W
Monte San Angelo, położonym w Apulii znajduje się słynne sanktuarium św.
Archanioła Michała. Wiele miejsc już określiłam słowem: niezwykle – i tak
właśnie jest, bo każde z nich ma swój niepowtarzalny klimat, tworzony przez jedyne
w swoim rodzaju zdarzenia składające się na osobliwą aurę, której mogą
posmakować ci, którzy tam przyjeżdżają.
To samo chcę powiedzieć o sanktuarium w
Monte San’t Angelo. Jest urocze i niezwykłe. Jest tak za sprawą historii
opowiadającej o zdarzeniach nadprzyrodzonych, które zadecydowały o usytuowaniu
sanktuarium właśnie tam, a po drugie to miejsce swój „rajski” klimat zawdzięcza
też pięknemu położeniu i śródziemnomorskim krajobrazom podziwianym po
drodze przez zmierzających tu przybyszów.
Jeden i drugi aspekt decyduje o obecnej
tam osobliwej magii miejsca, wyzwalającej w przybywających przede wszystkim radość,
zachwyt i wdzięczność. Tak to przynajmniej wygląda na podstawie moich
własnych obserwacji i wrażeń.
Z
historią powstania sanktuarium są związane trzy objawienia św. Archanioła
Michała, które miały miejsce w V wieku, a 12 wieków później, biskup tego
miejsca miał jeszcze jedną wizję Archanioła. Wszystkie historie są bardzo
długie, dlatego wspomnę tylko jedną, mówiącą o założeniu i poświęceniu
Niebiańskiej Bazyliki, a jeśli ktoś z Was chciałby szczegółowo poznać
wszystkie opowieści, polecam odwiedzenie strony internetowej sanktuarium.
O
poświęceniu tego miejsca przez samego św. Archanioła Michała opowiada
objawienie, które jest datowane na dzień 29 września 493 roku i trzecim
objawieniem się Archanioła.
Historia
przywołująca kontekst sytuacyjny ukazania się Archanioła mówi, że po
odniesionym zwycięstwie w bitwie wojsk chrześcijańskich z Gotami, będącym
zasługą cudownej interwencji św. Michała Archanioła, biskup tego miejsca św.
Wawrzyniec, postanowił poświęcić grotę wybraną przez św. Michała Archanioła, na
miejsce święte.
Otóż w nocy, we śnie Archanioł objawił się temu właśnie biskupowi,
oznajmiając, że poświęcenie bazyliki nie jest jego zadaniem, bo miejsce już
jest poświęcone i chronione przez Niego samego. Wtedy biskup Wawrzyniec
wraz z innymi siedmioma biskupami
Apulii, z księżmi i ludnością wybrał się z procesją do groty na Górze
Gargano. Po przybyciu na miejsce wszyscy usłyszeli wydobywające się z groty
cudowne anielskie śpiewy. Kiedy weszli do środka, zastali ołtarz przykryty
szkarłatnym suknem, a nad nim kryształowy krzyż. Od tego dnia grota na Monte
Gargano nosi tytuł Niebiańskiej Bazyliki, bo jako jedyna świątynia na świecie
nie została poświęcona ręką ludzką.
Do
bazyliki wchodzi się schodami prowadzącymi w dół, które prowadzą do niewielkiej
nawy z której wchodzi się do groty w skale. To miejsce, jak każde inne
wypełnione było tłumami pielgrzymów i pod jakimś tajemniczym wpływem tych
okoliczności sanktuarium eksponowało przede wszystkim przygodę pielgrzymowania.
To miejsce od wieków jest miejscem licznych pielgrzymek, różnych ludzi, a
wszelkie inne aspekty – takie jak zwiedzanie i skupianie się na architekturze
oraz działach sztuki – za sprawą rzeszy ludzi pozostającej pod wrażeniem miejsca
niejako umykały w cień.
Ciekawostką
jest, że znajdujące się w Europie trzy sanktuaria poświęcone św. Archaniołowi
Michałowi łączy linia prosta. Legenda mówi, że szlak pielgrzymkowy został
wyznaczony przez miecz samego Archanioła w walce z szatanem. Wzdłuż
linii przebiega niewidzialna nić łączącą trzy bazyliki. Są to sanktuaria: w San
Michele w Normandii, San Michele in Val di Suse oraz Monte San’t Angelo na
Półwyspie Gargano, położone w ostrodze włoskiego buta.
Rozpoczynając
przechadzkę po miasteczku najpierw obfotografowałam ośmioboczną wieżę
dzwonniczą, zbudowaną w XIII wieku, stojącą w sąsiedztwie sanktuarium. Wnosi
się na wysokość 27 metrów, ale to wystarczy, aby przy niskiej zabudowie
miasteczka była widoczna z wielu miejsc.
Spacer
pośród wąskich i stromych uliczek, na których nie brakuje schodów, biegnących pomiędzy
pobielonymi wapnem niskimi domkami, należy do prawdziwych przyjemności. Uliczki
biegną wzdłuż i w poprzek stoku wzgórza, niektóre też jakoś po skosie i
zgrabnie zakręcają pod różnym kątem, co rusz zmieniając poziom i jeśli biegną
stromo w dół, to tylko po to, aby za zakrętem znów piąć się ku górze.
Są takie,
które ciągną się daleko i cieszą oko pięknym widokiem w perspektywie, a inne
mają zaledwie kilka metrów. Cisza i spokój nie wyklucza tu zdumienia nad
skomplikowanym układem i różnorodnością domków.
Co kilkanaście metrów dociera
się niespodziewanie do tajemniczo cichych zaułków i placyków ukrytych tam,
gdzie najmniej się można tego spodziewać. Wokół jest tak cicho i spokojnie,
jakby całe życie się zatrzymało, całkiem jak po naciśnięciu pauzy na pilocie.
Nie
pamiętam też, czy kiedyś widziałam miejsce bardziej skomplikowane
topograficznie, przebogate w ślepe uliczki, którego czar i fenomen
polega na tym, że pomimo kluczenia, jak po labiryncie, tam najzwyczajniej nie
da się zgubić!
Uwagę
przykuwają też osobliwe szczegóły.
Nie
zaglądając wścibsko w toczące się spokojnie życie mieszkańców, dostrzec można piękno
codzienności, która sama wchodzi w pole widzenia. Dzięki niebanalnemu i
świeżemu urokowi otoczenia, zdecydowanie nabiera posmaku egzotycznej atrakcji.
W takiej oprawie nawet wietrzenie i suszenie prania skupia uwagę turysty,
nie w mniejszym stopniu niż wiekowy zabytek.
W
wielu miejscach, zwłaszcza nad bramami i na ścianach domów widnieją niewielkie
figurki, albo płaskorzeźby przedstawiające św. Archanioła Michała.
Poszukując
szybkiej przekąski trafiłam do piekarni. Oczywiście tego, co chciałam nie było.
Kupowanie „chlebka” na cały tydzień nie pasowało co prawda do moich planów
zaopatrzeniowych, ale czemuż by się nim nie zachwycić? W końcu to też wyrób
regionalny.
Odwiedziłam
też kościół Santa Maria Maggiore, zbudowany w XI wieku. Długo oglądałam portal
ozdobiony płaskorzeźbą przedstawiającą Maryję z Dzieciątkiem, otoczoną
misternie rzeźbionymi motywami roślinnymi umieszczonymi na głowicach pilastrów
i wzorami, którymi Longobardowie lubili ozdabiać wejścia.
Wnętrze
tonie w półmroku a na filarach dzielących kościół na trzy nawy widnieją stare
malowidła w stylu bizantyjskim, przedstawiające wizerunki aniołów i świętych.
Wyglądają na przetarte, wyblakłe i w wielu miejscach nadgryzione zębem czasu i
doskonale przywołuję atmosferę surowego średniowiecza.
A
okolica Monte Sant’Angelo? Tak jak wspomniałam na początku, urzeka mocno
pięknem krajobrazów i przyrody. Część Apulii rozciągająca się w okolicach
półwyspu Gargano jest terenem bardzo atrakcyjnym pod względem widokowym.
W krajobrazie dominują oczywiście gaje oliwne i pola uprawne, ale też
skały, urwiska i wąskie kręte drogi biegnące na krawędziach skalistych
gór. Stamtąd rozciągają się piękne widoki na Morze Adriatyckie, albo na Zatokę
Manfredońską – w zależności, od wyboru trasy.
Życie codzienne mieszkańców okolicznych wsi, też dostarcza
spontanicznych turystycznych atrakcji. Po drodze mogą się przydarzyć i takie
urocze sytuacje, wymuszające zatrzymanie się i podziwianie tego, co na drodze.
To
na nich tak się skupiłam, że zupełnie zapomniałam o sfotografowaniu
drzew w parku narodowym, przez który wiodła trasa. A trzeba było uwiecznić
ich pnie, charakterystycznie porośnięte wielkimi i puszystymi kępami jasno
zielonego mchu, które opatulały je aż w połowie szerokości i na całej
wysokości drzewa. Powiem tylko, że wyglądały imponująco, całkiem jak potężne
zielone kolumny:) z liściastą koroną.
Piękny album, ciekawy reportaż. ..
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Usuńoj tak półwysep Gargano jest uroczy, a sam pobyt w Monte San Angelo jest niezapomnianym przeżyciem :-)
OdpowiedzUsuńdokładanie tak :))
UsuńBardzo ciekawa relacja, zwłaszcza zaciekawiła mnie sprawa groty i legenda Michała Archanioła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dziękuję:)
UsuńCzarujące miejsce, podałaś wiele nieznanych mi dotąd informacji. Każde zdjęcie byłoby świetnym tematem malarskim.Dziękuję za tak piękną wyprawę.
OdpowiedzUsuńDziękuję. To prawda miejsce robi wrażenie.
UsuńSprawiłaś mi dziś prawdziwą ucztę wspomnieniową. Parę lat temu widziałam te cudowności na własne oczy. Cudownie urokliwe miejsce. Dziękuję i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCiesze się bardzo:)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.