Człowiek prawdomówny podejmuje jasne decyzje, formułuje czytelne wypowiedzi, jest autentyczny, jednoznaczny. Nie zasłania się niewiedzą o konkretnych zdarzeniach, gdy jedyną drogą wyjścia jest szczerość. Prawdomówność nie pozwala na używanie niewłaściwie rozumianej dyplomacji, nie uwikła nikogo w intrygi. Człowiek prawdomówny nie obawia się, że inni ściągną mu maskę.
Kłamca panikuje, gdy tylko zauważa, że ktoś może odkryć jego fałsz i intrygi, nierzadko skrywa tą swoją panikę, pod przyjęcie »postawy z klasą«, aby pokazać, że żaden fałsz nie może go dotyczyć. Natychmiast w momencie pojawienia się najmniejszej części prawdy szuka drogi do uciszenia tego, kto tę prawdę zna. Ta postawa popycha dalej, do histerycznego wręcz, napędzanego niesłychaną zapalczywością i energią impulsu do szukania argumentów za tym, że dana osoba powinna zamilknąć. Wtedy z wielka starannością dba o niszczenie wizerunku osoby, mogącej odkryć prawdę o nim samym i jego postępowaniu.
Kłamca kieruje się zawsze lękiem, analizuje skrupulatnie każdy ruch i każde słowo osoby prawdomównej - »wroga« i entuzjastycznie wyciąga to, co nadaje się do ubrania w wygodną mu interpretację, aby tylko podważyć godność i wiarygodność tej osoby, czy grupy osób. Kłamcę niejako można poznać po tym specyficznym entuzjazmie i nabieraniu pewności siebie, gdy podejmie krytykanctwo, po wyczekiwaniu na »złe wieści« o kimś.
Człowiek prawdomówny reaguje inaczej. Nawet gdy błąd drugiej osoby jest faktem, od razu kierowany troską o dobro, podejmuje dialog. Przyjmuje postawę przyjaciela wychodzącego naprzeciw z dobrą radą. Nie czeka na finał zła, gdyby taki mógł zaistnieć – tylko po to, aby uwikłać kogoś w intrygi i zasłonić własny fałsz, upadki i braki poniżeniem kogoś. Nierzadko zdarza się, że umiejętność »poruszania się« wśród tak skonstruowanych intryg nazywa się nawet »roztropnością«.. Cóż, element zapobiegliwości występuje tu na pewno. Tylko jak interpretowanej? Słyszałam nawet jak w kontekście tak interpretowanej roztropności, ktoś cytował Pismo Święte, że „ musimy być roztropni jak węże…” Cały pakiet cech tego gada, jest tu więc naśladowany bez wątpienia, gorzej z postawą dotyczącą człowieka.
Człowiek prawdomówny jest wolny. Nie ukrywa nic, bo tylko brud potrzebuje ukrycia – żeby nie było wstydu. Nie obawia się zdemaskowania, bo nie ma czego demaskować. Nie musi tworzyć fałszywych obrazów siebie, ani innych. Fałsz i kłamstwo są zawsze »darami« złego ducha i nie ma takiej możliwości, żeby ich użyć do czyjegokolwiek dobra.
Fałsz potrafi generować wzniośle i szlachetnie brzmiący argument sugerujący rozwagę - o „wyborze mniejszego zła” albo, że „prawda może szkodzić” . Czy nie przewrotność i pusta paplanina kryje się pod tymi pojęciami? Taki sposób stawiania sprawy zakłada znów kluczenie krętymi drogami naciąganych interpretacji, używanie chorej dyplomacji a przede wszystkim nadal wybór zła jest tu oczywisty: między złem a złem.
Ludzie prawdomówni prowadzą nas do prawdy własnego serca, do pokoju serca. Aby prowadzić – trzeba być otwartym na każdego – otwartość nie oznacza utożsamiania się i bratania z każdym – oznacza szczerość, umiejętność postawienia samego siebie w prawdzie - autentyczność. Kłamca reaguje agresją na osobę niewygodną, człowiek prawdomówny podejmuje szczery dialog. Tylko, że pojęcie szczery – odczytuje się nierzadko z zabarwieniem „naiwny” – czyli wierzący właśnie w prymitywnie skonstruowane kłamstwo, zamiast „prawdziwy, prawdomówny”. Kłamstwo każdego formatu dzieli, nie pozwala na zgodność na szacunek wobec innych a wreszcie na życie w zgodzie z samym sobą – pełnią życia.
Tyle strat z powodu kłamstwa dla duszy człowieka. A kłamcy sądzą, że odnoszą sukcesy, gdyż sprzyjające otoczenie stawia ich wysoko. Nie widzą jednak, że bez okularów wkomponowanych w maskę, rzeczywistość wygląda diametralnie inaczej.
Kłamca panikuje, gdy tylko zauważa, że ktoś może odkryć jego fałsz i intrygi, nierzadko skrywa tą swoją panikę, pod przyjęcie »postawy z klasą«, aby pokazać, że żaden fałsz nie może go dotyczyć. Natychmiast w momencie pojawienia się najmniejszej części prawdy szuka drogi do uciszenia tego, kto tę prawdę zna. Ta postawa popycha dalej, do histerycznego wręcz, napędzanego niesłychaną zapalczywością i energią impulsu do szukania argumentów za tym, że dana osoba powinna zamilknąć. Wtedy z wielka starannością dba o niszczenie wizerunku osoby, mogącej odkryć prawdę o nim samym i jego postępowaniu.
Kłamca kieruje się zawsze lękiem, analizuje skrupulatnie każdy ruch i każde słowo osoby prawdomównej - »wroga« i entuzjastycznie wyciąga to, co nadaje się do ubrania w wygodną mu interpretację, aby tylko podważyć godność i wiarygodność tej osoby, czy grupy osób. Kłamcę niejako można poznać po tym specyficznym entuzjazmie i nabieraniu pewności siebie, gdy podejmie krytykanctwo, po wyczekiwaniu na »złe wieści« o kimś.
Człowiek prawdomówny reaguje inaczej. Nawet gdy błąd drugiej osoby jest faktem, od razu kierowany troską o dobro, podejmuje dialog. Przyjmuje postawę przyjaciela wychodzącego naprzeciw z dobrą radą. Nie czeka na finał zła, gdyby taki mógł zaistnieć – tylko po to, aby uwikłać kogoś w intrygi i zasłonić własny fałsz, upadki i braki poniżeniem kogoś. Nierzadko zdarza się, że umiejętność »poruszania się« wśród tak skonstruowanych intryg nazywa się nawet »roztropnością«.. Cóż, element zapobiegliwości występuje tu na pewno. Tylko jak interpretowanej? Słyszałam nawet jak w kontekście tak interpretowanej roztropności, ktoś cytował Pismo Święte, że „ musimy być roztropni jak węże…” Cały pakiet cech tego gada, jest tu więc naśladowany bez wątpienia, gorzej z postawą dotyczącą człowieka.
Człowiek prawdomówny jest wolny. Nie ukrywa nic, bo tylko brud potrzebuje ukrycia – żeby nie było wstydu. Nie obawia się zdemaskowania, bo nie ma czego demaskować. Nie musi tworzyć fałszywych obrazów siebie, ani innych. Fałsz i kłamstwo są zawsze »darami« złego ducha i nie ma takiej możliwości, żeby ich użyć do czyjegokolwiek dobra.
Fałsz potrafi generować wzniośle i szlachetnie brzmiący argument sugerujący rozwagę - o „wyborze mniejszego zła” albo, że „prawda może szkodzić” . Czy nie przewrotność i pusta paplanina kryje się pod tymi pojęciami? Taki sposób stawiania sprawy zakłada znów kluczenie krętymi drogami naciąganych interpretacji, używanie chorej dyplomacji a przede wszystkim nadal wybór zła jest tu oczywisty: między złem a złem.
Ludzie prawdomówni prowadzą nas do prawdy własnego serca, do pokoju serca. Aby prowadzić – trzeba być otwartym na każdego – otwartość nie oznacza utożsamiania się i bratania z każdym – oznacza szczerość, umiejętność postawienia samego siebie w prawdzie - autentyczność. Kłamca reaguje agresją na osobę niewygodną, człowiek prawdomówny podejmuje szczery dialog. Tylko, że pojęcie szczery – odczytuje się nierzadko z zabarwieniem „naiwny” – czyli wierzący właśnie w prymitywnie skonstruowane kłamstwo, zamiast „prawdziwy, prawdomówny”. Kłamstwo każdego formatu dzieli, nie pozwala na zgodność na szacunek wobec innych a wreszcie na życie w zgodzie z samym sobą – pełnią życia.
Tyle strat z powodu kłamstwa dla duszy człowieka. A kłamcy sądzą, że odnoszą sukcesy, gdyż sprzyjające otoczenie stawia ich wysoko. Nie widzą jednak, że bez okularów wkomponowanych w maskę, rzeczywistość wygląda diametralnie inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za pozostawione komentarze.