Dobrze było rozpocząć zwiedzanie Toskanii właśnie od przyjazdu do Fiesole. Miasteczko, malowniczo położone na wzgórzu, jest też dobrym miejscem na podziwianie wspaniałej panoramy Florencji. Najpierw zwiedziłam romańską katedrę pod wezwaniem San Romolo, pochodzącą z XI w. zbudowaną z tufu. Budowla zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie, jest bardzo skromna i surowa – tak samo na zewnątrz jak i w środku. Potężne kolumny i minimalna ilość płaskorzeźb i kamiennych ozdób, sprawia, że przekraczając próg katedry, odczuwa się wyjątkowo wyraźnie atmosferę ascetycznego średniowiecza . A poza tym w starych kościołach, romańskich czy renesansowych zawsze urzekają mnie drewniane stropy a tutaj właśnie taki był. Ciekawa była też architektura wewnątrz. Otóż chór zbudowany był, za ołtarzem a nie nad wejściem. Całkiem odwrotnie, niż spotyka się to zazwyczaj. Rzadko przecież spotyka się kościoły z takim rozwiązaniem architektonicznym.
Przyszedł wreszcie czas na zwiedzenie parku archeologicznego. Wejście było cudnie porośnięte żywopłotem z wawrzynu a na terenie parku rosły śródziemnomorskie sosny, oliwki i cyprysy. Byłam zaledwie od dwóch godzin w Toskanii i miałam za sobą długą podróż, a tutaj nareszcie można było na odczuć, że przygoda z Toskanią właśnie się zaczęła na dobre. Zaraz przyszło mi też do głowy, że trzeba by poszukać szyszek z pinii do dekoracji na Boże Narodzenie i narwać liści laurowych. Owszem, później ich narwałam cały worek, dla siebie, bliższej i dalszej rodziny, ale oczywiście nie w parku archeologicznym.
Wiadomo powszechnie, że podróże kształcą, więc i teraz ku mojej ogromnej radości poznałam nową przyprawę. Zanim na dobre rozpoczęliśmy zwiedzanie, przewodniczka pokazała nam jak rośnie nepitella – przyprawa dodawana wyłącznie do grzybów.
Jednak z wrażenia zioła nawet nie sfotografowałam, bo poniżej rozciągał się wspaniały widok na rzymski amfiteatr z I w. p.n.e, który został odkryty w XVII w. Półkoliste stopnie, będące jednocześnie siedziskami, podzielono na cztery sektory. Wyjściem z teatru była niewielka brama z boku, nazywana „wymiotnikiem”. Obecnie w amfiteatrze odbywają się regularnie koncerty.
Idąc wzdłuż kamiennego muru doszliśmy do starożytnych rzymskich term. Po termach zostało tepidarium, czyli sala do wypoczynku, która była ogrzewana gorącym powietrzem, zostały baseny i ceglane rury, w których krążyło gorące powietrze. Podłoga w sali do wypoczynku była wyłożona płytkami wykonanymi z użyciem skały wulkanicznej, co gwarantowało, że nie przepuszczały one wody.
Na terenie parku znajduje się również muzeum archeologiczne. Oglądając wystawy słuchałam opowieści przewodnika o życiu i kulturze Etrusków o dokonaniach i wynalazkach tej odległej o tysiące lat cywilizacji.
Widziałam tu ceramiczne naczynia, malowane wazy, przedmioty wotywne i fragmenty rzeźb.
Natomiast fragmenty płaskorzeźb przedstawiających sceny z ważniejszych momentów życia, związanych z jakimiś ceremoniami przekazywały jednocześnie treść o kulturze tego ludu. W muzeum znajduje się też szkielet wojownika – Longobarda, pochowanego tysiące lat temu z kielichem u stóp, a to miało oznaczać, że była to osoba nieprzeciętna.
Oglądałam w jednej z sal fragment rzeźby etruskiej z brązu, wykonanej przy użyciu techniki woskowej. Najpierw sporządzano gipsowy kształt rzeźby, później pokrywano go grubą warstwą wosku a następnie ponownie warstwą gipsu. Całość wypalano, wtedy wosk się topił i w tak powstałą szczelinę wlewano brąz.
Dowiedziałam się sporo ciekawych rzeczy i przypomniałam sobie, że to właśnie Etruskowie, wynaleźli dachówkę, a było to około II w. przed Chrystusem. Dach układano i nadal w Toskanii układa się taki sposób, że na dwie proste dachówki kładzie się jedną półokrągłą. Ten sposób układania dachówek widać w każdym toskańskim miasteczku. Zdjęcie, na którym dokładnie są one widoczne zrobiłam na drugi dzień w Ogrodach Boboli.
Później poszłam w kierunku kościoła św. Franciszka położonego na wzgórzu. Prowadzi tam niezbyt długa, ale stroma kamienna uliczka, malowniczo ozdobiona bluszczem porastającym wysoki mur, biegnący na całej długości uliczki. Dotarłam na taras widokowy, skąd można podziwiać przepiękną panoramę Florencji. Pośród czerwonych dachów, sięgających aż po horyzont najłatwiej było odnaleźć górująca nad miastem potężną kopułę Bazyliki Santa Maria del Fiore. Sama panorama ze względu na intensywne światło słońca okazała się nieuchwytna o tej porze dnia. Trzeba było do pamiątkowej fotografii pozować tak jakoś krajem-bokiem, żeby nie było pod słońce.
Poszłam dalej w górę w kierunku malutkiego kościółka św. Franciszka. Po drodze na murze zauważyłam tablicę pamiątkową poświęconą wizycie papieża Jana Pawła II w Fiesole
w 1986 r.
Łapiąc w ekran aparatu trochę cienia, podjęłam jeszcze raz próbę sfotografowania choć okruchów panoramy Florencji, która jest tłem dla malowniczej kapliczki stojącej pośrodku kamiennej drogi.
Dotarłam wreszcie do średniowiecznego kościółka św. Franciszka. Był wyjątkowo mały, jednonawowy i bardzo przytulny. Drzwi po lewej stronie prowadziły do malutkiego muzeum. Z muzeum wychodziło się na malutki malowniczy dziedziniec, ozdobiony kwiatami.
Powróciwszy na główny plac miasteczka rozejrzałam się nieco po targowych stoiskach, gdzie znajdowało się niemal wszystko: antykwariaty o bardzo szerokim asortymencie, malowane akwarelą obrazki, porcelanowe dzbany i naczynia, biżuteria, obrusy, a nawet gumo żelki o fantazyjnych kształtach.
Wśród staroci zauważyłam też gadżety arystokratyczne, które wyglądały jakby dopiero co zostały rozpakowane z XVII wiecznego kufra panny szykowanej do zamążpójścia. Stare wachlarze, oprawione w specjalne oszklone gablotki, były dla mnie prawdziwą ciekawostką. Na targu były tez stare haftowane serwety, eleganckie obrusy i kapy, niektóre z nich tak stare, że z pewnością każda z tych rzeczy ma za sobą jakaś nieprzeciętnie długą rodzinną historię.
Spacerem po targu zakończyłam zwiedzanie Fiesole. Tak wyglądało moje pierwsze pół dnia w Toskanii. Gdy opuściliśmy Fiesole, trzeba był się udać do Montecatini Terme. W następnym artykule napiszę właśnie o tym, cośmy tam w Montecatini ciekawego widziały od popołudnia aż do późnej nocy.
Przyszedł wreszcie czas na zwiedzenie parku archeologicznego. Wejście było cudnie porośnięte żywopłotem z wawrzynu a na terenie parku rosły śródziemnomorskie sosny, oliwki i cyprysy. Byłam zaledwie od dwóch godzin w Toskanii i miałam za sobą długą podróż, a tutaj nareszcie można było na odczuć, że przygoda z Toskanią właśnie się zaczęła na dobre. Zaraz przyszło mi też do głowy, że trzeba by poszukać szyszek z pinii do dekoracji na Boże Narodzenie i narwać liści laurowych. Owszem, później ich narwałam cały worek, dla siebie, bliższej i dalszej rodziny, ale oczywiście nie w parku archeologicznym.
Wiadomo powszechnie, że podróże kształcą, więc i teraz ku mojej ogromnej radości poznałam nową przyprawę. Zanim na dobre rozpoczęliśmy zwiedzanie, przewodniczka pokazała nam jak rośnie nepitella – przyprawa dodawana wyłącznie do grzybów.
Jednak z wrażenia zioła nawet nie sfotografowałam, bo poniżej rozciągał się wspaniały widok na rzymski amfiteatr z I w. p.n.e, który został odkryty w XVII w. Półkoliste stopnie, będące jednocześnie siedziskami, podzielono na cztery sektory. Wyjściem z teatru była niewielka brama z boku, nazywana „wymiotnikiem”. Obecnie w amfiteatrze odbywają się regularnie koncerty.
Idąc wzdłuż kamiennego muru doszliśmy do starożytnych rzymskich term. Po termach zostało tepidarium, czyli sala do wypoczynku, która była ogrzewana gorącym powietrzem, zostały baseny i ceglane rury, w których krążyło gorące powietrze. Podłoga w sali do wypoczynku była wyłożona płytkami wykonanymi z użyciem skały wulkanicznej, co gwarantowało, że nie przepuszczały one wody.
Na terenie parku znajduje się również muzeum archeologiczne. Oglądając wystawy słuchałam opowieści przewodnika o życiu i kulturze Etrusków o dokonaniach i wynalazkach tej odległej o tysiące lat cywilizacji.
Widziałam tu ceramiczne naczynia, malowane wazy, przedmioty wotywne i fragmenty rzeźb.
Natomiast fragmenty płaskorzeźb przedstawiających sceny z ważniejszych momentów życia, związanych z jakimiś ceremoniami przekazywały jednocześnie treść o kulturze tego ludu. W muzeum znajduje się też szkielet wojownika – Longobarda, pochowanego tysiące lat temu z kielichem u stóp, a to miało oznaczać, że była to osoba nieprzeciętna.
Oglądałam w jednej z sal fragment rzeźby etruskiej z brązu, wykonanej przy użyciu techniki woskowej. Najpierw sporządzano gipsowy kształt rzeźby, później pokrywano go grubą warstwą wosku a następnie ponownie warstwą gipsu. Całość wypalano, wtedy wosk się topił i w tak powstałą szczelinę wlewano brąz.
Dowiedziałam się sporo ciekawych rzeczy i przypomniałam sobie, że to właśnie Etruskowie, wynaleźli dachówkę, a było to około II w. przed Chrystusem. Dach układano i nadal w Toskanii układa się taki sposób, że na dwie proste dachówki kładzie się jedną półokrągłą. Ten sposób układania dachówek widać w każdym toskańskim miasteczku. Zdjęcie, na którym dokładnie są one widoczne zrobiłam na drugi dzień w Ogrodach Boboli.
Później poszłam w kierunku kościoła św. Franciszka położonego na wzgórzu. Prowadzi tam niezbyt długa, ale stroma kamienna uliczka, malowniczo ozdobiona bluszczem porastającym wysoki mur, biegnący na całej długości uliczki. Dotarłam na taras widokowy, skąd można podziwiać przepiękną panoramę Florencji. Pośród czerwonych dachów, sięgających aż po horyzont najłatwiej było odnaleźć górująca nad miastem potężną kopułę Bazyliki Santa Maria del Fiore. Sama panorama ze względu na intensywne światło słońca okazała się nieuchwytna o tej porze dnia. Trzeba było do pamiątkowej fotografii pozować tak jakoś krajem-bokiem, żeby nie było pod słońce.
Poszłam dalej w górę w kierunku malutkiego kościółka św. Franciszka. Po drodze na murze zauważyłam tablicę pamiątkową poświęconą wizycie papieża Jana Pawła II w Fiesole
w 1986 r.
Łapiąc w ekran aparatu trochę cienia, podjęłam jeszcze raz próbę sfotografowania choć okruchów panoramy Florencji, która jest tłem dla malowniczej kapliczki stojącej pośrodku kamiennej drogi.
Dotarłam wreszcie do średniowiecznego kościółka św. Franciszka. Był wyjątkowo mały, jednonawowy i bardzo przytulny. Drzwi po lewej stronie prowadziły do malutkiego muzeum. Z muzeum wychodziło się na malutki malowniczy dziedziniec, ozdobiony kwiatami.
Powróciwszy na główny plac miasteczka rozejrzałam się nieco po targowych stoiskach, gdzie znajdowało się niemal wszystko: antykwariaty o bardzo szerokim asortymencie, malowane akwarelą obrazki, porcelanowe dzbany i naczynia, biżuteria, obrusy, a nawet gumo żelki o fantazyjnych kształtach.
Wśród staroci zauważyłam też gadżety arystokratyczne, które wyglądały jakby dopiero co zostały rozpakowane z XVII wiecznego kufra panny szykowanej do zamążpójścia. Stare wachlarze, oprawione w specjalne oszklone gablotki, były dla mnie prawdziwą ciekawostką. Na targu były tez stare haftowane serwety, eleganckie obrusy i kapy, niektóre z nich tak stare, że z pewnością każda z tych rzeczy ma za sobą jakaś nieprzeciętnie długą rodzinną historię.
Spacerem po targu zakończyłam zwiedzanie Fiesole. Tak wyglądało moje pierwsze pół dnia w Toskanii. Gdy opuściliśmy Fiesole, trzeba był się udać do Montecatini Terme. W następnym artykule napiszę właśnie o tym, cośmy tam w Montecatini ciekawego widziały od popołudnia aż do późnej nocy.
To wspaniałe, że po starożytnych ludach jeszcze tyle zostało... Tak, wpatrywałam się gównie w zdjęcia ich pozostałości ^_^
OdpowiedzUsuńTak, oglądanie pozostałości po dawnych cywilizacjach jest naprawdę fajną przygodą.
UsuńZachwyciły mnie starocie - uwielbiam takie wspaniałości:) Pozdrowienia przesyłam:)
OdpowiedzUsuńA było ich mnóstwo, nie zdążyłam nawet zobaczyć dokładniej większości stoisk. Pozdrawiam:)
UsuńJakoś nigdy czasu mi nie starczyło na Fiesole. A tam tyle dobrodziejstw....Może zorganizowana wycieczka to dobre rozwiązanie, jest sztywny program i się go realizuje i już.
OdpowiedzUsuńDopatrzyłąm się,, że tych dobrodziejstw jest w Fiesole jeszcze więcej. Są jeszcze dwa muzea i kościół św. Augustyna. Bardzo zachęcająco wyglądały też ulotki z zaproszeniem na wieczorne koncerty w amfiteatrze.
UsuńTrzeba jechać!:)i nie na trzy godziny tylko trzy dni. Ja na razie tylko ślinkę mogę przełykać:( No i czekać na opowieść o kolejnym etapie Twojej wycieczki,pewnie wtedy to już brzuch mnie rozboli i oczy zajdą mgłą. Trudno!:)
OdpowiedzUsuńNa Fiesole spokojnie wystarczy pół dnia, naprawdę, jest ono malutkie, to tylko jeden plac i cztery uliczki.
UsuńTeż znosiłam straszliwe męki, bez wyjazdu do Italii...