Nie bójcie się!”. Lęk – czegokolwiek dotyczy – zawsze uniemożliwia radość! Do spotkania z Chrystusem - Światłością przychodzącą do naszych serc potrzebujemy więc przede wszystkim odwagi.

Jednak jeśli będziemy przebywać tylko cały czas z innymi, ominie nas coś najważniejszego: na pewno umknie nam doświadczenie narodzin Jezusa we własnym sercu. Wszystko przecież w te święta jaśnieje od obfitości światła. Gdyby Światłość przychodzącego Jezusa nie zajaśniała w ludzkim sercu – jak nazwalibyśmy te święta?

Jan Paweł II tak mówił o celu przyjścia Chrystusa na ziemię: „ Oto Emmanuel, Bóg z nami (…) przychodzi , by napełnić ziemię łaską. Przychodzi, by przeobrazić stworzenie. Staje się jednym z ludzi, aby w Nim, przez Niego każdy człowiek mógł się dogłębnie odnowić. Przez swe narodzenie wprowadza nas wszystkich w wymiar Boskości, dając każdemu, kto z wiarą otwiera się na przyjęcie Jego daru, możliwość uczestniczenia w Jego Boskim życiu. To oznacza zbawienie”.

Być może niechętnie się do tego przyznajemy albo nie chcemy wiedzieć, że wszyscy mamy mniej lub bardziej „skomercjalizowaną” mentalność – bo nasączyła nas tym nasza epoka. Lubimy wybierać – w każdej dziedzinie. Możemy, przeżywając Święta Bożego Narodzenia, wybierać między świętowaniem i celebrowaniem.

Może więc wybierzemy śpiewanie kolęd z najbliższymi właśnie w ten wieczór…, zamiast przerzucania kanałów z symbolicznymi już reklamami Coca Coli albo superprzebojowym „Jingle bells”. Może podejmiemy inne, niż co dzień rozmowy, np. wspomnimy wszystkie dobre chwile, które przyniósł nam mijający rok, tak aby każdy mógł mówić o swoich uczuciach. Może zamiast nakładania kolejnej porcji ciasta, postaramy się trwać chwilę w ciszy własnego serca, aby dostrzec, co w naszej duszy szczególnie Bóg chce oświetlić swoim blaskiem i odnowić. To z pewnością zaowocuje większą ulgą i radością, niż trwanie nad wiecznie pełnym talerzem…

Najważniejsze, aby nasze serca były przepełnione wdzięcznością Bogu za dar tego szczególnego czasu - Świąt Bożego Narodzenia. Łatwiej wtedy będzie nam usłyszeć zaproszenie samego Stwórcy do przyjęcia na nowo Bożego światła. Ta bożonarodzeniowa przemiana serca musi więc koniecznie polegać na rozproszeniu ciemności duszy, aby doświadczyć głębokiej radości – nie tylko dobrego humoru; pokoju serca – nie tylko spokoju i odskoczni od codzienności.

W Noc Bożego Narodzenia „Syn Przedwieczny – ten, który jest odwiecznym upodobaniem Ojca – stał się Człowiekiem, a Jego ziemskie narodzenie w noc betlejemską nieustannie świadczy o tym, że w Nim każdy człowiek jest objęty tajemnicą Bożego upodobania, które jest źródłem ostatecznego pokoju”. (Jan Paweł II)

Bóg chce obdarować swoją chwałą, pokojem i światłością każdego człowieka. Przychodzi w ciszy, nie narzuca się nikomu. Swoim pokojem obdarza tych, którzy Go przyjmują. Zastępy niebieskie, które przyłączyły się do Anioła w Betlejem, chwaliły Boga na wysokościach i oznajmiły: „Pokój ludziom Jego upodobania”.
Radosnych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, obfitości 
Bożego Błogosławieństwa, 
dobrego i miłego świętowania!




środa, 14 grudnia 2011

OPANOWANIE, CZY TO TYLKO ZEWNĘTRZNY SPOKÓJ?

A może to odwaga zmierzenia się z rzeczywistością? Opanowanie kojarzy się przede wszystkim ze zneutralizowaniem gwałtownych reakcji przerażenia, oburzenia itp. w obliczu jakiejś sytuacji czy wydarzenia. Łatwo zgadzamy się z tym, że osoba opanowana to ta, która nie okazuje na zewnątrz swoich negatywnych emocji, nie reaguje lękiem, oburzeniem widocznym dla otoczenia. Jednak głębsze rozumienie opanowania prowadzi do jeszcze innych spostrzeżeń.

Opanowanie jest całkowitym przeciwieństwem namiętności, przemocy, żądzy i jakiegokolwiek rodzaju fanatyzmu. Opanowanie jest przeciwieństwem upartości zapalczywego trwania przy swojej jedynej słusznej racji. Jest umiejętnością rezygnowania z celów – jeśli te okazują się być daleko poza zasięgiem danej osoby. Opanowanie skłania do kierowania się wartościami, nie żądzami i namiętnościami. Nie usiłuje zacierać i zmieniać zaistniałych faktów, aby ziścić swoje marzenia. Opanowanie jest bliskie ludziom poszukującym zdrowej duchowości, nie ulegającym paraliżującemu lękowi przed rzeczywistością gdy przyjdzie się zmierzyć z trudnościami. 

Gdy w reakcjach, uczynkach i decyzjach brakuje opanowania skutkuje to wiecznym niezadowoleniem, wieczną potrzebą oceniania kogoś lub czegoś niekorzystnie, poczuciem, że coś nie gra, bo świat nie chce ziścić marzeń o własnym lepszym wymarzonym położeniu, ocenie. Wtedy każde zdarzenie, które wydaje się być »nie na rękę« skutkuje rozczarowaniem i wyprowadzeniem z równowagi choć zewnętrznie można się śmiać od ucha do ucha. Tak więc reakcje zewnętrzne nie zawsze są źródłem realnej informacji zwrotnej o bycia, czy nie bycia opanowanym. Fakt, ze świat biegnie swoim rytmem, ludzie podejmują własne wolne decyzje będzie dla osoby nieopanowanej osobistą porażką a miejsce opanowania zajmą różnorakie »zabiegi« i »załatwiania spraw« dążące do zmiany zaistniałej realnej rzeczywistości. Brak opanowania, przemoc, żądze decydują wtedy o poczuciu wartości własnej osoby na tyle, na ile da się zrealizować to, co one dyktują.

Dla osób opanowanych jest to po prostu śmieszne. Opanowanie pozwala na spojrzenie z dystansem na siebie, własne marzenia, funkcję i wartość. Opanowanie nie pozwala pogrążać się w złośliwości. Pozwala reagować w wolności a chroni przed rozwydrzoną samowolą.

niedziela, 11 grudnia 2011

TRZYMAJCIE SIĘ TEGO, CO DOBRE

W wybranym na III Niedzielę Adwentu fragmencie Listu do Tesaloniczan (1 Tes 5,16-24) odnajdujemy zachętę do trwania w pokoju, radości, wdzięczności, trosce i wyrozumiałości. Przede wszystkim jednak słyszymy o konieczności czynienia dobra wobec wszystkich ludzi.

Trudno byłoby realizować te słowa zachęty i czynić dobro, gdybyśmy sami w sobie nie dostrzegali wartości dziecka Bożego i nie byli świadomi własnej godności wynikającej z podarowanej przez Stwórcę tej nietykalnej wartości. Jaką informację o sobie tak właściwie »przesyłamy« innym ludziom poprzez swoje, postępowanie, sposób myślenia, decyzje podejmowane przez nas a mające wpływ na innych? Czy jesteśmy skłonni do podnoszenia ludzi na duchu, bez własnych pokrętnych egoistycznych kalkulacji – nie mających zresztą nic wspólnego z rozsądkiem nakazującym chronienie się przez ewentualnym wpływem złego działania ze strony innych? Czy raczej na najwyższym szczeblu własnej hierarchii wartości stawiamy pozytywne wyniki małostkowej »opłacalności« kosztem wyrządzenia komuś zła?


 

Dużo zależy od sposobu postrzegania samego siebie i obiektywnej oceny własnego poczucia wartości. Wysoki status materialny, szeroko rozumiane powodzenie ani cała paleta posiadanych umiejętności nie dostarczą nam informacji zwrotnej na ten temat. Cennym i wartościowym czyni człowieka to, że nosi w sobie obraz samego Stwórcy i otrzymania od Boga darów. Właśnie to stanowi o godności każdej osoby. Nikt tej godności nie może stracić przez chorobę, z powodu braku pracy, ani żadnych zewnętrznych ludzkich decyzji, czy opinii. Każdy sam decyduje o poszanowaniu tej godności w sobie i w innych. Szanowanie godności drugiego człowieka jest ważnym elementem w informacji zwrotnej o własnej wartości – jako osoby, chrześcijanina.

Święty Paweł przestrzega przed wyrządzaniem zła komukolwiek a tą myśl łączy z upomnieniem: „Nie gaście Ducha!” Chrześcijanin jest zobowiązany do nieustannego »badania« źródeł własnych decyzji, które zawsze w konkretny sposób będą oddziaływać na innych ludzi. Respektowanie zachęt i upomnień Apostoła wiąże się z nieustannym czuwaniem i troską o jakość, przede wszystkim własnego postępowania. Prawdziwy Boży pokój, radość, wdzięczność, wyrozumiałość nigdy nie pojawia się jako konsekwencja liczenia cudzych grzechów ani orzekania o czyjeś wartości.

To, co o sobie mówimy musi być adekwatne do rzeczywistości. Chrześcijanin nie może trwać w zakłamaniu poprzez wysuwanie nadmiernych oczekiwań względem innych osób. Nie może dokonywać wyborów, których ostatecznym bilansem jest jakakolwiek krzywda innych ludzi. Bóg dał człowiekowi wolną wolę i Dekalog oraz Boże Słowo i to one są głównym punktem odniesienia wszystkich ludzkich decyzji. W oparciu o nie - dobro określamy dobrem a zło – złem a nie – »różnymi poglądami«.

Zdiagnozowanie własnych skłonności w odniesieniu do bliźnich daje nam prawdziwą odpowiedź na pytanie: Kogo reprezentuję? Za kogo się uważam?

Jeśli podejmujemy szczególną służbę we wspólnocie Kościoła, tym bardziej musimy dążyć do uzyskania czytelnej informacji o poczuciu własnej wartości – czy jest adekwatne do stanu faktycznego. Trzeba zdiagnozować na czym skupiamy swój wysiłek w codziennych dążeniach; czy na staraniu o dobro dla wszystkich ludzi, czy też prościej nam „gasić Ducha” i uznać, że pewnych osób się nie zadowoli. Pewno są i takie, tylko czy to stan faktyczny, czy usprawiedliwienie własnego potężnego lenistwa duchowego przy zachowaniu jednak wysokiego poczucia własnej wartości?

Warto też zdiagnozować dlaczego angażujemy się dla dobra innych, czy na pewno ze względu na godność dziecka Bożego i czy to dobro ogarnia wszystkich?

Jednak o tym każdy człowiek decyduje we własnym sercu. Decyduje też o tym, czym karmi dusze bliźnich i co najważniejsze – często nie chce przyjmować do wiadomości , że jest za to odpowiedzialny! Granica między dobrem a złem przecina każde ludzkie serce. Od nas zależy jak duży obszar zostanie ogarnięty dobrem. Niezgoda, krytykanctwo, lekceważenie i poniżanie innych, satysfakcja z czyjegoś niepowodzenia, wewnętrzne zgorzknienie, będą zawsze stanowiły wygodne ogniwa dla budowania zawyżonego poczucia własnej wartości. Wtedy sami w wyniku własnej decyzji niszczymy w nas samych godność dziecka Bożego. Nie pomnażamy wartości prowadzących do pokoju, radości, wdzięczności, wyrozumiałości, ale podążamy w zupełnie odwrotnym kierunku.

sobota, 10 grudnia 2011

DO KOGO PRZYRÓWNAM TO POKOLENIE? (Mt 11,16).


Ewangelia przestrzega przed powierzchownym i pozornym »byciem w porządku« i tak samo rozumianą »stosownością« w postępowaniu. Ewangelista zapewnia, że w każdych czasach będą ludzie dający świadectwo wiary i zaufania Bogu za cenę nawet dużych wyrzeczeń, przeciwności stwarzanych przez tych, od których mamy prawo oczekiwać zrozumienia, uczciwości i trwania w dawaniu świadectwa gdy chcemy podążać drogą wskazaną przez Słowo Jezusa. Ale to prawdziwe dążenie do uczciwego i odważnego spojrzenia na bliźnich, szukanie możliwości konstruktywnej konfrontacji, współpracy, możliwości stwarzania warunków do czynienia dobra i szeroko pojętego rozwoju duchowego niestety nierzadko jest przyczyną wyeliminowania z grona – »przyznających się do chrześcijańskich korzeni«. Dzieje się to w wielu środowiskach, zarówno wśród osób świeckich jak i tych w stanie duchownym. Istnieje w tym wszystkim przekonanie, że poglądy trzeba uformować tak, aby dopasować się do sztucznych autorytetów, nie do wartości wskazanych w Słowie Bożym. Absurdalne? Nie realne, jak najbardziej. Przyznawać się bardzo głośno do chrześcijańskich korzeni – to jedno a żyć Dekalogiem i słuchać słów Chrystusa to drugie – to mogą też być dwie różne sprawy.
Na pewno warto sprawdzić na ile tkwimy przy pierwszym a na realizujemy to drugie we własnym postępowaniu, czy istnieje tu spójność. Na pewno też warto od razu zabrać się do poprawek we własnym charakterze i solidnego prania duchowego, wiem też z własnego doświadczenia, że to trudne ale lepiej nie odkładać na później bo inaczej co to za czuwanie?
Pozorne i prawdziwe »bycie w porządku«. Trudno tu mówić o występującej prawidłowości, czy o schematach charakteryzujących jedno i drugie. Pierwsi chętnie określają się jako osoby elastyczne i myślące konkretnie. Ich postępowanie nie jest jednoznaczne i jasne w świetle chrześcijańskich wartości. Są pozbawieni kośćca – w sferze moralnej stawiają własne potrzeby ponad wartościami chrześcijańskimi, są oschli, zimni, twardzi - ale nie silni. Głównym celem na którym się skupiają jest ukazanie siebie, jako autorytetu. W tym celu są nawet skłonni na naruszenia przestrzeni relacji personalnych i niszczenia ich. To najbardziej destrukcyjna siła. Nie są zdolni do zmiany skostniałych schematów we własnym systemie wartości, których przecież nie wynieśli ze słuchania Jezusa. Oczekują, że inni będą „tańczyć, albo płakać” wtedy, gdy czas i okoliczności określi ich »autorytet«. Wkraczają też w obszar, gdzie chcieliby sięgnąć po prawo samodzielnego rozdzielania łask Bożych , darów Ducha Świętego, opinii itd. Ewangelia mówi, że Jezus rozmawiał z ludźmi – wszystkich stanów a inni widzieli w tym zło i nie oszczędzili dosadnych etykietek samemu Jezusowi. Jezus chciał słuchać ludzi, aby nauczyć nas słuchania. Ten, kto nie słucha słowa Chrystusa, nie potrafi widzieć w drugim człowieka, powiedzieć, że nawalił w poważnej sprawie, będzie unikał konfrontacji jak ognia, jeśli ta miałaby być uczciwa, bo na pewno nie przyzna się do błędu. Niestety, jest to gorzką prawdą, że taka postawa nie jest rzadkością wśród wielu zdeklarowanych chrześcijan, zarówno w stanie świeckim jak i duchownym.
Prawdziwe »bycie w porządku«. Co zrobić w zderzeniu z tą pierwszą postawą, jak samego siebie przed nią uchronić? Na pewno trzeba pokonać chęć odwetu, który rodzi się naturalnie w odpowiedzi na każdy rodzaj przemocy. Może to paradoksalne, ale zostawmy tych toksycznych »porządnych« w ich świecie bo i tak go nie zmienimy. Możemy im tylko wytrącić argumenty świadectwem naszego życia, odpowiedzialnością za to, co jest naszym zadaniem i wiernością Bogu. Zostawmy złość i zło, tym którzy świadomie i dobrowolnie chcą nim żyć, choćby w odniesieniu do nas.

Wtedy nie stracimy też nadziei, że miłość jest silniejsza niż przemoc. Miłość dodaje odwagi. Prowadzi do nowej przestrzeni w której mogę się poczuć całkowicie dobrze i bezpiecznie. Droga wśród przeciwności oświetlona blaskiem przychodzącego Chrystusa prowadzi do przebudowania we własnym życiu tego co było na coś nowego, lepszego.

piątek, 9 grudnia 2011

O ZAUFANIU KOŚCIOŁOWI

Ja PAN, jestem twoim Bogiem (Iz 48,17).  Kościół według samego Jezusa ma stanowić Jego Owczarnię. Prorok Izajasz pisze, że Bóg chce prowadzić swój lud, jednak domaga się od niego umiejętności słuchania Boga i otwartości na Jego naukę. Dlaczego ludzie nie ufają Kościołowi? Na ogół zaufania nie budzi ten, kto w odpowiedni sposób nie spełnia oczekiwań, należących do jego zasadniczych obowiązków. Podstawowym obowiązkiem Kościoła jest głoszenie Słowa Bożego i życie według  nauki Chrystusa.
Na pewno katecheci i duszpasterze powinni być profesjonalistami, fachowcami od ewangelizacji a co za tym idzie nierozłącznie – od życia duchowego. A jeśli profesjonalistami to i autorytetami moralnymi, opierającymi własne życie na wartościach, bo tego żąda Bóg. Jednak prawdziwy autorytet takiej  osoby ani jego argumenty nigdy nie są na pierwszym planie. Tego rodzaju autorytety muszą najpierw uczyć JAK BYĆ Kościołem prowadzonym przez Boga, a nie eksponować aspekty instytucjonalne, czy walory personalne kogokolwiek.  Większość ludzi nie oczekuje też recept dawanych na życie, bo takich nie ma, ani opowiastek z puentą, które i tak skrytykują przy obiedzie. Rozwijany na różne sposoby język zakazów i nakazów nie ukazujący wartości i specyfiki ich oddziaływania w codzienności nie zaowocuje tym, że słuchający otrzymają szansę właściwego wybierania wartości.
Najbardziej sprzyjającą przestrzenią prowadzącą do dokonania wyboru aby bardziej BYĆ Kościołem jest dialog a także jasne i czytelne wprowadzanie Słowa Bożego we własne życie w odniesieniu do każdego człowieka. Trudne to jednak bez skłonności do pokory. Sztuczna dobroduszność i wyniosłość też zdecydowanie zraża, powierzchowne deklaracje pomocy, czy zapewnienia o modlitwie, gdy potrzeba zaangażowania i dialogu działają tak samo. Przykrywanie braku wiedzy merytorycznej krytykanctwem innych oddziałuje identycznie. Właśnie z powodu braku otwartości, zaangażowania w dążeniu do tego aby BYĆ KOŚCIOŁEM i z powodu nieznajomości życia z jakim boryka się statystyczny chrześcijanin Kościół  w wielu osobach nie budzi zaufania.
Jednak tak jak do Izraela Bóg mówi do nas: „Ja PAN jestem Twoim Bogiem”. Nie wystarczy więc przekonanie o własnej wyjątkowości, jeśli nie rozumiemy jej PRZEDE WSZYSTKIM jako wyjątkowości w sensie powołania do szczególnie uważnego słuchania Słowa Bożego.

czwartek, 8 grudnia 2011

DECOUPAGE. PUSZKI.

Każda okazja jest dobra, żeby podarować sobie chwile twórczej zabawy. W moim przypadku tą okazją okazała się reorganizacja kuchni. Na całe szczęście wszystko się wpasowało w czas przedświątecznych porządków. Tak więc ozdobiłam stare puszki serwetkową techniką decoupage. Jedna po czekoladkach z Milki a druga... tak stara, że już nie wiadomo po czym ale ostatnio po t - lightach.  Jakoś się udało, chociaż wcześniej wydawało mi się to trudniejsze. Tak więc metalowe pudełka zyskały nowy wygląd.
Puszka na orzechy 



Puszka na herbatkę owocową



A to doniczka na drewniane łyżki 
Tak to się porządkowało w tym roku... Chyba trzeba spojrzeć pod tym kątem na więcej starych przedmiotów . W końcu człowiek sam do końca nie może być pewny, co jeszcze znajdzie wśród rzeczy "odłożonych na bok" do tzw. lamusa. Może tak niektóre warto kolorowo przywrócić do życia? A
Było nie było - kolorowe otoczenie sprzyja - i to wszechstronnie.

poniedziałek, 7 listopada 2011

SZACUNEK - TEST KULTURY

Szacunek to na pewno więcej niż postawa, nie mieści się też w pojęciu cechy charakteru, chociaż jak najbardziej mówi się o kimś, że „ma szacunek” albo „odnosi się z szacunkiem”. Szacunek idzie o wiele dalej niż sam sposób – ogólnie ujmując - traktowania ludzi; ma konkretne źródła i przynosi efekty sięgające dalej, niż nawiązanie i utrzymanie pozytywnej relacji. Szacunek okazywany ludziom podnosi ich na duchu. Okazywanie innym braku należnego szacunku nierzadko jest powodem ich smutku, uzasadnionego poczucia poniżenia i wyrządzenia krzywdy, czy nawet załamania – jeśli jest to postawa natarczywa i demonstrowana z premedytacją, a jej celem jest właśnie poniżenie kogoś. Takie postępowanie jest równoznaczne z grzechem ciężkim, właśnie ze względu na skutki, gdyż nigdy nie wiadomo jak daleko i głęboko sięga działanie człowieka.

Według św. Benedykta dla chrześcijanina umiejętność okazywania szacunku jest jednoznaczna z autentycznością wiary. Każdy nosi w sobie »tchnienie, iskrę« samego Stwórcy. Szacunek to umiejętność właściwego traktowania ludzi, która nie pozwala na przeprowadzanie egoistycznych podziałów. Szanuje się zarówno wielkiego, jak i małego, bezbronnego, ubogiego. Właśnie ze względu na niepodważalny fakt posiadania tej »Bożej iskry«.


Natomiast domaganie się szacunku może być na pewno formą obrony przed szeroko rozumianą dyskryminacją. Nie jest tajemnicą fakt, że np. kobiety w kościele powinny domagać się szacunku od środowiska męskiego. Często demonstracyjny brak szacunku jest najzwyczajniej formą ukrycia własnych braków a wytworzony pancerz gwarantujący nietykalność, ma zapewnić zakrycie własnej banalności.

Szacunek jest całkowitym przeciwieństwem cynizmu godzącego w godność człowieka. Osoba posiadająca umiejętność okazywania szacunku nie interesuje się śledzeniem osobistych spraw innych ludzi. Taki człowiek we właściwym momencie wyczuwa, że wkroczyłby w coś zdecydowanie nie swojego, zbyt subtelnego, więc cofa się – ze względu na »Bożą iskrę«, która jest własnością innej osoby. Rozpoznaje kiedy ma się zatrzymać, aby nie podeptać godności innego człowieka. To jest właśnie test autentyczności wiary i test kultury duchowej - tym samym osobistej.

niedziela, 6 listopada 2011

PRAWDOMÓWNOŚĆ DROGĄ DO ROZTROPNOŚCI

Człowiek prawdomówny podejmuje jasne decyzje, formułuje czytelne wypowiedzi, jest autentyczny, jednoznaczny. Nie zasłania się niewiedzą o konkretnych zdarzeniach, gdy jedyną drogą wyjścia jest szczerość. Prawdomówność nie pozwala na używanie niewłaściwie rozumianej dyplomacji, nie uwikła nikogo w intrygi. Człowiek prawdomówny nie obawia się, że inni ściągną mu maskę.
Kłamca panikuje, gdy tylko zauważa, że ktoś może odkryć jego fałsz i intrygi, nierzadko skrywa tą swoją panikę, pod przyjęcie »postawy z klasą«, aby pokazać, że żaden fałsz nie może go dotyczyć. Natychmiast w momencie pojawienia się najmniejszej części prawdy szuka drogi do uciszenia tego, kto tę prawdę zna. Ta postawa popycha dalej, do histerycznego wręcz, napędzanego niesłychaną zapalczywością i energią impulsu do szukania argumentów za tym, że dana osoba powinna zamilknąć. Wtedy z wielka starannością dba o niszczenie wizerunku osoby, mogącej odkryć prawdę o nim samym i jego postępowaniu.     





                                    
Kłamca kieruje się zawsze lękiem, analizuje skrupulatnie każdy ruch i każde słowo osoby prawdomównej - »wroga« i entuzjastycznie wyciąga to, co nadaje się do ubrania w wygodną mu interpretację, aby tylko podważyć godność i wiarygodność tej osoby, czy grupy osób. Kłamcę niejako można poznać po tym specyficznym entuzjazmie i nabieraniu pewności siebie, gdy podejmie krytykanctwo, po wyczekiwaniu na »złe wieści« o kimś.

Człowiek prawdomówny reaguje inaczej. Nawet gdy błąd drugiej osoby jest faktem, od razu kierowany troską o dobro, podejmuje dialog. Przyjmuje postawę przyjaciela wychodzącego naprzeciw z dobrą radą. Nie czeka na finał zła, gdyby taki mógł zaistnieć – tylko po to, aby uwikłać kogoś w intrygi i zasłonić własny fałsz, upadki i braki poniżeniem kogoś. Nierzadko zdarza się, że umiejętność »poruszania się« wśród tak skonstruowanych intryg nazywa się nawet »roztropnością«.. Cóż, element zapobiegliwości występuje tu na pewno. Tylko jak interpretowanej? Słyszałam nawet jak w kontekście tak interpretowanej roztropności, ktoś cytował Pismo Święte, że „ musimy być roztropni jak węże…” Cały pakiet cech tego gada, jest tu więc naśladowany bez wątpienia, gorzej z postawą dotyczącą człowieka.

Człowiek prawdomówny jest wolny. Nie ukrywa nic, bo tylko brud potrzebuje ukrycia – żeby nie było wstydu. Nie obawia się zdemaskowania, bo nie ma czego demaskować. Nie musi tworzyć fałszywych obrazów siebie, ani innych. Fałsz i kłamstwo są zawsze »darami« złego ducha i nie ma takiej możliwości, żeby ich użyć do czyjegokolwiek dobra.

Fałsz potrafi generować wzniośle i szlachetnie brzmiący argument sugerujący rozwagę - o „wyborze mniejszego zła” albo, że „prawda może szkodzić” . Czy nie przewrotność i pusta paplanina kryje się pod tymi pojęciami? Taki sposób stawiania sprawy zakłada znów kluczenie krętymi drogami naciąganych interpretacji, używanie chorej dyplomacji a przede wszystkim nadal wybór zła jest tu oczywisty: między złem a złem.

Ludzie prawdomówni prowadzą nas do prawdy własnego serca, do pokoju serca. Aby prowadzić – trzeba być otwartym na każdego – otwartość nie oznacza utożsamiania się i bratania z każdym – oznacza szczerość, umiejętność postawienia samego siebie w prawdzie - autentyczność. Kłamca reaguje agresją na osobę niewygodną, człowiek prawdomówny podejmuje szczery dialog. Tylko, że pojęcie szczery – odczytuje się nierzadko z zabarwieniem „naiwny” – czyli wierzący właśnie w prymitywnie skonstruowane kłamstwo, zamiast „prawdziwy, prawdomówny”. Kłamstwo każdego formatu dzieli, nie pozwala na zgodność na szacunek wobec innych a wreszcie na życie w zgodzie z samym sobą – pełnią życia.

Tyle strat z powodu kłamstwa dla duszy człowieka. A kłamcy sądzą, że odnoszą sukcesy, gdyż sprzyjające otoczenie stawia ich wysoko. Nie widzą jednak, że bez okularów wkomponowanych w maskę, rzeczywistość wygląda diametralnie inaczej.

poniedziałek, 31 października 2011

ŚWIĘTOŚĆ - NAJLEPSZA DROGA DLA WSZYSTKICH

Nadchodzi jedno z najpiękniejszych świąt. Zaciera granicę nieba i ziemi, życia i śmierci. W szczególny sposób odczuwamy obecność bliskich, którzy są już w świetle chwały Stwórcy. 1 listopada obchodzimy święto Wszystkich Świętych. Przeszło ich przez ziemię tysiące, miliony. Jedni mają ołtarze inni nie mają swojego święta w kalendarzu. Żyli szukając sprawiedliwości, troszcząc się o pokrzywdzonych i słabszych, oczekując prawdy i pokoju. Jedni cieszyli się poważaniem inni cierpieli z powodu drwin i prześladowań.
Są wśród nich biedni i bogaci, sędziwi, młodzi i dzieci. Żyli w każdym czasie. Może też w naszych rodzinach. Jest wielu, którzy mogli ich spotkać i dotknąć, patrzeć na nich, słuchać i odczytać przesłanie ich życia i śmierci.
Teraz wszyscy, spośród wieczności i nieskończonej radości przesyłają nam zaproszenie do podążania w tym samym kierunku. Przecież dążenie do świętości nie polega na powtarzaniu od czasu do czasu jakichś wzniosłych i starannie wyreżyserowanych dla określonej publiczności aktów dobroci – jest po prostu najzwyklejszym, codziennym »stylem« życia. 




Święci żyją wśród nas. Odczuwamy dobro płynące z ich serca i duszy, stanowczość w obronie dobra, odczuwamy działanie ich mocnych słów prawdy 
w obronie krzywdzonych.

Błogosławiony Jan Paweł II takimi słowami mówił o świętości: 

„Święci nie przemijają. Święci żyją świętymi 
i pragną świętości. 

Jeśli dziś mówimy o świętości, o jej pragnieniu i zdobywaniu, to trzeba pytać, w jaki sposób tworzyć właśnie takie środowiska, które sprzyjałyby dążeniu do niej. (…) Potrzeba wreszcie, aby w sercach ludzi wierzących zagościło to pragnienie świętości, które kształtuje nie tylko prywatne życie, ale wpływa na kształt całych społeczności”.


Recepta na osiągnięcie celu jest jedna, zawsze ta sama, sprawdzona, od wieków niezmienna. Podobno od ponad 2000 lat nikt się na niej nie zawiódł:

"Błogosławieni ubodzy w duchu,
albowiem ich jest królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy się smucą,
oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi,
albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości,
albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni,
albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca,
albowiem oni Boga oglądać będą
Błogosławieni pokój czyniący,
oni będą nazwani synami Bożymi
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości,
albowiem ich jest królestwo niebieskie.


Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i mówią kłamliwie wszystko złe na was fałszywie na moje konto. Cieszcie się i radujcie, bo wielka jest wasza nagroda w niebie ".



sobota, 29 października 2011

JESIENNA STREFA CISZY

Po szczęśliwym, chociaż nierychłym zakończeniu wszelkich zmagań z zakupami, porządkami i papierami, udało mi się wyrwać godzinkę na beztroskie snucie się po otulonym jesienią Sopocie. Wolne chwile kiedy można oderwać się od presji czasu, spełniania płynących z wielu stron oczekiwań i obowiązków są doskonałą przeciwwagą dla szybkiego tempa aranżowanego przez różne okoliczności. Odpoczynek znowu połączyłam z poszukiwaniem małych i dużych śladów jesieni. W świetle popołudniowego słońca jesienna gama kolorów była jeszcze bardziej intensywna. Udało mi się znaleźć kilka uroczych widoków i szczegółów.
hostgator coupon code

środa, 26 października 2011

JAK OSIĄGNĄĆ PRAWDZIWY SUKCES


Mówimy, że sukces osiągamy wtedy gdy się coś udaje a wysiłki i starania doprowadzają nas do osiągnięcia pozytywnego wyniku, gdy ktoś cieszy się powodzeniem z jakiegoś względu itp. Sukcesem jest osiągnięcie wyznaczonego celu, może też odnosić się do wpływu, jak mam na innych ludzi.

W zależności od dziedziny, w której ludzie odnoszą sukcesy – są one weryfikowane przez różne kryteria: zyski, ilość słuchaczy, czytelników, widzów, wyniki, pozycje w rankingach itd.

Zauważamy też że istnieje sukces długotrwały i krótkotrwały – mający krótkie nogi. Prawdziwy, naturalny i »pędzony sztucznie«. Ogólne kryteria obydwu rodzajów sukcesu są te same: powodzenie, pomyślny rezultat, osiągnięcie celu. Zdarza się, że na pierwszy rzut oka jeden nie różni się niczym od drugiego. 


Różnice jednak są kolosalne a w przypadku sukcesu »pędzonego sztucznie« pociągają za sobą skutki, które będą oddziaływać w przyszłości. Prędzej, czy później człowiek »sztucznego sukcesu« nie będzie w stanie ich ograniczyć ani nad nimi zapanować.

Prawdziwego sukcesu nigdy nie osiąga się przez manipulację innymi – zgodnie z zasadą: „Mój sukces = porażka innych”. Ludzie tak myślący doczekują chwili, gdy tworzenie wrogiej atmosfery wokół innych – »wrogów, rywali« – obraca się przeciwko nim samym. Każdy sukces w oparciu o zasadę przewagi »siły« a nie »dobra« w rezultacie runie. Czy droga zła i podstępu w ogóle może prowadzić do stabilności i radości?

Ludzie prawdziwego sukcesu nie dostosowują się do zasady »siły« ani: „Mój sukces = porażka innych”. Przypomina to raczej teorię Darwina o przetrwaniu najsilniejszych a odnoszącą się – jakby nie było – do … zwierząt:) Ludzie sukcesu nie dostosowują się do spekulacji i działań bez skrupułów. Wiedzą, że wartości zawsze będą stabilnym gruntem długofalowego sukcesu. Wiedzą, że drogą do prawdziwego sukcesu, jest wyłącznie dobro. 

Prawdziwy sukces:
  • Wymaga zdrowych postaw 
  • Nie jest zdobywany kosztem innych - jest rezultatem własnej pracy 
  • Potrzebuje uczciwych więzi z innymi ludźmi


sobota, 22 października 2011

BARWY JESIENI

Niebo oddycha sobie całkiem klarownym błękitem a cichy wiatr spokojnie przesuwa biało-szare obłoczki. Promienie południowego słońca padają na lekko pozłocone korony drzew. Ciepłe barwy jesieni jakoś po swojemu potrafią uroczyście potęgować klimaty sobotniego relaksu i zachwyt kolorami przyrody. Znalazłam sporo śladów jesieni w skali mikro i makro:)

niedziela, 16 października 2011

WDZIĘCZNOŚĆ ŹRÓDŁEM RADOŚCI

Każdy człowiek ma wiele powodów do wdzięczności a płynąca z niej radość też może być udziałem każdego człowieka. Radość i wdzięczność są nierozłączne, wzajemnie się podtrzymują i »napędzają«. Tak jak dobry humor, uśmiech i pogoda ducha są poniekąd zaraźliwe. Mogą wzrastać w człowieku i ogarnąć jego życie.

Austriacka pisarka Marie von Ebner-Eschenbach znalazła sposób na pomnażanie i na samą naukę wdzięczności: „Za nic nie jesteśmy wdzięczni tak jak za wdzięczność”. Stwierdza jednak, że nie wszystkich ludzi stać na wdzięczność, ale to nie przyczyny zewnętrzne blokują drogę do wdzięczności, ale decyzja płynąca z ich woli. Blokada na okazywanie wdzięczności tkwi w samym człowieku: „Uczucie wdzięczności jest ciężarem, który mogą znieść tylko silne charaktery”. 




Niektórzy ludzie odrzucają wdzięczność z różnych powodów, skrupulatnie segregują innych według własnych egoistycznych i interesownych kryteriów, dzieląc na tych, którym ewentualnie wdzięczność można okazać i na tych, którzy według ich mniemania na wdzięczność nie zasługują.

U źródeł takiej »segregacji« może tkwić jedynie pycha, lęk i małostkowość, totalna blokada drogi do prawdziwego człowieczeństwa.

Takiego rodzaju myślenie zauważył już w starożytności Tacyt: „Dobrodziejstwo zachowuje swoją wartość, póki jesteśmy przekonani, że możemy się za nie wypłacić: gdy zbytnio przekracza miarę, na miejsce wdzięczności wchodzi nienawiść”.

Dobrodziejstwa bardzo często będą przekraczać miarę, zwłaszcza te niematerialne, płynące z innych ludzi, bo ich Dawcą jest sam Stwórca, który chce obdarowywać nas dobrem przekraczającym wszystkie ludzkie miary. Nie możemy więc wcisnąć Pana Boga w jakąś swoją miarkę, nakazać Mu że innym ma dać tyle, byleby nie mieli więcej od nas. No, wtedy stojąc wyżej, na cokole wyniosłości owszem, będziemy dziękować – tylko komu i tak naprawdę za co, tak ze »wzrokiem« skierowanym w dół?

Gdy dostrzegamy dobrodziejstwa, podziwiamy dzieła, zdolności i dary w które Bóg wyposażył ludzi, różniące się od tych, które my sami posiadamy, kiedy jesteśmy wdzięczni, że postawił ich przy nas – wtedy uwalniamy się od zazdrości i chorej rywalizacji. Nie wejdziemy na poniżającą nas samych drogę pomniejszania czyjejś wartości. Akceptujemy wolę Boga, który obdarowuje każdego człowieka według własnego upodobania.

Wdzięczność umożliwia udział w radości i prowadzi nas do osiągnięcia pokoju serca.

sobota, 15 października 2011

KONTROLA WŁASNEGO MYŚLENIA

Na pewno każdy rozsądnie myślący człowiek potwierdzi, że kieruje się własną wolną wolę. Człowiek wierzący jest przekonany, że został nią obdarowany przez Stwórcę . Każdy więc posiada zdolność formowania własnej mentalności, ale jak wiadomo, jedni z tej zdolności korzystają inni nie. Mówi się o istnieniu takiej czy innej mentalności. Mentalność, to nic innego jak sposób myślenia i ogólne nastawienie do własnego życia, różnych ideologii, do podejmowanych zadań i obowiązków a także do innych ludzi. Własna mentalność formowana – według myśli Stwórcy, to zupełnie inna sprawa, niż ukierunkowywanie swojego myślenia i nastawienia do rzeczywistości zgodnie z tym, co myślą i jak postępują »wszyscy« wokół mnie. Takie przekonanie należałoby nazwać raczej podatnością na manipulację. KAŻDY KTO NIE OPIERA SWOICH DECYZJI NA FUNDAMENCIE SŁOWA BOŻEGO ULEGA ILUZJI – FORMUJE MENTALNOŚĆ FAŁSZUJĄCĄ RZECZYWISTOŚĆ.



Potrzebujemy więc samodzielności w kontroli własnego myślenia i postrzegania rzeczywistości wokół nas. Jest sposób, aby nie dać się »zmanipulować«. Otóż każdy człowiek powinien zastanowić się, czy jego własne myślenie odpowiada rzeczywistości, czy też nadaje jej interpretacje dopasowane do realizacji małostkowych interesów jednostki, czy jakiejś grupy ludzi. Umiejętność zweryfikowania – czy moje własne myślenie odpowiada rzeczywistości, czy też ją zafałszowuje jest doskonałym testem dojrzałości duchowej człowieka, dojrzałości własnej osobowości.

Bardzo często przyjmowanie opinii otoczenia na temat danej sytuacji, ideologii, osoby itd. jest podyktowane patrzeniem na rzeczywistość pod kątem »opłacalności«, która prowadzi do narzucenia sobie i innym odpowiednio zaaranżowanego sposobu postępowania. Istnieje ogromne ryzyko, że tak pojmowana »opłacalność« nie ma nic wspólnego z prawdą i sprawiedliwością, ale dąży do podkreślenia innych wartości, czy wręcz antywartości. »Opłacalność« wyrażania narzuconych opinii w dzisiejszym świecie zyskuje coraz większy wpływ i najczęściej rośnie aż do rangi absolutnej wartości.

Powinniśmy więc kontrolować swój sposób myślenia i zweryfikować, czy rzeczywiście wsłuchuję się w wolę Boga, która prowadzi mnie do pełni życia, czy też wolę kierować się tym, co myślą »wszyscy«, aby przypadkiem nikomu się nie narazić i nie stracić »mentalnie dochodowych układów«, które zapewniają akceptację i „poważanie” w wąskim kręgu osób, za cenę niesprawiedliwości i lekceważenia woli Bożej. Siłą napędową tej nierzadko atrakcyjnej »opłacalności« jest niemal w każdym przypadku degradacja innych ludzi, właśnie dla osiągnięcia małostkowych i »pustych celów«.

Niedawno trafiłam na bardzo głęboką myśl, która tak wyraża ten problem:

„Czasem czyta się jaśniej w tym, który kłamie, niż w tym, który mówi prawdę. Prawda oślepia jak światło. Kłamstwo jest pięknym zmierzchem, przydaje wartości wszystkim przedmiotom”. (Albert Camus)

W dobie kryzysu sumienia każdy jest narażony na wielkie niebezpieczeństwo »kupienia« tanich obietnic szczęścia, akceptacji, sprawiedliwości itd. Antywartości bywają pięknie opakowane, a z zewnątrz wyglądają jak absolutne dobro. Wysokie »statystyki« tych, którzy je kupili usypiają czujność sumienia i nierzadko po omacku, człowiek właśnie »kupuje« ten opłakany mechanizm do automanipulacji wręcz z entuzjazmem.

A ponieważ przyjmowanie myślenia takiego jak »wszyscy« nie wymaga żadnego wysiłku, staje się bardzo atrakcyjne. Człowiek ulega wtedy iluzji a jego myślenie zafałszowuje rzeczywistość. Każda osoba ma wolną wolę a odpowiedzi na dylematy, interpretacje sytuacji i pytania dyktowane przez życie ma szukać u Stwórcy a nie u »wszystkich«, którzy myślą tak samo, gdyż taki wytwór jak »wola stadna« nie istnieje . Własne sumienie i wolną wolę można formować wyłącznie w dialogu ze Stwórcą - jeśli człowiek ma wzrastać duchowo, nie w dialogu ze »wszystkimi«, gdyż to nie oni nas stworzyli.

Ojciec Święty Jan Paweł II mówił o tym, co dzieje się, gdy człowiek odrzuca prawdę.

„Gdy człowiekowi odbierze się prawdę, wszelkie próby wyzwolenia go stają się całkowicie nierealne, ponieważ prawda i wolność albo istnieją razem, albo też razem giną”. (Encyklika Fides et ratio, 90)

Abyśmy trafnie rozpoznali źródła, które formują nasze myślenie i decydują o sposobie postrzegania rzeczywistości, innych, siebie, własnej pracy, potrzeba mądrości. Błogosławiony Jan Paweł II tak o tym mówi:

„Prawdziwa dojrzałość idzie zawsze w parze z prostotą. Prostota nie oznacza spłycenia życia i myśli, nie neguje złożonego charakteru rzeczywistości, ale jest umiejętnością uchwycenia istoty każdego problemu, odkrycia jego zasadniczego sensu i jego związku z całością. Prostota jest mądrością”. Jan Paweł II, W poszukiwaniu oblicza Boga, Homilia, 23.X.1998.  



Czy więc zależy nam na »opłacalności«, czy raczej OPŁACA SIĘ zaangażować dla sprawiedliwości zgodnej z wolą Stwórcy?

piątek, 14 października 2011

WDZIĘCZNOŚĆ - TEST ODWAGI

Wdzięczność jest sztuką łączącą w sobie wiele wartości: sprawiedliwość, miłość bliźniego, zaufanie, siłę ducha, wewnętrzną harmonię. Człowiek umiejący przyjąć z wdzięcznością dobro płynące od innych, ich dar czasu, zaufanie, czy wreszcie najzwyklejszy prezent zawsze będzie osobą pełną radości. Mówi się, że taka osoba „promienieje jak słońce”. 


 
 Za wszelką niewdzięcznością, czy udawaniem wdzięczności może kryć się wyłącznie lęk i nieufność. Sztuka wdzięczności nie pozwala na upatrywanie w gestach drugiej osoby podstępu, interesowności, nie pozwala na jakąkolwiek podejrzliwość, ale interpretuje drugiego człowieka pozytywnie.

Dawid Steindl-Rast tak o tym pisze: „Każda wdzięczność jest wyrazem zaufania. Wszelka nieufność prowadzi do nieuznania daru jako takiego – bo któż mógłby być pewien, czy nie ma w nim przynęty , czegoś będącego próbą przekupienia mnie, czy pułapką? Wdzięczność ma odwagę zaufać i w taki sposób przezwycięża strach”.

Na pewno zaufanie często jest utożsamiane z naiwnością czy łatwowiernością, nawet za często… i właśnie w taki sposób dochodzi do degradacji tej cennej wartości. Człowiek odważny ma świadomość, że może doświadczyć zawodu. Stara się jednak patrzeć na innych na wzór Stwórcy. Widzi w nich dobro, nie stawia na pierwszym miejscu cieniów lęku. Zdolność do prawdziwej wdzięczności świadczy o odwadze i umiejętności przechodzenia przez życie z radością.

niedziela, 9 października 2011

JAN PAWEŁ II - CZŁOWIEK MODLITWY


Błogosławiony Jan Paweł II wiedział, że człowiek nie może być w pełni człowiekiem bez modlitwy. Całe Jego życie było wypełnione modlitwą, dał nam 


doskonały przykład, jak człowiek powinien otwierać się na tajemnicę transcendencji, działanie i obecność samego Stwórcy w swoim codziennym życiu.

Pragnął nam przekazać prawdę, że kiedy w zamęcie codzienności człowiek zapomina o Bogu – zapomina też o samym sobie. Przestaje napełniać się najgłębszą głębią, bez której nie istnieje prawdziwe człowieczeństwo i zaciera się w człowieku obraz Jego Stwórcy.

Błogosławiony Jan Paweł II uczył nas, że modlitwa, nieustający kontakt z Bogiem w życiu chroni człowieka przed utratą kontaktu z jego najgłębszą naturą, przed powierzchownością w traktowaniu własnego człowieczeństwa. W życiu wypełnionym modlitwą nie ma miejsca na pustkę, która prędzej czy później zostałaby wypełniona chaosem. Tylko w nieustającym dialogu z Bogiem człowiek jest zdolny do życia i działania na miarę godności osoby noszącej w sobie obraz samego Boga.


W przeciwnym razie jego człowieczeństwo będzie niekompletne i zafałszowane, człowiek podążałby wtedy w kierunku wykreowania się na zmyślny, inteligentnie reagujący automat, nie posiadający duchowej głębi i nie mający udziału w wieczności, do której został powołany przez Stwórcę.

Błogosławiony Jan Paweł II w ciągu całego swojego życia mówił o modlitwie odkrywając jej znaczenie dla ludzkiego życia, zgodnego z zamiarem Boga.

Jan Paweł II pokazał nam, że prawdziwa i autentyczna modlitwa odsuwa niebezpieczeństwo wybiórczości i powierzchowności relacji człowieka do Słowa Bożego i nauczania katolickiego, a także umacnia każdą osobę pośród codzienności i napełnia jej życie Bożą łaską. 



Błogosławiony Jan Paweł II o modlitwie:


Modlitwa ofiarą złożoną Bogu
Modlitwa odmawiana z sercem czystym i szczerym staje się ofiarą złożoną Bogu. Całe życie modlącej się osoby staje się aktem ofiarnym, jak powie później św. Paweł, wzywając chrześcijan, by oddali swe ciała na ofiarę żywą, świętą i Bogu miłą – to właśnie jest ofiara duchowa, którą On przyjmuje (por. Rz 12,1). Ręce wzniesione do modlitwy służą „komunikacji” z Bogiem, podobnie jak dym, który unosi się jako miła woń ofiary składanej w czasie wieczornego obrzędu.

Katecheza podczas audiencji generalnej, 5. XI. 2003



Modlitwa o pokój  

Modlić się o pokój, znaczy otworzyć ludzkie serce, by mogła je napełnić ożywcza moc Boga (…) Modlić się o pokój oznacza prosić o sprawiedliwość, o zaprowadzenie odpowiedniego porządku wewnątrz państw i w stosunkach pomiędzy nimi; oznacza też prosić o wolność, szczególnie o wolność religijną, która jest fundamentalnym, osobistym i cywilnym prawem każdej osoby. Modlić się o pokój znaczy błagać o łaskę przebaczenia od Boga, a zarazem o wzrost odwagi dla każdego, kto ze swej strony pragnie wybaczać zniewagi, jakich doznał.
Orędzie na XXX Światowy Dzień Pokoju, 1.I. 2002

Źródło modlitwy  

Modlitwę zawsze zaczynamy z myślą, że jest to nasza inicjatywa. Tymczasem jest to zawsze Boża inicjatywa w nas. (…) Pełnię modlitwy osiąga człowiek nie wtedy, kiedy najbardziej wyraża siebie, ale wtedy, gdy w niej najpełniej staje się obecny sam Bóg.
Przekroczyć próg nadziei

Modlić się o wiarę  

Wiara jest przede wszystkim darem, łaską. Nikt nie może jej zdobyć ani na nią zasłużyć własnymi siłami. Można o nią jedynie prosić, wymodlić ją sobie z Wysoka.
Swoim przykładem wzywają nas do świętości ,Homilia, 7.X.2001

 

Następca Błogosławionego Jana Pawła II - 
Ojciec Święty Benedykt XVI o modlitwie:


Nie łudźcie się! Nauczanie katolickie, które jest przedstawiane niekompletnie, jest przeciwne samo w sobie i nie przyniesie owoców w dalszej perspektywie czasu. Głoszenie Królestwa Bożego idzie w parze z wymogiem nawrócenia się i z miłością, która dodaje odwagi, która zna drogę, która uczy rozumieć, że z łaską Boga to co wydaje się niemożliwe, staje się możliwe.

Przemówienie do biskupów Austrii , 5. XI. 2005

 

Im bardziej człowiek ofiarowuje się, tym bardziej odnajduje siebie.

Homilia na uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP, 8.XII. 2005

Teologia i kontemplacja  

Teologia wymaga oczywiście kompetencji naukowych, ale także w nie mniejszym stopniu, ducha wiary i pokory i właściwego temu, kto wie, że Bóg żywy i prawdziwy, będący przedmiotem jego refleksji, nieskończenie przekracza ludzkie możliwości percepcji. Jedynie przez modlitwę i kontemplację można wyrobić sobie poczucie Boga i uległość wobec działania Ducha Świętego.
Przemówienie do członków Międzynarodowej Komisji Teologicznej, 1 XII. 2005

Modlitwa i działanie  

Kto się modli, nie traci czasu, nawet jeśli wszystko wskazuje na potrzebę pilnej interwencji i skłania nas jedynie do działania”.

Encyklika „Deus Caritas Est”, nr 36




sobota, 8 października 2011

OPARCIE POŚRÓD CHAOSU

 Bywa coraz częściej, że człowiekowi na co dzień towarzyszy niepohamowany pęd pośród wydarzeń, presja płynących z różnych stron argumentów i ideologii narzucanych nierzadko w sposób bardzo natrętny a nawet agresywny. 


Padają mniejsze i większe oskarżenia, mające na celu formowanie często iluzorycznych opinii na ten czy inny temat, które mają doprowadzić do zrealizowania egoistycznych interesów i zamierzeń konkretnej osoby, bądź grupy osób.

Istnieją problemy i konflikty z powodu decyzji i działań nie tylko nie opartych na prawdzie, nie sprzyjających ludziom, ale wprost destrukcyjne dla ich życia, osobowości, siejące zamęt, godzące w samą istotę człowieczeństwa i co najgorsze sprzeczne z wolą Stwórcy. 



Nierzadko są podejmowane przez osoby od których oczekiwałoby się czegoś diametralnie przeciwnego niż hołdowania złu na różne sposoby, które w sposób szczególny powinny poczuwać się do odpowiedzialności za życie zgodnie ze Słowem Bożym – a to jednak mówi o stopniu świadomości albo raczej nieświadomości istoty własnej roli pełnionej w otaczającym świecie. Potrzebne nam jest wyciszenie, skupienie na fundamencie dającym siłę. Co jednak daje nam siłę, oparcie, szeroko pojmowane poczucie bezpieczeństwa, właściwie rozumianą pewność siebie? W tym kluczowym dla ochrony człowieka przed chaosem i zamieszaniem fundamencie znalazłam trzy aspekty. 




WIARA. Znaczenie wiary w Boga – jako Stwórcy człowieka i Jego pomoc w zmaganiu się człowieka z chaosem świata to nic nowego. Prawie trzy tysiące lat temu prorok Izajasz pisał: „Jeżeli nie uwierzycie, nie ostoicie się” (Iz 7,9b). Nie wiadomo jak ludzie czasów proroka znosili ten swój chaos i jak sobie z nim radzili, ale wiemy, że też go doświadczali a ci, którzy kierowali się wiarą dążyli do uporania się nim przede wszystkim z pomocą Stwórcy, aby osiągnąć pokój serca.

Nikt nie zna człowieka lepiej niż Bóg, nie ma też nikogo, kto pragnąłby dla człowieka zbawienia, szczęścia i pokoju bardziej od Stwórcy. Nikt też nie zna też lepszego sposobu, niż sam Bóg na osiągnięcie tego dobra – chociaż to słowo z pewnością jest zbyt ubogie aby oddać istotę wszystkich zamierzeń Boga względem ludzi.

Człowiek więc jako najdoskonalsze dzieło Stwórcy, noszący w sobie Jego obraz a więc i zdolność oraz zobowiązanie do życia zgodnie z Jego wolą może żyć pełnią życia pomimo tego, że żyje na świecie pośród chaosu próbującego wkraczać w różne aspekty ludzkiego życia.

Każdy chce bezpiecznie chronić swoje życie przed wpływem chaosu, nieładu i zamieszania potrzebuje więc więzi ze Stwórcą, która musi być nieustannie budowana , umacniana i chroniona. To oznacza odnoszenie wszystkiego, co się dzieje w  życiu do samego Stwórcy i Jego Słowa. Wiara jest więc nieustannym kształtowaniem umiejętności spojrzenia na swoje własne życie, na życie innych ludzi, na wszystkie wydarzenia oczyma Stwórcy, jest dokonywaniem korekt w naszym własnym życiu tylko po Jego myśli, nawet jeśli to kosztuje długą i przeważnie trudną pracę nad samym sobą.


„Życie duchowe potrzebuje milczenia i wewnętrznej bliskości z Chrystusem, 
aby mogło się rozwijać” 
( Jan Paweł II). 
Musimy tylko wyjść na spotkanie Stwórcy. W odpowiedziach Boga na pytania, dylematy i problemy formułowane przez różne okoliczności życia, odnajdujemy mocny fundament, dający silne i bezpieczne oparcie. Dla umacniania więzi ze Stwórcą musimy stworzyć sobie odpowiednie warunki; trzeba niejako postarać się wyjść całkowicie z otaczającego chaosu, wyciszyć się i zdystansować. Zobaczyć wszystko w całości, nie tylko z jednego punktu widzenia i to spośród >bałaganu< w który sami niepostrzeżenie weszlismy, albo zostaliśmy w jakikolwiek sposób wepchnięci przez innych ludzi, czy okoliczności. W tej więzi z Bogiem odnajdziemy i odczytamy Boże spojrzenie na swoje życie i dostrzeżemy właśnie w tym konkretnym momencie, najlepszy kierunek dla własnego życia na kolejnym etapie. 




CISZA MOJEGO WNĘTRZA. Pokój wewnętrzny i harmonia różnych aspektów życia, ochrona przed chaosem w samym człowieku, to druga część silnego fundamentu.

Akceptacja samego siebie, jest tym, co daje stabilność i silne oparcie. Aby ta część fundamentu nie runęła, musimy często dokonywać >wglądu< w samego siebie. Nie tylko pod kątem podziału na dokonane przez człowieka dobre i złe uczynki – choć takie spojrzenie jest niezbędne.

Wszystko, co dzieje się wokół, inni ludzie, sposób postrzegania przez nich różnych spraw, ich słowa i reakcje mają wpływ także na mnie i na to co dokonuje się wewnątrz mnie. Nie wiemy, jak daleko sięgają skutki naszego i czyjegoś działania.

Trzeba więc zatrzymać się, wyciszyć i spojrzeć >wewnątrz< i zdiagnozować SIEBIE, nie INNYCH: Z czego czerpię, że tak myślę i właśnie taki a nie inny wybieram kierunek moich działań?; Jakie słowa i wydarzenia odcisnęły we mnie najgłębszy i najtrwalszy ślad? ; Czego to wszystko we mnie dokonuje? – czy wnosi we mnie pokój i ład, czy podtrzymuje chaos? 


Nie muszę ciągle i bezkrytycznie dostosowywać się do innych i ich opinii. Jestem sobą – nie kimś innym. Akceptuję, że inni postępują tak czy inaczej, nie oznacza to jednak, że ze wszystkim się zgadzam i  przyjmuję narzucane ideologie i opinie jako >dogmatyczną scenografię< WŁASNEGO życia.

Jeśli akceptuję samego siebie, takim jaki jest naprawdę, jeśli żyję w zgodzie z własnym sumieniem i trzymam się mocno więzi z Bogiem, wtedy nie zamęczy mnie fakt, że niekiedy muszę żyć pośród chaosu kreującego różnorodne natrętne wizje, problemy, konflikty i zamęt. Wtedy mam silne oparcie gdyż jestem świadoma siły dobra, które tkwi we mnie, dobra pochodzącego od Stwórcy.


LUDZIE DAJĄCY OPARCIE. W artykule "Wdzięczność energia dla umysłu i duszy" pisałam, że „Są ludzie, którzy podnoszą innych ze zniechęcenia w ciągu zaledwie kilku minut. Bez komplementów i przedstawiania złudnych ale radosnych wizji, aby pocieszyć powierzchownie w odniesieniu do danego wydarzenia, czy sytuacji. Sięgają głębiej, do zasobów swojej duszy i umysłu, gdyż sami opanowali doskonale cenną umiejętność wdzięczności we własnym życiu”.

Można powiedzieć, że to prawie anioły. Spotkanie z nimi, to dar Boga, to Jego działanie w świecie, dla nas. Każdy na pewno spotkał takie osoby, które dały nam poczucie oparcia w chaosie. Każdy też na pewno był takim >aniołem< dla kogoś innego.

Dobrze jest jednak spojrzeć na znaczenie i sposób oddziaływania oparcia, które dają nam ludzie. Ono również jest stałe, ale działa w naszym życiu w okrojonym wymiarze. Te nasze >anioły< z ludzkich względów nie mogą nam towarzyszyć nieustannie. Tak samo zmagają się z chaosem, który w mniejszym czy większym stopniu również ich otacza. Mamy jednak w nich oparcie poprzez ich nastawienie do życia, przykład ich życia, ich słowa i sposób reagowania, który jest nastawiony na pociągnięcie na wzwyż, ponad zamieszanie i chaos. Niekiedy niejako >popychają< nas ku niebu, powodują, że kierujemy się do Stwórcy i w rezultacie natrafiamy na Niego – jako na ostateczny fundament.

Takie >anioły< swoim postępowaniem nie wzbudzają w nas poczucia oparcia wyłącznie na ich akceptacji, potwierdzeniach, pochwałach, czy pomocy. Chociaż więzi z takimi osobami są dla każdego człowieka bardzo cenne, one zawsze pozostają w pewnym sensie z boku i starają się z nami dostrzegać zawsze najlepsze rozwiązania, pomagają nam zauważyć w naszym życiu nieprzebrane bogactwo darów Bożych, ale to nie wszystko!

Gdy zadbam o to, aby mocno stać na tym >potrójnym fundamencie< wiem, jak te wszystkie dary przyjąć i rozwijać. Ma wtedy silne oparcie pośród każdego rodzaju chaosu.

czwartek, 15 września 2011

BŁOGOSŁAWIENI CISI...

"Kazanie na Górze" Carl H. Bloch
Błogosławieństwa wskazują, jak ma wyglądać życie chrześcijanina, jego sposób myślenia, traktowania innych. Określają kierunek formowania własnego sumienia i osobowości, wytyczają drogę przejścia przez życie z sensem, wskazują właściwe postawy wobec innych ludzi, sposoby postępowania w sytuacjach, które przynosi codzienność.

Wskazują zgodne z Bożym zamiarem rozwiązania trudnych spraw, które stają przed ludźmi jako dylematy moralne.

Pragnieniem Jezusa było, aby ta kluczowa „recepta” na szczęście i pokój serca, którą są Błogosławieństwa była dostępna dla wszystkich, którzy Go słuchają. Wypowiedział je w Kazaniu na Górze do zebranych tłumów. Nie była to potajemnie przekazana informacja zastrzeżona dla wybranych.


Ludzie żyjący w czasach Jezusa otoczeni diametralnie odmienną rzeczywistością, przyzwyczajeni do zupełnie innej kultury, zmagający się z całkiem inną sytuacją społeczno – polityczną, innymi obowiązkami mieli jednak w tym swoim świecie to samo pragnienie. Dotyczyło ono umiejętnego przejścia przez wszystkie zmagania tak, aby doświadczyć wewnętrznego pokoju – było to więc to samo pragnienie, które ogarnia ludzi żyjących w XXI wieku.

Jezus w ośmiu Błogosławieństwach podał aż osiem sposobów na osiągnięcie pokoju serca, pokoju, radości i na czyste sumienie. Jezus bardzo dokładnie określił, jak człowiek ma postępować, aby był Błogosławiony, szczęśliwy.

Każde z tych Błogosławieństw jest bezcenne, nie ma więc w nich nic do powierzchownego potraktowania. Określają wszystkie aspekty życia ludzkiego, kto żyje zgodnie z Błogosławieństwami – przestrzega też całego Dekalogu. Zawierają więc bardzo obszerną naukę, dlatego w tym rozważaniu zatrzymam się tylko nad jednym z nich: 



„Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię”

Zło istniejące na świecie perfekcyjnie kamufluje się we wszelkiego rodzaju chaosie w szeroko pojętym bałaganie dotyczącym różnych sfer życia i relacji, bo przecież tylko w takich warunkach może istnieć i się mnożyć.

W Kazaniu na Górze Jezus powiedział: „Błogosławieni cisi…” O jaka CISZĘ więc chodzi Jezusowi i jaki trud wiąże się z drogą tu wskazaną?

Ludzie cisi – to nie ci, którzy pchają się przez życie „łokciami” rozgłaszając własną chwałę. Ludzie cisi nie nazywają potępiania zła „mową nienawiści” – choć to bardzo dobrze brzmi, a nawet tchnie pozorami wielkości i szlachetności. Wiedzą, jak łatwo rozpoznać prawdziwą nienawiść.

„Ludzie cisi cierpią z powodu kłótni, zazdrości, rywalizacji, które pojawiają się w rodzinach, pośród ludzi sobie bliskich. Nie akceptują biernie przejawów niesprawiedliwości. Są dokładnie przeciwieństwem ludzi obojętnych. Nie odpowiadają przemocą na przemoc na przemoc, nienawiścią na nienawiść.” 

( Jan Paweł II, Przemówienie do młodzieży, Strasburg 8.X.1988)

To bardzo szczegółowa charakterystyka ludzi cichych z Jezusowego Kazania na Górze. Wszelkie zło, destrukcyjne emocje, reagowanie gniewem, oburzeniem, obrazą nie zawsze łączy się ze spektakularnymi awanturniczymi scenami i podniesionym głosem. Zło też potrafi być „ciche” a Nawe przykuwać uwagę wyjątkowo »zrównoważoną« pozą zewnętrzną zyskując tym samym jeszcze większy destrukcyjny wpływ na otoczenie – tak wkraczając w życie stwarza ogromne zagrożenie dla człowieka.

Ale Jezus wyraźnie określił skutki podeptania Jego nauki i skutki przybierania takiego sposobu na życie. Takich ludzi napomina: Biada wam! Nie mówi: „bądźcie ostrożni”; „nie przeginajcie zanadto”; „zostaniecie ukarani za egoistyczne dążenie do realizacji swoich interesów”. Mówi: BIADA WAM! Odejście od drogi wskazanej w Kazaniu na Górze łączy się więc ze straszliwymi skutkami od których ciemiężyciel nie znajdzie drogi ucieczki. To kara, która nie będzie mieć końca.

piątek, 9 września 2011

RAFAEL SANTI - PRZEMIENIENIE



http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/5/51/Transfiguration_Raphael.jpg




W Bazylice Świętego Piotra, na filarze św. Andrzeja znajduje się słynne dzieło Rafaela Santiego Przemienienie, określane również łacińską nazwą Transfiguratio.

Obraz powstał w latach 1517 -1520 na zamówienie kardynała Giulio de’Medici. Rafael jednak nie dokończył swojego wspaniałego dzieła, gdyż zmarł przedwcześnie w wieku 37 lat w Wielki Piątek 6. IV.1520 r. W trakcie pogrzebu artysty, obraz niesiono w kondukcie żałobnym do Panteonu.

Dzieło Rafaela dokończyli Giulio Romano i Francesco Giovanni Penni. Oryginał o wymiarach 410x279 cm znajduje się w Pinakotece Watykańskiej. W Bazylice świętego Piotra umieszczono kopię obrazu, która jest znacznie większa od oryginału i wykonana w mozaice, nad którą prace trwały osiem lat i zostały ukończone w 1767 r. 


Treścią obrazu jest moment Przemienienia Pańskiego opisany w Ewangelii. (Łk 9, 28-43; Mt 17, 1-9; 14-21 Mk 9, 1-29). Chrystus w śnieżnobiałej szacie unosi się w górę a przez obłoki przebija się oślepiająca jasność. Jezusowi towarzyszą Mojżesz i Eliasz a delikatny podmuch wiatru rozwiewa ich dostojne szaty. Apostołowie; Piotr, Jakub i Jan, których Jezus zabrał ze sobą na Górę Przemienienia wystraszeni leżą na ziemi i zasłaniają twarze wylewającą się z nieba jasnością, nie wiedząc co się dzieje.

U stóp góry pozostałych dziewięciu Apostołów oczekuje powrotu Jezusa, nie widza oni jednak tego co właśnie dzieje się na górze – ani Przemienienia Jezusa, ani towarzyszących Mu osób i swoistych anomalii przyrody. Gesty apostołów wskazują na głębokie zaangażowanie w rozmowę. Otóż stojący po prawej stronie starzec przyprowadza chłopca, szuka Jezusa i chce Go prosić o uwolnienie młodzieńca od złego ducha. Kobieta wskazująca ręką na cierpiącego wstawia się za nim i rozmawia z Apostołami spodziewając się po nich pomocy. Twarze Apostołów wyrażają szczere współczucie, zapewne chcą, aby starzec wraz z nimi czekał na powrót Jezusa.

piątek, 26 sierpnia 2011

SIERPNIOWY PORANEK

Wybrałam się wcześnie na poranny "rozruch" z kijkami do nordic walking. Skończyło się jednak na noszeniu ich pod pachą. Niecodzienna, poranna mgła, malowniczo rozmywająca pejzaż aż się prosiła o utrwalenie na zdjęciach. Zrobiłam je więc... komórką.




środa, 24 sierpnia 2011

DECOUPAGE


Techniką decoupage „zaraziłam się” w sieci. Oglądałam mnóstwo pięknie ozdobionych przedmiotów używanych na co dzień. Udało mi się wreszcie zabrać za to, co miałam zamiar zrobić od dawna. Podobno jak na debiuty w tej technice, nawet w miarę wyszło:) 


MINI KOMODA






 WIESZAK KUCHENNY 


DONICZKA

sobota, 20 sierpnia 2011

WARTOŚĆ INNYCH LUDZI

Ludzie różnymi „miarami” odmierzają wartość innych. Jedni są świadomi nietykalnej wartości i godności drugiego człowieka i doskonale zdają sobie sprawę, że w tym tkwi źródło pewnego rodzaju informacji na temat zdolności do poszanowania ludzi w ogóle.

Drudzy natomiast wartość drugiej osoby utożsamiają z szeroko pojętymi korzyściami płynącymi ze związku z daną osobą.

Dla człowieka wierzącego właściwą postawą jest szacunek dla godności innych. Sposób podejścia do tej godności zawsze świadczy o osobistej wartości człowieka. Jest wielu ludzi, którzy we wszelkich formach zaangażowania za najwyższy priorytet uznają godność innych ludzi i ich dobro. Sposób w jaki postrzegają wartość innych nie pozwala im na wyrokowania, ani oceny, czy ta osoba na to dobro zasługuje, czy nie. Szanują innych i samo to czyni ich wartościowymi. 



Niektórzy jednak wartość człowieka mierzą tylko i wyłącznie według korzyści płynących z danej znajomości. Według nich człowiek, którego nie mogą wykorzystać do realizacji własnych celów, który nie wynosi ich na piedestał po szczeblach kariery, uznania, czy nawet dobrego samopoczucia poprzez nieustanne przyznawanie racji nawet wtedy gdy działają łamiąc wszelkie normy postępowania, dla nich będzie bez wartości.


Zdarza się, że brak możliwości czerpania tego rodzaju korzyści z drugiego człowieka staje się przyczyną poniżania go. Niekiedy można zauważyć sytuacje, w których ktoś wykorzystuje dobro płynące z drugiego i w chwili, gdy uznaje, że nie potrzebuje już niczego więcej, albo gdy dana osoba nie może już przynieść żadnej korzyści również stwierdza jej bezwartościowość i nieużyteczność. Wcześniej oczywiście przywłaszcza sobie otrzymane korzyści w taki sposób jakby sam wszystko zdobył i były one jego odwieczną własnością.

Do takiej sytuacji dochodzi wtedy, gdy człowiek za wszelką cenę dąży do poprawienia poczucia własnej wartości i uważa, że na drodze porównywania z innymi ukazując kogoś jako osobę bez wartości osiągnie swój cel. Jest to jednak błędne, gdyż wartość i godność człowieka nie jest jakąś stałą – przechodnią, którą można z jakiegoś powodu odebrać czy zakwestionować. Sposób postrzegania wartości innych jest wskaźnikiem własnej wartości. Godność człowieka wynika z tego, że jego życie pochodzi od Boga. Człowiek jednak swoimi decyzjami może albo ją szanować, albo uniżać – albo jest jej świadomy, albo nierzadko niszczy ją i nie zdając sobie z tego sprawy na własne życzenie sam się od niej oddala – godząc tak naprawdę - właśnie w samego siebie.

środa, 17 sierpnia 2011

POKORA - »CZAS« NA WIELKOŚĆ







W czasie kiedy dążenie do sukcesu dla samego sukcesu, 


konkurencyjność, sztuka prezentowania własnych walorów i formowanie przekonania o bardzo wysokiej wartości – nie zawsze w oparciu o istniejące zalety i umiejętności, w czasie dążenia do panowania nad innymi i na bycie ponad innych, pokora może wydawać się czymś archaicznym, co gorsza wpychającym człowieka w małość, i nieporadność. W cenie jest dobra autoreklama i postawa zdobywcy, który nierzadko rości sobie prawo do posiadania i nadużywania władzy nawet daleko poza obszarami własnych kompetencji. 

Autor Psalmu 8, pełen zdumienia stawia samemu Bogu pytanie: 



 „Kim jest człowiek, że Ty o nim pamiętasz? 
(…) złożyłeś wszystko pod jego stopy.”

Człowiek jest więc kimś niezwykle ważnym w oczach Bożych. Jest kimś wielkim – gdyż jest stworzony na Jego obraz. Jednak człowiek czasami bardzo chętnie zamienia wielkość, do której ma dążyć na wyniosłość, gdyż jest bardziej efektowna nawet wizualnie. Przekonanie o własnej wartości, dążenie do celu i sięganie po nowe, coraz lepsze możliwości we wszelkich aspektach życia samo w sobie nie jest przecież czymś złym. Więcej – człowiek powinien dążyć coraz wyżej i jest to całkowicie zgodne z Bożym zamiarem.



Ale nie jest możliwe, aby człowiek żył bez pokory. 
Nie będzie to nigdy życie pełnią człowieczeństwa.


Człowiek pokorny nie będzie orzekał o czyjejś wartości, oceniał ani traktował nikogo z pozycji wyższości. Do tych postaw może prowadzić jedynie lęk, który z reguły wynika z poczucia niższej wartości, albo z przekonania o zagrożeniu ze strony innych, którym coś udaje się lepiej. Tymczasem każdy ma swoja drogę życia. Postawa nacechowana tego rodzaju lękiem ma swoje początki właśnie toksycznych źródłach pychy, a ta nigdy nie jest wyborem świadomym i odpowiedzialnym.


Prawdziwa pokora nie nakazuje też człowiekowi pomniejszania swoich wartości ani nie wymaga zgody na uniżanie przez innych. Człowiek ze spuszczoną głową, godzący się na wszystko, czego wymagają inni nawet jeśli to wpływa na jego szkodę, nie ma nic wspólnego z prawdziwą pokorą . Człowiek pokorny to nie taki, który milczy i twierdzi, że „da sobie radę, bo „ma nadzieję w Bogu, bo Pan jest wielki” Taką postawę trzeba byłoby nazwać obłudą, gdyż wiadomo, że akceptacja takiego stanu rzeczy jak poniżanie przez innych zdecydowanie odbiega od natury człowieka. Oczywiście człowiek pokorny zawsze ma nadzieję w Bogu, ale nie ujmuje tej decyzji i postawy zaufania Wszechmocnemu jako narzędzia rekompensaty na płaszczyźnie duchowej za swoje duchowe i intelektualne lenistwo, gdzie Bóg ma niejako „nadrobić” coś za człowieka i z tytułu tego zaufania wynieść go ponad innych. To dopiero niebezpieczny rodzaj pychy i zazwyczaj szczelnie skrywany pod zasłoną krystalicznej pobożności, całkowite zniekształcenie relacji z Bogiem. Zaufanie Bogu jest autentyczne, jeśli zostaje poparte konkretnym postępowaniem i decyzjami. 
  
Pokora nigdy nie popycha człowieka do szukania odpowiedzi na pytanie: „Kto jest najważniejszy?” itp. gdy przychodzi do rozstrzygających kwestii w relacjach z innymi ludźmi. W pokorze nie ma miejsca na porównywanie, ani na umniejszanie innych poprzez podważanie ich umiejętności, kompetencji czy wręcz zaprzeczanie autentyczności ich pozytywnych cech czy osiągnięć. Pokora nie posuwa się do tupetu w walce o uznanie w społeczeństwie – za wszelką cenę, czyli za cenę niszczenia innych. Akceptuje innych ludzi, ich drogę życia – gdyż nie skupia się na wyszukiwaniu grzechów w innych, ani na krytykanctwie ale motywuje człowieka do doskonalenia samego siebie we wszelkich aspektach osoby. Wtedy nie ma miejsca na tuszowanie własnych braków i niedoskonałości ani na wymaganie od innych małości i podporządkowania tej opinii. Pokora nigdy nie odłącza się od prawdy i nie wymaga od innych akceptowania zafałszowanego nieistniejącymi cnotami i walorami obrazu konkretnego człowieka. Dąży do ukazania rzeczywistości zgodnie z prawdą. Pokora nie jest cechą zdobytą raz na zawsze. Jest dynamicznym wskaźnikiem umiejętności uczciwego życia wśród innych. Może się też doskonale sprawdzić jako wskaźnik prawdziwej własnej wartości, gdyż doskonale sprzyja poznaniu samego siebie. Pomaga »promować się« w prawdzie – a to daje człowiekowi niezwykle budującą świadomość, tego że jego wysoka wartość nie jest reklamowym blefem. Nawet więcej, pozwala na stały i regularny proces dążenia coraz wyżej – bez lęku, bez nerwów, że kłamstwo zostanie odkryte, bez fałszywej skromności. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...