W ostatnich dniach przyroda nie emanuje kolorami, pogoda jest całkowicie nasączona szarością, zimne i wilgotne powietrze i ciemne niebo co najmniej nie sprzyja ładowaniu energii, skutecznie natomiast usypia wszystkich dookoła. Jak tak dalej pójdzie trzeba się obawiać przejścia w stan hibernacji:)
Jedynym widzialnym dziś dla mnie dowodem na to, że przyroda nadal żyje było 5 gawronów entuzjastycznie kąpiących się w kałuży, które po chwili trzepotania skrzydłami w brudnej zimnej wodzie zaprosiły do tej ptasiej przyjemności jeszcze 2 wrony. Rytuał rozciągnął się na całe 10 minut. Ale ile włożyły w to energii, pasji i radości!
Gdzie ta zima z białym puchem? Z soplami błyszczącymi w zimowym słońcu i zmarznięty „na kość” piasek na plaży? Na razie nic nie wskazuje, że w tym roku tak będzie.
Już od kilkunastu dni nowy rok, nowy kalendarz z mnóstwem miejsca na zapisanie nowych terminów, planów, spotkań. Nowe 365 dni w których podejmiemy się zrealizowania nowych rzeczy, na spędzenie czasu z nowymi i starymi przyjaciółmi, dokończenie tego, co już zostało rozpoczęte. Lubię ten czas, chociaż nigdy nie robię postanowień noworocznych. Podejmuję je przez cały rok, sukcesywnie i bardzo często jedno wynika z drugiego.
Przez tą smętna pogodę i wiecznie gwiżdżący wiatr zupełnie nic mi nie odpowiadało. Zapadnięcie w stan hibernacji zimowej nie wchodził też w rachubę:)
W jednym z kalendarzy przeczytałam, że na 8 stycznia przypada „Dzień sprzątania biurka”. To dziwaczne „święto” bardzo mi się spodobało zwłaszcza, że „poszło w parze” z koniecznością i co najważniejsze niemal całkowicie mnie obudziło. Co prawda jedno biurko posprzątałam na „Amen” już w grudniu, hmm…. wydaje mi się, że chyba zbyt sumiennie i nie wiem, czy kogoś tym uszczęśliwiłam – bo to biurko nie było moje…:)
Ponieważ „święto” przypadało na niedzielę pozwoliłam sobie na wszelkie celebracje z nim związane już dzień wcześniej. Rozciągnęłam zdecydowanie słowo „biurko” o wiele dalej, pozostając jednak w temacie i nakierowałam je w stronę segregatorów i „posprzątania” w komputerze. Przy okazji znalazłam przepis na „cytryny w rumie” (przydałyby się) , na „chleb toskański” i kilka zapomnianych, ciekawych dokumentów. „Sprzątanie” komputera skończyło się obejrzeniem dwóch filmów „Pod słońcem Toskanii” oraz „Aniołów i demonów”. Patrząc na ekran pozbyłam się przynajmniej ponurego kąta spojrzenia na pogodę. Jak to czasami dobrze móc patrzeć tylko w jednym kierunku...
W końcu nieważne, że pogoda paskudna. Ważne, że odkryłam „Dzień sprzątania biurka”. Całkiem nieistotne, że biurka nawet nie mam. Enistein pytał: "Skoro bałagan na biurku jest odzwierciedleniem tego, co w mózgu, to czego znakiem jest puste biurko?" Ciekawe, co powiedziałby Einstein na fakt nie posiadania biurka. Może to jedna z tych rzeczy, które nie mieściły mu się w głowie... Pomimo to, czekało na mnie mnóstwo ciekawych „odkryć”. Niektóre z nich są na tyle specyficzne i inspirujące, że całkiem nadają się na NATURALNE sformułowanie nowych postanowień:)
Hmm, cóż… jedno z nich prowadzi do muzeum w … na razie nie zdradzę, ale we właściwym czasie napiszę – niedługo.
Jedynym widzialnym dziś dla mnie dowodem na to, że przyroda nadal żyje było 5 gawronów entuzjastycznie kąpiących się w kałuży, które po chwili trzepotania skrzydłami w brudnej zimnej wodzie zaprosiły do tej ptasiej przyjemności jeszcze 2 wrony. Rytuał rozciągnął się na całe 10 minut. Ale ile włożyły w to energii, pasji i radości!
Gdzie ta zima z białym puchem? Z soplami błyszczącymi w zimowym słońcu i zmarznięty „na kość” piasek na plaży? Na razie nic nie wskazuje, że w tym roku tak będzie.
Już od kilkunastu dni nowy rok, nowy kalendarz z mnóstwem miejsca na zapisanie nowych terminów, planów, spotkań. Nowe 365 dni w których podejmiemy się zrealizowania nowych rzeczy, na spędzenie czasu z nowymi i starymi przyjaciółmi, dokończenie tego, co już zostało rozpoczęte. Lubię ten czas, chociaż nigdy nie robię postanowień noworocznych. Podejmuję je przez cały rok, sukcesywnie i bardzo często jedno wynika z drugiego.
Przez tą smętna pogodę i wiecznie gwiżdżący wiatr zupełnie nic mi nie odpowiadało. Zapadnięcie w stan hibernacji zimowej nie wchodził też w rachubę:)
W jednym z kalendarzy przeczytałam, że na 8 stycznia przypada „Dzień sprzątania biurka”. To dziwaczne „święto” bardzo mi się spodobało zwłaszcza, że „poszło w parze” z koniecznością i co najważniejsze niemal całkowicie mnie obudziło. Co prawda jedno biurko posprzątałam na „Amen” już w grudniu, hmm…. wydaje mi się, że chyba zbyt sumiennie i nie wiem, czy kogoś tym uszczęśliwiłam – bo to biurko nie było moje…:)
Ponieważ „święto” przypadało na niedzielę pozwoliłam sobie na wszelkie celebracje z nim związane już dzień wcześniej. Rozciągnęłam zdecydowanie słowo „biurko” o wiele dalej, pozostając jednak w temacie i nakierowałam je w stronę segregatorów i „posprzątania” w komputerze. Przy okazji znalazłam przepis na „cytryny w rumie” (przydałyby się) , na „chleb toskański” i kilka zapomnianych, ciekawych dokumentów. „Sprzątanie” komputera skończyło się obejrzeniem dwóch filmów „Pod słońcem Toskanii” oraz „Aniołów i demonów”. Patrząc na ekran pozbyłam się przynajmniej ponurego kąta spojrzenia na pogodę. Jak to czasami dobrze móc patrzeć tylko w jednym kierunku...
W końcu nieważne, że pogoda paskudna. Ważne, że odkryłam „Dzień sprzątania biurka”. Całkiem nieistotne, że biurka nawet nie mam. Enistein pytał: "Skoro bałagan na biurku jest odzwierciedleniem tego, co w mózgu, to czego znakiem jest puste biurko?" Ciekawe, co powiedziałby Einstein na fakt nie posiadania biurka. Może to jedna z tych rzeczy, które nie mieściły mu się w głowie... Pomimo to, czekało na mnie mnóstwo ciekawych „odkryć”. Niektóre z nich są na tyle specyficzne i inspirujące, że całkiem nadają się na NATURALNE sformułowanie nowych postanowień:)
Hmm, cóż… jedno z nich prowadzi do muzeum w … na razie nie zdradzę, ale we właściwym czasie napiszę – niedługo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za pozostawione komentarze.