wtorek, 23 września 2014

Monastyr Aładża

Przygotowując się do moich bułgarskich wyjazdów, przeczytałam w przewodniku turystycznym, że niedaleko Złotych Piasków jest położony klasztor Aładża. Nigdy wcześniej o tym miejscu nie słyszałam.  Każdy kto by przeczytał taką informację, pomyślałby o zwiedzaniu wiekowej budowli z krużgankami, pachnącej średniowieczem i o chłodzie starych murów z odpadającym tynkiem, tu i tam ozdobionych średniowiecznymi freskami.
Bo przecież to taki turystyczny i klasztorny standard.
Przeczytałam, że monastyr Aładża jest  wykuty w skale i otoczony przepięknym parkiem. Od razu wiedziałam, że koniecznie muszę się tam wybrać.


Byłam przekonana, że ze Złotych Piasków do monastyru na pewno kursuje autobus. Ale nic z tego. Trzeba było dotrzeć tam pieszo. Dojeżdżając do kurortu, starałam się zorientować, którędy prowadzi droga. Zobaczyłam tablicę, która informowała, że monastyr znajduje się 1 kilometr od głównej drogi. Gdy przyszedł czas na wycieczkę do monastyru, to już tylko dziwiłam się długości tych bułgarskich kilometrów.
 

Od Złotych Piasków  trzeba było iść właśnie wzdłuż głównej drogi, a potem skręcić w prawo przy pamiętnym znaku. Idąc podziwiałam potężne drzewa oplecione lianami, dziki bez i chmiel.
W pewnym momencie byłam przekonana, że jesteśmy na właściwej drodze, bo kilometr był zdecydowanie za długi. Atmosfera była faktycznie całkiem średniowieczna, bo któżby wpadł na to, żeby otworzyć mapę w smartfonie? Jednak po chwili za zakrętem ukazał się drugi znak, który całkowicie rozwiał wszelkie moje wątpliwości.

Przy drodze zauważyłam zabytkowy platan –  pomnik przyrody, do którego trzeba było przejść po dość grząskim gruncie. Kilka kroków od drzewa zobaczyłam bardzo fotogeniczny i całkiem uroczy, mały mostek przerzucony nad potokiem.
 

Za zakrętem, całkiem niedaleko od platanu było już wejście na teren parku w którym znajduje się monastyr. Jak na klasztor przystało i tu była możliwość zakupienia pamiątek odpowiadających atmosferze miejsca i przyjrzenia się pracującym artystom, którzy na bieżąco wykonywali małe, pamiątkowe dzieła sztuki. Oczywiście nie brakowało też szablonowych figurek, wisiorków i obrazków.
Od pierwszych chwil pobytu na terenie monastyru byłam pod wielkim wrażeniem. Droga do skalnego klasztoru prowadziła przez park, porośnięty egzotyczną roślinnością. Tu i ówdzie wyrastały ludowe rzeźby, wykonane w pniach drzew. Czyżby miały przypominać żyjących tu dawniej mnichów? Niesamowita cisza  sprawiała, że panującą tam aurę można określić jedynie jako mistyczną.
 
Na temat monastyru znalazłam bardzo mało informacji. Wiadomo, że powstanie klasztoru datuje się na XII – XIII wiek. W skałach wykuto pomieszczenia, które były niegdyś zamieszkiwane przez mnichów. Wykuto je na dwóch piętrach. Na pierwszym znajduje się kuchnia i jadalnia, a wyżej cele mnichów i cerkiew. Są tam również pozostałości średniowiecznych fresków. Skała ma 40 metrów wysokości. Wspomina się, że w tym miejscu już w VI wieku była świątynia chrześcijańska. 
W starożytności to miejsce było uważane za wyjątkowe a potwierdziły to znaleziska archeologiczne, pochodzące z VI wieku – a konkretnie monety z czasów panowania Justyniana I Wielkiego oraz naczynia. Jedna z legend opowiada, że niegdyś ukryto tam skarby.

Na skalnych półkach i w kaplicy turyści pozostawiają pieniądze, chociaż nie wolno tego robić. Oprócz monet dopatrzyłam się też w jednym miejscu rosnącej na skale ruccoli. Byłam bardzo zaskoczona, ale wszelkie moje wątpliwości rozwiała dyskretna próba degustacji. Czyżby średniowieczni mnisi korzystali z możliwości uprawiania ogródków warzywnych na skałach monastyru? Ruccola była namacalnym dowodem na to, że byłoby to możliwe.
 W pewnym momencie zauważyliśmy informację, że niedaleko znajdują się jeszcze katakumby – też wykute w skale. Do tego tajemniczego miejsca wiodła wąska ścieżka, a po drodze można było podziwiać różne chronione gatunki leśnej roślinności, między innymi liany.
 Cóż za niesamowite miejsce! Nadawałoby się do scenerii niejednego filmu.
Co prawda nazwa katakumby jest nieco myląca, bo to miejsce już dawno nie jest cmentarzem. Ciała mnichów chowano tam na kilka lat po śmierci a potem ich szczątki przenoszono w inne miejsce. Obecnie są tam opuszczone karcery, wykute w skałach,  malowniczo porośnięte bluszczem. Aż chciało się wspinać po stromym stoku, pomimo ryzyka, aby zajrzeć do każdego zakamarka.
 Do kurortu wróciliśmy inną trasą, a na szlaku natknęliśmy się na źródełko z kranami. Nad każdym z nich umieszczono ważne daty w historii Bułgarii.
W dali rozciągał się widok na Morze Czarne. Spośród drzew trudno było sfotografować tą panoramę w całości, ale i tak widoki były piękne.
 

A jeśli chodzi o klasztor wykuty w skale, nadal jestem pod wielkim wrażeniem.



5 komentarzy:

  1. Cudowna podróż, marzę o takiej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może wygląda na "utkaną z marzeń", bo miejsce jest bajkowo piękne, ale moje wizyty w takich pięknych miejscach były bardzo krótkie. No i musiałam przezwyciężać zmęczenie... ale fakt, było cudnie...

      Usuń
  2. Niezwykle miejsce, było co ogladać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe miejsce, kolejny raz oglądam zdjęcia i nie mogę się napatrzyć.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za pozostawione komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...