sobota, 28 stycznia 2012

MRÓZ!

W zimie zdecydowana większość ludzi dotkliwie odczuwa brak słońca, wydaje mi się, że w tym roku słoneczko pokazuje się wyjątkowo rzadko. Natura wyłącza nam zimową porą na szereg dni ten najważniejszy dystrybutor ładujący energię. Jesteśmy w dużym stopniu „uzależnieni” od słońca – uspokaja nas, nadaje wszystkiemu wokół ciepłych intensywnych barw, rozpraszając szarości. Już starożytni medycy zalecali melancholikom „przeniesienie się do krainy słońca”. Od starożytności już jednak daleko, można więc ten brak po części zrekompensować sobie jakimś „słonecznym” filmem… 
 

Dzisiaj rano słoneczko oblane pomarańczowymi kolorami wyjrzało nieśmiało około ósmej zza horyzontu i nie zrezygnowało z wędrówki po niebie do końca dnia. 


Dzisiejszy wschód słońca


Jak często mi się w sobotnie poranki zdarza, dzisiaj też maszerowałam z kijkami nordic walking po lesie. Ktoś już zapytał mnie podczas takiego sportowego spaceru, czy przypadkiem nie gwizdnęli mi nart, ale dzisiaj przy 10 stopniach mrozu chyba dobrze, że ich nie używam zdecydowanie nie podziałały by rozgrzewająco… Nie wytrzymałam długo w lesie, ciężko było na mrozie, ale najważniejsze, że znów zaświecił na niebie żółty punkcik, który wspaniale zaprezentował się na białym tle krajobrazu. Zdumiewające, jak wschodzące słońce swoim delikatnym blaskiem od razu podładowało energią wszystkich dookoła! 


Wdzięczność za piękno przyrody, czerpanie z niej radości i energii – to bardzo ważne w życiu zagadnienie – powiedziałabym, że nawet jedno z priorytetowych. 


Zima - bardzo wczesnym rankiem

środa, 25 stycznia 2012

NAWRÓCENIE ŚW. PAWŁA

W XXI wieku jesteśmy bardzo dobrze świadomi kryzysu wiary i modlitwy. Dominuje przekonanie, że nasze czasy nie sprzyjają nawróceniu – nie jest ono uznane powszechnie w świecie za decyzję potrzebną, modną czy korzystną. Chętnie podziwiamy odległe „pachnące świętością” epoki, jako kolorową przeszłość bogatą w heroiczne dokonania świętych i fascynujące, niewytłumaczalne naukowo fakty – cuda dokonane w życiu świętych.

Rzeczywistość naszej epoki ukształtowała w nas całkowicie odmienną, niż przed wiekami mentalność. Z jednej strony nie ma w tym nic dziwnego; rozwój, technika, postęp we wszystkich dziedzinach – ta rzeczywistość „zewnętrzna” jest jak najbardziej dla nas korzystna. Jednak co dzieje się w sferze duchowej?

Niezliczone informacje, szybkie tempo życia - terminy itp. wkomponowały nas bez pytania o zgodę w wielki mechanizm świata, stwarzając potężne i realne zagrożenie zatarcia się indywidualności każdego człowieka. Oczywiście – żadnemu mechanizmowi nie potrzeba refleksji, zanurzenia się w siebie i przyjrzenia się temu, co stanowi o jego indywidualności. Cząstka mechanizmu ma tylko spełniać swoje zadanie według zamierzonych ustawień, korzystnych dla całości, i nie ma zamiaru nawet pytać o to w jakim mechanizmie MA UDZIAŁ.

Gdy człowiek zaczyna funkcjonować w taki sposób zawęża przestrzeń własnego myślenia a w dokonywaniu wyborów – również tych dotyczących formowania i chronienia własnego sumienia i osobowości – często kieruje się wpływami zewnętrznymi – wbrew wolnej woli. Nikt nie może jako osoba funkcjonować w oparciu o myślenie i decydowanie zbiorowe – dlatego też pojawia się kryzys świadomości indywidualności – w różnym stopniu, kryzys wiary, modlitwy i dialogu.

W swojej homilii w czasie Świąt Bożego Narodzenia Ojciec Święty Benedykt XVI powiedział: „Musimy zejść z konia naszego oświeconego rozumu”. Nawiązanie do wydarzenia nawrócenia św. Pawła Apostoła jest tu oczywiste – to również bardzo konkretne wezwanie do nawrócenia. 



 




Wydarzenie opisane w Dziejach Apostolskich jest jednocześnie „wstępem” do świadectwa o nawróceniu w którym to Apostoł wytrwał aż do końca oddając swoje życie za Chrystusa i za wiarę. Chwila nawrócenia św. Pawła to najbardziej znane i spektakularne spośród wszystkich nawróceń opisanych w Biblii.



 



„Musimy zejść z konia naszego oświeconego rozumu”. To zdanie jest bardzo precyzyjnie dopasowane do specyfiki czasów, w których żyjemy. W tym wezwaniu do nawrócenia odnajduję kilka myśli.

Po pierwsze – Zatrzymaj się! Żadnemu człowiekowi nie sprzyja „galopowanie” przez obowiązki, sytuacje, sukcesy, porażki, relacje – jednym słowem przez życie. Pędzi od jednych obowiązków do następnych. Umyka spokój, przygasa poczucie bezpieczeństwa. Wcale jednak nie chodzi o to, aby obowiązki zaniedbywać. Potrzebujemy życia w zgodzie z samym sobą. Tylko człowiek rozróżniający pełnię życia od „napędzania się” aktywnością będzie człowiekiem spokojnym. Nie oznacza to, że troski znikną a ilość obowiązków się zmniejszy. Kto „galopuje” przez życie, nie robi nic wartościowego, ani godnego uwagi. Bardzo skutecznie natomiast zwraca na siebie uwagę tworząc zamieszanie i chaos wokół swoich licznych spraw, których połowę zredukowałaby właściwa hierarchia wartości. W rezultacie więc i tak z tej aktywności nic nie wynika. Aby zaistniała szansa na poczucie „stabilnego gruntu” własnej osoby potrzeba „zejść”, aby zyskać „kontakt z ziemią”, gdzie świadomie można stawiać krok po kroku, a co najważniejsze odciąć się od szarpania potrzebami, emocjami, racjami i wpływami.

Po drugie. Zobacz czym się kierujesz. Ojciec Święty użył słów „koń oświeconego rozumu”. Nawet „oświecony rozum” – stanowi zagrożenie dla człowieka wtedy, gdy wykorzystuje go do dążenia w niewłaściwym kierunku. Przerażenie ogarnia na samą myśl; dokąd może zabrnąć człowiek „galopujący” przez życie – na przykład: na „koniu nie oświeconego rozumu”? Nie daj Boże, jeśli jeszcze po drodze wywija lassem… i pociąga za sobą innych. A może wcale nie wszyscy pędzą na „koniu oświeconego rozumu” tylko jeszcze na jakimś innym: pazerności, egoizmu, krytykanctwa, zazdrości, lenistwa czy krzywdy innego człowieka?

Papież Benedykt XVI podsuwa nam cenną myśl, wskazówkę na drodze do nawrócenia. W tym zdaniu odczytuję zachętę, aby nazwać cele i sposoby ich osiągania, do czego i w jaki sposób używamy rozumu, daru Bożego w który Bóg wyposażył tylko jedno stworzenie – Człowieka, którego zaprosił do udziału w życiu wiecznym.

niedziela, 22 stycznia 2012

ASYŻ - MALOWNICZE MIASTO ŚW. FRANCISZKA

Pobyt w Asyżu pozostaje w pamięci na zawsze, nawet jeśli przyjeżdża się tutaj tylko na chwilę. Z wizyty w tym wyjątkowym pod wieloma względami mieście każdy pielgrzym i turysta zabiera ze sobą niezatarte wspomnienia. Chwile spędzone w Asyżu pozostają w pamięci na zawsze, miasto przyciąga z taką siłą, że nie można jej się oprzeć, można natomiast doświadczyć nieodpartego pragnienienia powrotu. Pielgrzymi przeżywają tu ciągle od nowa historię życia św. Franciszka, które było wypełnione wiernością Słowu Bożemu.

Trasa do Asyżu wiodąca przez malownicze góry - Apeniny Umbryjsko – Marchijskie, budzące się rankiem pośród puchowej mgły sprzyja przygotowaniu na spotkanie z duchowym bogactwem miasta św. Franciszka. Klimat refleksji, zachwyt pięknem przyrody doskonale wycisza, pozwalając na skupienie przed prawdziwą ucztą dla ducha i umysłu.

Zachwyca wreszcie wyłaniająca się powoli panorama miasta od południa i od zachodu, skąd biegną do Asyżu główne drogi. Widok średniowiecznego Asyżu z potężną Bazyliką św. Franciszka zawieszoną na samej krawędzi skały, oświetloną pomarańczowym blaskiem słońca potrafi obudzić nieodpartą ochotę na to, aby przesiąść się do wehikułu czasu, jeśli tylko nadarzyłaby się taka możliwość.

Miejsce, na którym wznosi się bazylika było nazywane Piekielnym Szczytem, gdyż wykonywano tu wyroki śmierci. Piekielny Szczyt zamienił się jednak w Rajskie Wzgórze, gdzie od wieków spoczywają doczesne szczątki św. Franciszka. 
Zostawię jednak wszelkie informacje turystyczne. 


Dla mnie pobyt w Asyżu wiąże się z wieloma aspektami darów duchowego bogactwa. Historia miasta, budowli, życia świętych; piękno architektury, dzieł sztuki i klimat – jak się wydaje – niezmienionego od wieków Asyżu ułatwiają drogę prowadzącą do spotkania z tym, co niesie z sobą przesłanie życia św. Franciszka a także innych świętych ziemi umbryjskiej.

Już bardzo dawno zrobiłam prezentację multimedialną o życiu św. Franciszka. Giotto malując freski ze scenami z życia świętego utrwalił tylko niektóre z nich – najważniejsze. Nie ma jednak lepszego streszczenia życia św. Franciszka niż malowidła Giotto di Bondone z Bazyliki Górnej.

ASYŻ - MALOWNICZE MIASTO ŚW. FRANCISZKA

Pobyt w Asyżu pozostaje w pamięci na zawsze, nawet jeśli przyjeżdża się tutaj tylko na chwilę. Z wizyty w tym wyjątkowym pod wieloma względami mieście każdy pielgrzym i turysta zabiera ze sobą niezatarte wspomnienia. Chwile spędzone w Asyżu pozostają w pamięci na zawsze, miasto przyciąga z taką siłą, że nie można jej się oprzeć, można natomiast doświadczyć nieodpartego pragnienienia powrotu. Pielgrzymi przeżywają tu ciągle od nowa historię życia św. Franciszka, które było wypełnione wiernością Słowu Bożemu.

sobota, 21 stycznia 2012

DANIEL W JASKINI LWÓW

Biblia w plikach mp3 to rzeczywiście wspaniały „wynalazek”. Dzisiaj po raz kolejny jednak przekonałam się na własnej skórze, że jak w przypadku każdego ofiarowanego, zwłaszcza za darmo DOBRA, tak i teraz potwierdziła się prawidłowość, że diabeł wszędzie, gdzie tylko pojawi się dobro wsadza swój ogon. Przysłowie, co prawda brzmi trochę inaczej, ale wiadomo o co chodzi. Otóż niby nic wielkiego – słuchawki zapadły się pod ziemię, zdematerializowały, oczywiście tylko na ten czas, kiedy ich potrzebowałam. Pozostała więc forma tradycyjna, wymagająca skupienia tylko na czytaniu, odpadało więc wykorzystanie czasu np. w autobusie, czy tramwaju. Nigdy jeszcze nie czytałam Pisma św. „po kolei”, więc i tym razem wybrałam to, co najbardziej przykurzyło się w pamięci – Księgę Daniela.

Twórcy dzieł sztuki chętnie podejmowali tematykę wydarzeń opisanych w tej księdze, oprócz Daniela stojącego przed królem i tłumaczącym sny, najczęściej podejmowanym tematem jest „Daniel w jaskini lwów”. 



Briton Riviere, Daniel w jaskini lwów
Jest wiele obrazów przedstawiających tą starotestamentalną scenę. Mistrzom malarstwa doskonale udało się przekazać również emocje i uczucia dominujące w tym wydarzeniu: poza grozą sytuacji, prawie każdy oglądający te dzieła zdecydowanie podziwia opanowanie i odwagę Daniela, niż skłania się do współczucia. W interpretacji tych umiejętnie „wywołanych” przez artystów uczuć najlepszą pomocą okazuje się tekst biblijny. Tak, Daniela można było tylko podziwiać, zwłaszcza wtedy gdy stanął w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa. 


Briton Riviere, Daniel 




 Sytuacja proroka Daniela była wynikiem splotu wielu wydarzeń i całego mnóstwa różnych decyzji wpływowych osób. Urzędnicy królewscy uknuli perfidny spisek, aby doprowadzić do zagłady Daniela. Posłużyli się prawem -takim, które sami stworzyli jako pułapkę na mędrca, bo nie mogli Danielowi niczego zarzucić, choć wszędzie, gdzie tylko było można uporczywie szukali argumentów. Daniel znalazł się w pułapce w wyniku dekretu wydanego przez króla Dariusza, za namową urzędników. Dokument zakazywał modlenia się do jakiegokolwiek Boga poza samym królem. Prorok Daniel, nie miał najmniejszego zamiaru odstępować od wierności Bogu i żyć według jakiegoś dziwacznego urzędniczego wymysłu. W krótkim czasie wysunięto przeciwko Danielowi liczne oskarżenia a sam monarcha Dariusz musiał pod ich presją ustąpić. Rozkazał wrzucić Daniela do jaskini lwów, ale pomimo swojego własnego przerażenia z powodu tej sytuacji od początku był przekonany, że Bóg ocali mędrca.

Urzędnicy królewscy popychani lękiem i zazdrością, bez skrupułów dali upust swojej pysze i gniewowi. Właściwie to oni wpadli w pułapkę o wiele gorszą niż jaskinia lwów. Daniel miał potężną broń – zaufanie Wszechmocnemu.

 Pycha zaprowadziła urzędników aż na głębiny nieświadomości duchowej i całkowitej niezdolności logicznego myślenia. Byli uzależnieni od próżności i pewnego rodzaju bezczynności: nie potrafili i ni mieli zamiaru odnowić i zmienić swojego myślenia. Byli „posiadaczami” jedynej słusznej, niezmiennej racji. A wiadomo, że: „Bezczynny mózg jest warsztatem diabła”. Obecność mędrca w otoczeniu króla zmuszałaby ich do duchowego wysiłku a to było im całkowicie obce.

Tak sobie myślę, że od czasu do czasu każdy ma tą swoją „jaskinię lwów”, mniejszą czy większą, ale nigdy nie wieczną. W Nowym Testamencie św. Paweł Apostoł pisze w 2 Liście do Tymoteusza, jaką najlepiej przyjąć postawę i sposób myślenia właśnie w takich sytuacjach:

„Albowiem nie dał nam Bóg ducha nieśmiałości i tchórzliwości, małodusznego, niewolniczego i służalczego lęku, ale obdarzył nas duchem mocy i miłości, spokoju i trzeźwego myślenia, dyscypliny i samokontroli” ( 2 Tm 1,7).

Niebezpieczeństwo, lęk i jakiekolwiek złe, czy nawet tylko niekorzystne położenie nigdy nie jest wolą Boga. Zupełnie nie mieści mi się w głowie, jak ludzie wierzący mogą być przekonani o prawdziwości takiej bzdury. Bóg jest tym, który zachowuje, umacnia i ratuje, nie wymyśla też ludziom dziwacznych kar, których widokiem inni chętnie by się nasycili. Osobiście nie słyszałam o bogu, który chciałby dla człowieka zła i upokorzenia. Jeśli ktoś jest przekonany o słuszności takiego argumentu i usprawiedliwia swoje złe położenie „wolą Boga”, albo usprawiedliwia swoje obrzydliwe postępowanie wobec innych i patrząc na rezultaty używa tego argumentu do zrzucenia balastu odpowiedzialności, to uważam, że zdecydowanie powinien zmienić boga. Czy nie będzie to zdrowsze dla duszy?

niedziela, 15 stycznia 2012

ODPRĘŻAJĄCE »NIC NIE ROBIENIE«


Odprężające »nic nie robienie« to naprawdę ważna rzecz, bo może jak najbardziej okazać się zbawienne. Zwłaszcza wtedy, gdy jest konstruktywne. W niedzielne południe i popołudnie można odpocząć od zajęć i spraw, które nagromadziły się w ciągu całego tygodnia. »Nic nie robienie« daje szansę na oddech i nabranie powietrza, to dobry czas na tworzenie nowej przestrzeni dla następnych spraw. I nie ma w tym nic dziwnego, ani nowego.
Dzień był bardzo sprzyjający tym bardziej, że niedzielny poranek nareszcie okazał się biały. Przyszła zima biała, śniegu nasypała…
Natura, niezależnie od pory roku pokazuje, czasami niemal co dzień nową szatę. Zupełnie jakby miała ochotę zachęcać do zdolności polegającej na zapominaniu np. o załatwionych już sprawach i zauważyć, że każdego dnia tak naprawdę wszystko wygląda inaczej.

Tak dziś wyglądał lew przy przedprożu Dworu Artusa w zimowej szacie.


„Stadko” gołębi siedziało sobie przy oknie, chyba nie do końca zadowolone z temperatury.


Choinka na Długim Targu przystrojona pięknymi ogromnymi bombkami. 


Jeśli ktoś preferuje niższe drzewka świąteczne, proponuję zmianę punktu widzenia:)


Sezon zimowy w pełnej krasie.


sobota, 14 stycznia 2012

KAPLICA ŚW. SEBASTIANA - GRÓB BŁ. JANA PAWŁA II


W Rzymie nie ma pewnie kościoła bez ołtarza z relikwiami świętych, czy męczenników. Wątpliwości co do autentyczności relikwii całkowicie się rozpływają, gdy stajemy oko w oko z tym, co nas otacza i spoglądamy w otchłań dziejów i historii bezcennych zabytków, dzieł sztuki, czy też śledzimy losy relikwii świętych. Te, które są otoczone najpiękniejszą tradycją mieszczą się w obrębie starych murów miasta, ale nie można zaprzeczyć bogactwu tradycji tych, które znajdują się na obrzeżach Rzymu. Pewnie nikomu nie wystarczy życia, aby nauczyć się „oddychać Rzymem” i odczuć niemalże namacalnie nieśmiertelność duchowego geniuszu świętych i męczenników, którzy tłumnie znaleźli miejsce spoczynku w Wiecznym Mieście.

Jednak starczy czasu, aby choć trochę doświadczyć, że przesłanie ich życia i śmierci jest w każdej chwili żywe a oni obecni – i dystans czasu nie ma tu znaczenia. 




Przychodzi mi na myśl niejedno nieznośnie upalne rzymskie południe, kiedy wysiadałam z klimatyzowanego miejskiego autobusu na Via Appia wprost w okrutnie rozgrzane drgające powietrze, które w ogóle nie nadawało się do oddychania. Gorąco emanujące od brukowych kamieni dodatkowo parzyło nogi prawie do kolan. Pośród malowniczych, strzelistych cyprysów dochodziłam do Katakumb św. Kaliksta i św. Sebastiana. Kupowałam bilet a potem siadałam na kamiennej wiekowej ławeczce z dala od tłumu turystów. Oczekując na wejście do katakumb miałam trochę czasu na to duchowe „oddychanie wiecznym Rzymem”. To taka forma krótkiej koncentracji przed spotkaniem „twarzą w twarz” z materialnym, namacalnym spadkiem historii, niejako kryjącej w zabytkach bogactwa niematerialne, duchowe. Dzieje Rzymu i ci, którzy je tworzyli potrafią nas nadal hojnie wyposażać w te różnorodne dobra duchowe.


Wyświetl większą mapę

W położonym niedaleko barokowym kościele odnajduję kaplicę św. Sebastiana. Postać męczennika, przeszyta trzema strzałami, wykonana w białym marmurze, jednak zdecydowanie przypomina świętego raczej pogrążonego w głębokim śnie a już na pewno nie człowieka martwego. 






Kult św. Sebastiana był bardzo żywy już od momentu śmierci męczennika. Starożytni pisarze byli dość oszczędni w opisach detali z życia ludzi. Święty Sebastian był dowódcą przybocznej straży cesarza Dioklecjana. Często wypominał władcy okrucieństwo wobec chrześcijan i za to został przeszyty strzałami. Odnalazła go kobieta o imieniu Irena a Sebastian pod jej opieką powrócił do zdrowia. Wkrótce z powrotem udał się do Dioklecjana, aby wstawić się za prześladowanymi wyznawcami Chrystusa. Dioklecjan nakazał zatłuc św. Sebastiana pałkami i wrzucić do kloaki.

Jest w Rzymie kilka miejsc, które przywołują pamięć tego starożytnego męczennika. Każde z nich mówi, że kult św. Sebastiana był bardzo żywy – na przestrzeni wszystkich epok.

Gdy wchodzę na Plac Świętego Piotra i patrzę na kopułę potężnej bazyliki, jak na „tiarę świata”, nie mogę w żaden sposób rozdzielić nieustającego zgiełku Wiecznego Miasta od dostojeństwa i ogromnego bogactwa tradycji tego niezwykłego miejsca. Jeśli choć trochę uczyliśmy się dziejów Kościoła z zabytków Rzymu, możemy mieć świadomość, że od zawsze są nierozdzielne.

Jeśli choć trochę uczyliśmy się dziejów Kościoła z zabytków Rzymu i przez ten pryzmat patrzymy na różne formy prześladowań, możemy mieć świadomość, że całkowite przebaczenie przychodzi z odejściem w przeszłość prześladowców. Chrześcijaństwo nigdy nie łączyło się z trwogą i wrogością wobec świata pogańskiego, ale wobec przemocy, pychy, fałszu i okrucieństwa. Te dwa światy: pogański i chrześcijański nigdy się nie rozłączyły i być może dlatego, że o tym nie pamiętamy dziś częściej się zdarza, że prześladowców spotykamy po obu stronach.

Również w Bazylice Świętego Piotra znajduje się kaplica św. Sebastiana. O popularności kultu tego męczennika świadczy fakt, że zbudowano kaplicę ku Jego czci także w Bazylice Konstantyńskiej. 




Po wejściu do Kaplicy św. Sebastiana w Bazylice św. Piotra w czaszy zwieńczającej ją kopuły widzimy apokaliptyczną wizję przedstawiającą Boga zasiadającego na tronie obok Baranka, któremu oddają hołd męczennicy wszystkich czasów (Ap 7,14). Kaplica została ozdobiona dziełami toskańskiego artysty Pietro da Cortona. W pendentywach mozaiki przedstawiają Zachariasza ukamienowanego w portyku świątyni jerozolimskiej, Abla składającego ofiarę, Izajasza z piłą – narzędziem swojego męczeństwa i proroka Ezechiela umęczonego z powodu swojej wiary.

Dobrze, że właśnie tą kaplicę wybrano na miejsce złożenia relikwii Błogosławionego Jana Pawła II. Odnajduję wiele wspólnego w przesłaniu życia i śmierci św. Sebastiana i naszego Ojca Świętego.

Dnia 2 maja 2011 r. kilka godzin przed złożeniem relikwii Ojca Świętego kaplicę odgrodzono od pozostałej części bazyliki masywnym niebieskim parawanem. Wyjątkowo jasne oświetlenie padało na biały materiał zasłaniający mozaikę „Męczeństwo św. Sebastiana” znajdującą się w retabulum ołtarza.

Przepływająca przez nawę główną rzeka ludzi przesuwała się bardzo powoli, z przejmującym wzruszeniem i skupieniem w kierunku ołtarza konfesji, aby złożyć hołd nowemu błogosławionemu i w ciągu tych kilku chwil zdążyć pozostawić swoje podziękowania i prośby u grobu św. Piotra. Dobiegające ze wszystkich stron krystalicznie czyste głosy wyśpiewywały litanię potęgując świadomość wyjątkowości i niepowtarzalności tego czasu. Tysiące bezustannie migocących lamp błyskowych miało pomóc w uwiecznieniu tamtych chwil na zawsze. O zachowanie w pamięci tamtych dni starali się jednak nie tylko chrześcijanie, nie tylko ci zawsze doceniani i wyróżniani, ale ci dla których przesłanie życia i śmierci Błogosławionego Jana Pawła II jest żywe, którzy chcą „oddychać Rzymem” kontemplując to spotkanie oko w oko z kolejnym świętym, aby zostać obdarowanym bogactwem duchowym wynikającym z tego spotkania. 



środa, 11 stycznia 2012

"DZIEŃ SPRZĄTANIA BIURKA"

W ostatnich dniach przyroda nie emanuje kolorami, pogoda jest całkowicie nasączona szarością, zimne i wilgotne powietrze i ciemne niebo co najmniej nie sprzyja ładowaniu energii, skutecznie natomiast usypia wszystkich dookoła. Jak tak dalej pójdzie trzeba się obawiać przejścia w stan hibernacji:)

Jedynym widzialnym dziś dla mnie dowodem na to, że przyroda nadal żyje było 5 gawronów entuzjastycznie kąpiących się w kałuży, które po chwili trzepotania skrzydłami w brudnej zimnej wodzie zaprosiły do tej ptasiej przyjemności jeszcze 2 wrony. Rytuał rozciągnął się na całe 10 minut. Ale ile włożyły w to energii, pasji i radości!

 



Gdzie ta zima z białym puchem? Z soplami błyszczącymi w zimowym słońcu i zmarznięty „na kość” piasek na plaży? Na razie nic nie wskazuje, że w tym roku tak będzie.

Już od kilkunastu dni nowy rok, nowy kalendarz z mnóstwem miejsca na zapisanie nowych terminów, planów, spotkań. Nowe 365 dni w których podejmiemy się zrealizowania nowych rzeczy, na spędzenie czasu z nowymi i starymi przyjaciółmi, dokończenie tego, co już zostało rozpoczęte. Lubię ten czas, chociaż nigdy nie robię postanowień noworocznych. Podejmuję je przez cały rok, sukcesywnie i bardzo często jedno wynika z drugiego.

Przez tą smętna pogodę i wiecznie gwiżdżący wiatr zupełnie nic mi nie odpowiadało. Zapadnięcie w stan hibernacji zimowej nie wchodził też w rachubę:)

W jednym z kalendarzy przeczytałam, że na 8 stycznia przypada „Dzień sprzątania biurka”. To dziwaczne „święto” bardzo mi się spodobało zwłaszcza, że „poszło w parze” z koniecznością i co najważniejsze niemal całkowicie mnie obudziło. Co prawda jedno biurko posprzątałam na „Amen” już w grudniu, hmm…. wydaje mi się, że chyba zbyt sumiennie i nie wiem, czy kogoś tym uszczęśliwiłam – bo to biurko nie było moje…:) 

Ponieważ „święto” przypadało na niedzielę pozwoliłam sobie na wszelkie celebracje z nim związane już dzień wcześniej. Rozciągnęłam zdecydowanie słowo „biurko” o wiele dalej, pozostając jednak w temacie i nakierowałam je w stronę segregatorów i „posprzątania” w komputerze. Przy okazji znalazłam przepis na „cytryny w rumie” (przydałyby się) , na „chleb toskański” i kilka zapomnianych, ciekawych dokumentów. „Sprzątanie” komputera skończyło się obejrzeniem dwóch filmów „Pod słońcem Toskanii” oraz „Aniołów i demonów”. Patrząc na ekran pozbyłam się przynajmniej ponurego kąta spojrzenia na pogodę. Jak to czasami dobrze móc patrzeć tylko w jednym kierunku...

W końcu nieważne, że pogoda paskudna. Ważne, że odkryłam „Dzień sprzątania biurka”. Całkiem nieistotne, że biurka nawet nie mam. Enistein pytał: "Skoro bałagan na biurku jest odzwierciedleniem tego, co w mózgu, to czego znakiem jest puste biurko?" Ciekawe, co powiedziałby Einstein na fakt nie posiadania biurka. Może to jedna z tych rzeczy, które nie mieściły mu się w głowie... Pomimo to, czekało na mnie mnóstwo ciekawych „odkryć”. Niektóre z nich są na tyle specyficzne i inspirujące, że całkiem nadają się na NATURALNE sformułowanie nowych postanowień:)

Hmm, cóż… jedno z nich prowadzi do muzeum w … na razie nie zdradzę, ale we właściwym czasie napiszę – niedługo.

piątek, 6 stycznia 2012

TRZEJ KRÓLOWIE

Na niebie ozdobionym miliardami gwiazd Trzej Królowie dostrzegli jedną, która poprowadziła ich poprzez najważniejszą podróż życia do Króla Wszechświata. Swoją gwiazdę dostrzegli w nocy, pośród ciemności. Umysły i serca są wtedy najbardziej otwarte i nieopancerzone. O tej porze nie trzeba przywdziewać błyskotek na pokaz, nie trzeba się starać o akceptację otoczenia. O tej porze umysł jest najbardziej wolny od podążania za tym, co prowadzi do egoistycznych osiągnięć.

Trzej Królowie poszli za pragnieniem serca. Herod podążał za swoimi „powinnościami”. Musiał przeprowadzić mnóstwo rozmów, zadbać o układy. Był przekonany, ze robi to „dla dobra”, no i… był poniekąd skuteczny.

Trzej Królowie nie troszczyli się o aprobatę dla swojej decyzji. Nie wędrowali na pokaz. Nie musieli być „twardzi” i zapobiegliwi. Szli za pragnieniem serca.

Są dwie drogi: realizacja marzeń ofiarowanych przez Stwórcę, albo realizacja „powinności” i pozostawanie martwym od środka.

Pośród ciszy nocy najłatwiej rozróżnić, czy:

„krzątanina zastępuje sens  
skuteczność zajmuje miejsce twórczego działania  
a relacje funkcjonalne stają się substytutem miłości”

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...