czwartek, 28 lipca 2011

WDZIĘCZNOŚĆ ENERGIA DLA UMYSŁU I DUSZY



Prawdziwa wdzięczność nie ogranicza się wyłącznie do słów oprawionych uśmiechem. 
Z autentycznej wdzięczności wypływa akceptacja, która sprawia, że ludzie czują się przyjmowani wraz ze wszystkimi wartościami i niedoskonałościami, takimi jacy są. Nie wymaga od nikogo, aby się zmienił, tu i teraz. Są ludzie, którzy podnoszą innych ze zniechęcenia w ciągu zaledwie kilku minut. Bez komplementów i przedstawiania złudnych ale radosnych wizji, aby pocieszyć powierzchownie w odniesieniu do danego wydarzenia, czy sytuacji. Sięgają głębiej, do zasobów swojej duszy i umysłu, gdyż sami opanowali doskonale cenną umiejętność wdzięczności we własnym życiu. 


Wdzięczność często jest źródłem motywacji dla innych, stając się w ten sposób szansa dla ich rozwoju duchowego i osobowościowego. Jest sztuką, ogromną wartością wzbogacającą człowieka, tego, który ją wyraża i tego, który potrafi ją przyjmować.

W codziennym życiu istnieje wiele powodów do wdzięczności. Jeśli potrafimy je dostrzegać na każdym etapie naszego życia – wtedy przeżywamy je bardziej świadomie i szybko zauważamy, że w pewnym sensie wzrasta jego wartość.

Doświadczanie wdzięczności okazuje się wsparciem w trudnych chwilach 

i sprawia, że człowiek czuje się silny w swoich starciach z problemami i zmartwieniami. Każdy z pewnością spotkał w życiu osoby, którym wiele zawdzięcza. Każdy zachwycił się kiedyś pięknym krajobrazem, urzekającym wschodem słońca, czy wspaniałymi wakacjami. To również skłaniało do wyrażania wdzięczności – takiej naturalnej – z potrzeby serca.




Każdy człowiek jest zdolny do wyrażania wdzięczności, ale jest to umiejętność, której trzeba się uczyć.

Wdzięczność całkowicie zmienia postrzeganie otaczającego nas świata, gdyż wtedy człowiek skupia się na tym, co w życiu pozytywne. Życie składa się z drobnych, często prozaicznych spraw i wydarzeń. Jeśli je doceniamy, mamy otwartą drogę do szczęścia. Człowiek dostrzega wtedy nowe, piękniejsze i większe przestrzenie życia. 

RZYM - BEATYFIKACJA JANA PAWŁA II

Wyjeżdżamy już o 2¹⁵. Na autostradzie prowadzącej do Wiecznego Miasta niecodzienny widok. Już o tej porze długi sznur autokarów podąża w kierunku Watykanu. Dojeżdżamy dość blisko, mamy do przejścia około 1500 m, aby znaleźć się przy Placu Św. Piotra. Cała rzeka ludzi przechodzi tunelem pod Wzgórzem Janikulum i wzdłuż Tybru oczekuje na wejście w Aleję Conciliazione. Gęsto powiewają różnokolorowe flagi i transparenty. Z każdej strony dobiega śpiew i głośne modlitwy Włochów. Wszystkimi ulicami Rzymu nadciągają liczne grupy, szukając miejsca przy telebimach. Wielu przybyło tu już wieczorem, aby zapewnić sobie miejsce. Choć jest dopiero 6⁰⁰ rano, czas do rozpoczęcia uroczystości upływa bardzo szybko.
O godz. 10³⁰ papież Benedykt XVI uroczyście ogłasza Ojca Św. Jana Pawła II Błogosławionym. Dla pielgrzymów obecnych w Rzymie przebieg uroczystości jest tłumaczony przez radio na kilkadziesiąt języków. Po południu cała rzesza ludzi ustawia się w długiej kolejce, aby złożyć hołd nowemu Błogosławionemu w Bazylice Św. Piotra.
Obecność w tym miejscu była dla wszystkich wyjątkowym i najważniejszym wydarzeniem a istniejące słowa z pewnością nie opiszą atmosfery tych godzin.


poniedziałek, 25 lipca 2011

PORAŻAJĄCE OBLICZE ZAWIŚCI

Czym jest zawiść? Można powiedzieć, że to cecha, stan umysłu, grzech ciężki – na który składa się zazdrość i nienawiść. Dla niektórych staje się sposobem na życie, gdyż umacnia ich, dając złudny spokój wewnętrzny. W rezultacie potrafi zawładnąć całą świadomością i układa hierarchię wartości tak, że pozwala usprawiedliwiać nikczemność do tego stopnia, że taki człowiek zaczyna uważać zawiść za cnotę. Nadaje jej przy tym przeróżne nazwy: komunikatywność, zaradność, dobro ogólne – w zależności od okoliczności. Ludzi do których kieruje swoją zawiść często określa jako aroganckich, bezczelnych, dążących „po trupach do celu”, który w ich mniemaniu jest z pewnością szkodliwy dla całej ludzkości i osiągnięciu go trzeba koniecznie zapobiec a przy tym „ostrzec” innych. 


Tak naprawdę chodzi o ośmieszenie innej osoby i jej umiejętności. Stwierdzają, że taka osoba wszędzie „się pcha” i usiłuje „być najważniejsza”. Jednak powszechnie wiadomo, że tylko zawistny i próżny człowiek jest w stanie skonstruować spór na temat: „Kto jest najważniejszy?” a odpowiedź dla niego może być tylko jedna. Jest przy tym przekonany, że głosi wszelkie istniejące na świecie święte racje. Tymczasem są to jedynie próby pomniejszania zasług innych osób i wykluczanie ich, albo próby zniszczenia na wszelkie dostępne sposoby. Ludzie wartościowi przeszkadzają człowiekowi zawistnemu, gdyż samym swoim istnieniem, byciem tym kim są i tym co robią obnażają nieudolność zawistnych, ubóstwo ich osobowości, umysłu i charakteru. Istnienie takich ludzi w najbliższym otoczeniu odbiera jako porażkę życiową, przez którą musi zwycięsko przebrnąć używając wspomnianej już „zaradności”.

Oszczercze i krzywdzące opinie rozpowszechniają niczym dogmaty, które doskonale potrafią wzmacniać nadając im realnych kształtów wyprofilowanych we własnych iluzjach. Kiedy się to nie udaje, maja łzy w oczach z powodu przeżywania „ogólnoludzkiej” krzywdy.

Co zrobić i co myśleć przy natarczywości ludzi zawistnych? 
Hiszpański pisarz Carlos Ruiz Zafon temat zawiści podsumował takim zdaniem: „Błogosławiony ten, którego obszczekują kretyni, bo nie do nich należeć będzie jego dusza”. Bardzo obrazowe, zabawne i artystycznie oskubane z subtelności, ale prawdziwe.

Ludzie leniwi duchowo i intelektualnie nie zdobędą się na dążenie wzwyż. Według nich ten, kto „wychodzi przed szereg” POWINIEN równać w dół. Łatwiej więc kogoś zniszczyć, niż krytycznie spojrzeć na siebie. W końcu ułatwianie sobie życia na wszelkich płaszczyznach to dla nich nadążanie z duchem cywilizacji - nie widzą jednak, że pomylili konteksty. Zawistnym też wyjątkowo łatwo przychodzi orzekanie o tym, co kto POWINIEN i jak być POWINNO. Bo przecież powinno być tak, aby to oni wyznaczali światu orbitę po której POWINIEN się kręcić.

Jednak dla ludzi wymagających od siebie i wartościowych duchowo, znających wartość życia jest to jedynie przejściowy problem zewnętrzny, chociaż zawistny zrobi wszystko, aby wzbudzić w innych ludziach nieuzasadnione poczucie winy. 

Gdy człowiek krzywdzony ufa Bogu 
– dzieją się cuda! 

niedziela, 24 lipca 2011

BENEDYKTYŃSKIE SMAKI

Codziennie patrzymy na klasztor Benedyktynów w Tyńcu oddalony o kilkaset metrów od naszego kampusu szkoleniowego. Sędziwą budowlę oddziela od nas gęsto porośnięty drzewami ogród za murem i Wisła. Wybieramy się do Tyńca, ale jedziemy naokoło, kilkanaście kilometrów krętymi wiejskimi dróżkami i autostradą, bo nie ma w naszej okolicy mostu. Jest co prawda jakiś prom, ale pływa tylko tam i z powrotem wzdłuż tego samego brzegu. Zupełnie nie pojmuję po co płynąć tam gdzie się wsiadło.

Przynajmniej jest okazja, żeby zobaczyć starusieńkie wiejskie domki, którym udało się przetrwać w perfekcyjnej kondycji przez stulecia. Wchodzimy niezbyt stromymi kamiennymi schodami, aby po chwili wejść na teren XI wiecznego opactwa, pierwszego klasztoru założonego na ziemiach Polski. 



Po "strawie duchowej" w klasztornym kościele przychodzi czas na strawę dla podniebienia. Na tarasie kawiarenki z panoramą na przepływającą w dole Wisłę jemy wyjątkowo słodkie lody, gdyż na dnie pucharków znalazł się płynny miód z bakaliami. Po szybkich zakupach w sklepiku z produktami benedyktyńskimi, pełnymi smakowitych specjałów usiłuję znaleźć jakiś mały zbiór myśli benedyktyńskich w klasztornej księgarni. Z braku czasu składam sobie uroczyste postanowienie, że zakupy książkowe zrobię przez Internet. 

Wchodzimy do klasztornego muzeum. Przy wejściu do każdej sali znajdujemy bileciki z cytatami i krótkimi historyjkami z życia mnichów. Urzekające, kamienne, kilkusetletnie wnętrza emanują dostojeństwem, surowością i głębokim  spokojem. Pozwalamy sobie na szaloną sesję zdjęciową wśród kamiennych antyków. Taki mały wypad z aparatem fotograficznym w średniowiecze.

Ale całkiem zinformatyzowane średniowiecze. Historię klasztoru przybliża program multimedialny z którego można korzystać w jednej z sal. Nam jednak dzieje klasztoru w Tyńcu przybliża Opat pełniący funkcję przewodnika, przy którym żadne komputery wcale nie są potrzebne.
Piórko św. Hildegardy wiszące na cienkiej żyłce przy wejściu do sali, gdzie przedstawiono jej wizję okazało się z różnych względów uchwytne tylko dla jednego obiektywu. Może dlatego, że ktoś powiedział, że było z ogona :) – moim zdaniem z łabędziego brzuszka :) 


 






















 Co jakiś czas podziwiamy z okien klasztoru panoramę z każdej strony inną. W jednej z sal widzimy ornat bł. Jana Pawła II – w jednej chwili wycisza nas to „spotkanie” z relikwiami naszego Ojca Świętego. 
Powracamy z mnóstwem wrażeń, zdjęć i pamiątek. Co tu dużo mówić. Nie od dzisiaj lubię tego benedyktyńskiego ducha:

 
Śmiech i wyciszenie  
Skupienie i energia do życia  
Odprężenie i koncentracja
Więzi i dystans  
Słuchanie i cisza  
Milczenie i słowa  
Modlitwa i praca. 

To nie dysonanse, to najczystsze dźwięki w osobowości człowieka, które zatopione w świeżości benedyktyńskiej  myśli, współbrzmią idealnie.
  

piątek, 8 lipca 2011

POGODA DUCHA - OPCJA DOSTĘPNA

Bardzo wiele wysiłku potrafią niektórzy ludzie włożyć w różnorakie działania zmierzające do zabicia własnej pogody ducha.

Pierwszy krok stanowi zazwyczaj sprecyzowanie swoich oczekiwań względem innych osób, ich życia, wizerunku, postępowania itd. w kontekście uformowania rzeczywistości zewnętrznej pod kątem osiągnięcia celów co do których nie posiadają żadnych praw, gdyż cele te zakładają manipulację życiem innych. Wymagają tym samym od życia realizacji swoich oczekiwań.



Uważają, że osiągną ten cel i zdobędą swoje własne Mount Evetest, gdyż są ludźmi wielkimi o powszechnym i niepodważalnym autorytecie. To właśnie w tym miejscu tkwi kluczowy punkt błędu i początek drogi do unicestwienia pogody ducha a w rezultacie do stania się śmiesznym w przypadku, gdy te iluzje zostaną odkryte przez innych. Wtedy przeżywane uczucie rozczarowania często popycha do upartości a nawet do nikczemności w obronie założonych oczekiwań.

Tacy ludzie uzależniają swoje życie i swój wizerunek od własnych iluzji. W rzeczywistości nie są ludźmi wolnymi, gdyż ich wizja „wolności” tak naprawdę opiera się na oczekiwaniach wobec innych a nie na tych, które sprecyzowali wobec własnego życia. Wszystkie oczekiwania mające warunkować ich prawość, autentyczność i racje ukierunkowali na innych, którzy według ich iluzji muszą potwierdzić swoją >małość< i >nieudolność< . Od tego też uzależniają swoje życie.

Zadowolenie z realizacji tego rodzaju oczekiwań nie ma nic wspólnego z pogodą ducha i autentyczną radością z życia. Jest to raczej satysfakcja z postawienia innych w egoistycznie zaaranżowanym własnym wytworze wyobraźni na temat innych. Fałszywe poczucie bycia „wszechmocnym”.

Dopiero oczekiwania względem samego siebie mogą pozwolić na życie w harmonii z samym sobą. Są źródłem wewnętrznej radości, wtedy też jest możliwa wdzięczność za wszystkie miłe niespodzianki, które przynosi nam życie. Wytworzone iluzje na temat życia i innych ludzi tez mogą przynieść niespodziewane efekty, ale nazywając subtelnie – niezbyt radosne. Wtedy znowu rozpoczyna się bieganina za swoją „racją” i argumentowanie słuszności swoich oczekiwań wszędzie gdzie tylko można. Ale tacy ludzie nie widzą, że już dawno są poza zasięgiem zdrowego rozsądku i powszechnie przyjętych norm istniejących wśród ludzi świadomych wartości życia. Dla wierzących jest ono największym darem Boga.

Pierwszym, który wysunął swoje oczekiwania wobec innych był ten, który wpełznął do Raju, aby negocjować z Ewą swój autorytet. Argument miał potężny – ubrany w to samo kłamstwo używane od wszechczasów: „będziecie jak Bóg” – jeśli spełnisz MOJE oczekiwania względem CIEBIE, nie te, względem SIEBIE o których mówił Ci Bóg.

Pismo Święte nie wspomina o terminie zakończenia negocjacji zapoczątkowanych w Raju. Sam główny „negocjator” nadal z niewysłowioną aktywnością gromadzi sobie równie prężnych kontrahentów.

Autentyczność i realizacja oczekiwań względem siebie to sztuka, która nie spada z nieba. Nie jest to łatwe, ale w swojej treści bardzo proste: Każde życie pochodzi od Boga i tylko On o nim decyduje. W zamierzeniu Stwórcy każdy ma żyć swoim życiem. Wszelkie „manewry” rozciągające się na życie innych wykluczają możliwość istnienia pogody ducha, zwłaszcza wtedy, gdy chcą władać obszarami dostępnymi tylko Stwórcy.

niedziela, 3 lipca 2011

HIERONIM BOSH - OGRÓD ZIEMSKICH ROZKOSZY



Tryptyk holenderskiego malarza Hieronima Bosha. Obraz jest wykonany w technice olejnej na desce w latach 1480-1490. Jest najsłynniejszym dziełem tego artysty. Znajduje się w Muzeum Prado w Madrycie. Całość przedstawia Stworzenie Świata oraz wpływ zła i grzechu na ludzi. Centralny panel - Ogród ziemskich rozkoszy mierzy 220 centymetrów wysokości przy 195 cm szerokości. Boczne panele - Raj (Ogród Eden z lewej) i Piekło (z prawej) - mają 220 cm wysokości i po 95 cm szerokości każdy. Przypuszcza się, że obraz powstał na zamówienie bogatej rodziny szlacheckiej. Obecny tytuł części centralnej odnosi się również do całości. 


OGRÓD ZIEMSKICH ROZKOSZY

Środkowa część tryptyku nosi tytuł Tysiącletnie królestwo, została wykonana około roku 1500.

W centrum znajduje się niebieska fontanna młodości, która otaczają nagie postaci siedzące na grzbietach fantastycznych stworzeń. W tle widać staw a poniżej szpaler ludzi siedzących na różnorakich zwierzętach galopujący wokół jeziora, w którym kąpią się nagie kobiety. W tej części został przedstawiony upadek ludzkości i zwycięstwo grzechu. Nadzy ludzie wszystkich ras spędzają czas na cielesnych zabawach, igraszkach, jedzeniu i piciu. Niżej Na pierwszym planie kłębią się grupy kochanków. Fantastyczne stworzenia jak gigantyczne ptaki są częścią życia tych ludzi, bawią się razem z nimi.

Pośród niezwykłych zwierząt, które zamieszkują ogród, zwraca uwagę latający stwór na tle nieba o cechach konia i drapieżnego ptaka. Dosiada go człowiek z gałęzią w ręku na której siedzi czerwony ptak. W wyobraźni ludowej latające stworzenia kojarzono z rozwiązłością. Czerwony kolor, który pojawia się w wielu elementach symbolizuje kulminację procesu stwórczego. Ropucha w szponach drapieżnika wskazuje na obecność sił zła. Grzech pożądliwości został ukazany na przykładzie pary kochanków zamkniętych w ogromnej bańce wytworzonej przez kwiat wyrastający z wody. Motyw szklanej kuli jest związany ze starym flamandzkim przysłowiem, które mówi: „Szczęście jest jak szkło, łatwo się tłucze”.

Mysz wchodząca do szklanej rurki wystającej z owocu umieszczonego poniżej szklanej kuli symbolizuje fałszywe doktryny, sprowadzające wiernych na manowce. Na tle nieba jest obecna również skrzydlata postać wzlatująca w górę z czerwoną jagodą. Symbol ten mówi o przemijaniu rozkoszy czerpanej z grzechu rozwiązłości.

RAJ I STWORZENIE EWY

Panel lewy przedstawia Raj. W centrum znajduje się Źródło Życia, które przypomina jakiś dziwaczny olbrzymi kwiat. Nieopodal, po prawej, wąż owija się wokół drzewa poznania dobra i zła. Niżej grupa trzech postaci - od lewej - Adam, Bóg w postaci Jezusa i Ewa. Jezus trzyma Ewę za rękę i poznaje ją z Adamem, obok którego wyrasta drzewo życia. W tle widać zwierzęta realne i fantastyczne, jaskinię z której wylatuje mnóstwo ptaków oraz zupełnie fantastyczne pasmo górskie. W których elementy naturalne łączą się z bryłami geometrycznymi. Stada ptaków przelatują przez otwory w przedziwnych konstrukcjach z kolorowych skał.

Kompozycja obrazu opiera się na nałożeniu poszczególnych planów. Na ostatnim znajdują się cztery fantastyczne konstrukcje.

W stawie powyżej fontanny znajdującej się w środku kompozycji, zaspokajają pragnienie fantastyczne zwierzęta. Widzimy tam białego jednorożca, symbol czystości człowieka przed popełnieniem grzechu pierworodnego. Znajdują się tam te same zwierzęta, co w ogrodzie rozkoszy. Jest to potwierdzeniem jedności miejsca tych dwóch scen. Pomimo, że nastrój ogrodu jest pogodny, również i tutaj zło zaznacza swoją obecność. Po prawej stronie stawu zgromadziły się obrzydliwe gady, miedzy innym czarne ropuchy, symbol samego diabła. Kałuża nad którą się rozsiadły rozlewa się bardzo blisko granicy Ogrodu rozkoszy ziemskich. Martwa ryba symbolizuje grzech, z kolei postać z długim nosem czytająca książkę to przedstawiona przez Bosha personifikacja zła.

PIEKŁO

Panel prawy to przedstawienie Piekła. Została tu przedstawiona ludzkość, która zlekceważyła prawa boskie i w sposób nieodwracalny pogrążyła się w grzechu. Za swoje postępowanie ponosi straszliwą karę. Interpretacje różnych szczegółów i znaczenia konkretnych alegorii i symboli są bardzo szerokie. Jedni widzą tu przedstawienie grzechów głównych, inni odczytują aluzje do rozmaitych herezji.

Tak jak dwie poprzednie części tryptyku są jasne, tak w tej dominują barwy ciemne. Ludzie przeżywają straszliwe tortury, m.in. są zjadani przez ogromne ptactwo, wydalają z siebie duże złote monety, są przykuwani do ogromnych instrumentów (pomiędzy struny gigantycznej harfy), bezwiedni spółkują z licznymi bestiami. Widać tu różnego rodzaju diabelskie machiny służące do wymierzania kar.

Maszyna, która składa się z pary uszu przebitych strzałą i długim ostrzem noża. Jest symbolem głuchoty ludzkiej na słowa Ewangelii. Szkaradne stworzenie o głowie ptaka połyka potępionych i wydala ich do tej samej studni, do której skąpiec wydala złote monety a inny grzesznik wymiotuje posiłek, co symbolizuje pokutę za łakomstwo. Na dole koło tronu stwora leży naga kobieta z ropuchą odciśniętą na piersi i ogląda swoje odbicie na pośladkach jednego z demonów. W ten sposób ponosi karę za pychę.

Przy przewróconym stole przy karcianej bójce, jednego z graczy atakuje potworna istota. W ten sposób zostało przedstawione potępienie grzechu hazardu.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...