piątek, 29 listopada 2013

WIENIEC ADWENTOWY


Ponieważ najbliższa niedziela będzie pierwszą niedzielą Adwentu – przygotowałam na ten szczególny czas wieniec adwentowy. Według informacji podanej w wikipedii, wieniec adwentowy stanowi formę ludowej pobożności i ma być wykonany z gałązek z drzewa iglastego, z czterema świecami, które zapala się kolejno w każdą niedzielę Adwentu. Pierwsza świeca – jest świecą pokoju, druga – wiary, trzecia – miłości, czwarta – nadziei. Słowo adventus – oznacza przyjście, przybycie. W chrześcijaństwie jest to czas, w którym oczekujemy na przyjście Jezusa, jest czasem przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Jednak jest to przede wszystkim czas, który ma przypominać o powtórnym przyjściu Jezusa. 



Wieńce adwentowe, stanowią również piękną dekorację , wprowadzającą w klimat Świąt Bożego Narodzenia. Z reguły są przystrojone świecami w kolorach, które ściśle się ze świętami kojarzą. Najchętniej wybieramy kolor biały, czerwony, albo zielony. Jednak jeśli będziemy chcieli ściśle trzymać się symboliki podkreślającej charakter chrześcijański czasu Adwentu, to na wieńcu trzeba by umieścić 3 świece fioletowe i jedną różową. Kolor fioletowy symbolizuje czas refleksyjny a kolor różowy ma wyrażać radość płynącą z obietnicy przyjścia Zbawiciela.  Różową świecę zapala się w III niedzielę Adwentu, nazywaną niedzielą Gaudete (radujcie się).



Do wykonania wieńca wybrałam gałązki z różnych drzewek iglastych i nitką przywiązałam je do wianka z wikliny. Następnie do wstążek przyczepiłam taśmą dwustronną małe szklane świeczniki na tealighty. Szyszki spryskałam śniegiem w sprayu i przykleiłam do wstążeczek używając pistoletu do plastiku. Tak przygotowane szyszki ( w większych ilościach) będą też bardzo efektownie wyglądały, gdy przywiążemy je później na choince.



Do wykonania wieńca adwentowego będą potrzebne:
wianek z wikliny ( albo ze słomy)
gałązki z drzew iglastych
gruba ciemna nitka
wstążka
pistolet do kleju
taśma dwustronna
świeczki
podstawki pod świece
szyszki
owoce dzikiej róży


czwartek, 21 listopada 2013

Jeszcze bombki


Pozostanę dzisiaj jeszcze przy bombkach. Tym razem kupiłam sobie bombki z pleksiglasu. Istnieje bez wątpienia o wiele sposobów ich ozdabiania, aniżeli w przypadku styropianowych. Bardzo podobają mi się również miniaturowe, ośnieżone krajobrazy umieszczone w środku a nie ukrywam też, że zamierzam zrobić  takie cudeńko, żeby sprawdzić, jak to będzie z wykonaniem takiej pracy. A tymczasem zrobiłam płaską bombkę z aniołkiem Rafaelkiem, ze spękaniami. Tego motywu oczywiście nie mogło zabraknąć także pośród świątecznych dekoracji. Na drugiej znalazł się bardzo nastrojowy świąteczno – zimowym motyw, którym już wcześniej ozdobiłam małą butelkę.



Przy okazji wspomnę też o zmianie, którą na pewno już zauważyliście. Na dekupaż przeznaczyłam osobną stronę i tam znajduje się galeria moich prac. Do galerii dołączam coraz to nowe zdjęcia zdekupażowanych drobiazgów. Wpisy związane z pracami nadal będę umieszczać na blogu, jednak nie każdej wykonanej pracy poświęcam wpis.

środa, 20 listopada 2013

Bombki świąteczne


Wczoraj znów dekupażowałam trzy następne bombki świąteczne. Wszystkie są styropianowe. Dobrze, że przygotowania świątecznych ozdób zaczęłam w tym roku o wiele wcześniej. Taki wydłużony czas na pewno sprzyja poszukiwaniom nowych pomysłów. W ciągu kilku najbliższych dni, w którymś z kolejnych wpisów zaproponuję też pomysł na wykonanie wieńca adwentowego i małych efektownych ozdób choinkowych, bardzo łatwych w wykonaniu. 
Zapraszam!


poniedziałek, 18 listopada 2013

Lukka - spacer po starówce i katedra San Martino (cz.1)


Blogowa wycieczka po Toskanii, ma duże szanse potrwać aż do grudnia, bo trzeba jeszcze odwiedzić trzy miasta: Lukkę, Pienzę i Montepulciano. Co prawda świeżość wrażeń umyka szybko i dzień po dniu coraz to dalej ucieka z pamięci. Nie mają szans się jednak rozpłynąć zdjęcia ani notatki spisane na gorąco pod toskańskim niebem, na które częstokroć czasu brakowało, aby utrwalić wszystko drobiazgowo. Odkryłam też, że kilka luźnych kartek z zapiskami, to chyba musiałam gdzieś po drodze wytrzepać, ale w niczym nie ucierpią na tym wspomnienia.
 
A Lukka słynie przede wszystkim ze swojego okrągłego placu – Piazza dell’Anfiteatro, zbudowanego na miejscu rzymskiego amfiteatru. Miejsce jest ciekawe i stanowi kwintesencję włoskich klimatów. Całość najpiękniej wygląda z lotu ptaka, a na miejscu można kupić z takimi widoczkami pocztówki. Najzwyklejsze fotografie też w niczym nie umniejszają uroku okrągłego placu. 

Piazza dell'Anfiteatro

Zanim znalazłam się w centrum pewną część zwiedzania  miałam już za sobą, ale o tym  mogę tylko opowiedzieć. Otóż wiele obiektów fotograficznie pominęłam. Bardzo żałuję, że jadąc przez Lukkę nie robiłam zdjęć przepięknych secesyjnych kamienic z XVII i XVIII wieku, zbudowanych poza murami miasta. Zresztą gdybym nawet zdjęcia miała i to nie byłoby jak ich pokazać – wszak kamienice są prywatne. Oglądałam je tylko i kodowałam w pamięci, nadając odpowiednie tytuły swojemu zachwytowi: „architektura”, albo „ornamenty ozdobne”, „kolorystyka”, czy też „zawijasy metaloplastyczne”. Będąc w Lukce warto je zobaczyć. Podziwiałam rosnące przy willach mimozy, kwitnące na różowo, oleandry i niebieskie kwiaty ołownika, a uwagę fotograficzną skupiałam na oszczędzaniu akumulatora w aparacie. Całkowicie postawiłam na fotografowanie w centrum, tam gdzie obiektów do zachwytu było bez liku.
Pierwszą obfotografowaną pięknością tuż po wejściu na stare miasto, były lukkańskie wypieki i nie tylko.


W mieście spędziłam około trzech godzin, które – nie ma co ukrywać przydałoby się rozciągnąć przynajmniej na trzy dni. Historia Lukki jest bardzo złożona, dlatego wspomnę  skrótowo o kilku tylko zdarzeniach. Otóż miasto zostało założone przez Etrusków, a potem było kolonią rzymską, czyli prawie standard, jeśli chodzi o genezę toskańskich miast. 

Czas w którym do Lukki dotarło chrześcijaństwo jest osnuty legendą, a chodzi tu o postać Paolino z Antiochii, będącego pierwszym biskupem miasta, przybyłym tu prosto od świętego Piotra. Według legendy ten biskup Lukki i pierwszy krzewiciel chrześcijaństwa miał ponieść śmierć w czasie prześladowań Nerona. Nie istnieją żadne średniowieczne dokumenty wymieniające imię tegoż biskupa, ale nie jest on jedynym biskupem, którego istnienia nie odnotowano w dokumentach sprzed wieków. Trudno powiedzieć, czy to kwestia nie wystarczającej uważności starożytnych i średniowiecznych pisarzy odpowiadających za archiwa, czy też problem tego, że któreś archiwum z niewiadomych przyczyn nie przetrwało.

W średniowieczu w Lukce powstawały liczne kościoły, najczęściej fundowane i budowane przez patrycjuszy jako wota. W pewnym czasie w obrębie miasta było ich nawet 130. Do rozkwitu Lukki przyczyniła się hodowla jedwabników a to „rzemiosło” przynosiło wówczas ogromne dochody. Wtedy też powstawały banki pożyczające pieniądze i rozwijała się architektura. Wrogimi dla Lukki miastami okazały się dwie potęgi morskie: Piza i Genua. To właśnie w obawie przed najeźdźcami w Lukce zaczęto budować potężne mury.

Mury Lukki

 Ewenementem jest to, że do dziś zachowały się one w całości. Drugim włoskim miastem szczycącym się zachowanymi murami jest Ferrara. W Lukce otaczają całą starówkę, mają długość ponad czterech kilometrów i około 12 metrów wysokości. Budowano je trzysta lat i nigdy nie zostały zdobyte.

Później doszliśmy przepięknej katedry San Martino – najważniejszej świątyni w całej Lukce. Została zbudowana na miejscu najstarszego kościoła istniejącego w mieście, pochodzącego z VI wieku, pod wezwaniem Santa Reparata, ale już w wieku VIII otrzymał tytuł kościoła katedralnego, pod wezwaniem św. Marcina z Tours. 

Katedra San Martino
Budowa katedry przebiegała w kilku etapach. W 1372 r. kiedy we Florencji intensywnie szukano właściwego pomysłu na zbudowanie potężnej kopuły nad katedrą Santa Maria del Fiore – to przypuszcza się, że wtedy do Lukki zaproszono architektów, którzy prowadzili konsultacje odnośnie formy architektonicznej lukańskiej katedry. Prawdopodobnie każdy szczegół dokładnie omawiano na licznych posiedzeniach, rozpatrując po kilka projektów będących propozycjami wykonania jednego elementu, bądź też wnoszono zmiany do tych, które zatwierdzono już wcześniej. Przebudowa katedry przebiegła bardzo szybko i ukończono ją około roku 1390.
Fasadę ozdabiają loggie z rzeźbionymi kolumienkami a do wejścia głównego przechodzi się przez przedsionek zamknięty trzema arkadami, który ozdobiono płaskorzeźbami i intarsjami w kamieniu a nad arkadami, umieszczono rzeźbę przedstawiającą patrona.


W katedrze znajduje się niezwykła rzeźba, przedstawiająca Chrystusa, będąca kopią dzieła starożytnego, wykonaną w XII wieku z drzewa wiśniowego. Jest nazywana Volto Santo (Święte Oblicze), gdyż przypomina wizerunek Chrystusa z welonu Weroniki. Jest lokalną relikwią. Legenda głosi, że autorem oryginalnej rzeźby był Nikodem. Najpierw przez siedem wieków relikwia była ukrywana w jaskini, a później dotarła na łodzi płynącej bez załogi na teren Toskanii. Następnie biskupowi Lukki krucyfiks ukazał się we śnie, nakazując, aby biskup udał się po relikwię w miejsce, gdzie właśnie toczyły się o nią spory. Rzeźbę załadowano na wóz – bez woźnicy, a woły dotarły przed kościół San Frediano i tam też relikwię umieszono. Nazajutrz rano krucyfiks zniknął i okazało się, że znajduje się w katedrze San Martino.
 
Volto Santo (Święte Oblicze)
W katedrze oglądałam też obraz Ostatnia Wieczerza Jacopo Tintoretto z 1592 r. Przy okazji sprawdzania i poszukiwania informacji dotyczących Tintoretta, zauważyłam, że artysta bardzo upodobał sobie temat Ostatniej Wieczerzy, gdyż scenę malował wielokrotnie, za każdym razem podkreślając inną chwilę tego biblijnego wydarzenia.

Ostatnia Wieczerza, J. Tintoretto
W czasie spaceru z przewodnikiem po starej części miasta, pomimo panującego tu i ówdzie tłoku, zdobyłam sporo wiadomości dotyczących kościołów: San Michele in Foro, San Fediano oraz Santa Zita. Słuchałam opowieści o wieży z dębem skalnym, o barwnym życiu Pucciniego i o lukańskich wypiekach. Ale o tym napiszę następnym razem.

sobota, 16 listopada 2013

Świąteczny decoupage


Z okazji świąt na dobrych kilka tygodni przed czasem już zaczęłam sprawiać sobie powoli świąteczne dekoracje. Ponieważ w zeszłą sobotę zaczęły powstawać bombki, to cały poprzedni weekend spędzony na dekupażowaniu okazał się bardzo udany. Cieszę się, też że dekoracje, które wykonałam, będą zdobiły nie tylko moją chałupę. Tym razem znów ozdobiłam butelki, z których jedna (tzn. ta druga) bardzo pasuje mi do roli świecznika. Na butelce z widoczkiem ośnieżonych domów, śnieg leżący na dachach wykonałam w 3D, ale chyba troszkę trzeba będzie dołożyć brokatu, żeby lepiej mróz się błyszczał, bo nie bardzo teraz to widać. 



Bombki z motywami roślinnymi – są styropianowe, a przy okazji ich ozdabiania przekonałam się do tego tworzywa , które do tej pory wydawało mi się całkowicie niegodne uwagi – i nawet styropian polubiłam, przynajmniej jeśli chodzi o temat bombek. 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...