Manopello
to bardzo mała miejscowość, właściwie trzeba by ją nazwać raczej osadą. Głównym
celem wizyty turystów i pielgrzymów jest kościół skrywający relikwię
Świętego Oblicza. Oprócz kościoła, sklepiku z pamiątkami i baru dla
przybyszów, niczego więcej tu nie ma. Kościół położony pośród masywów górskich,
które w tym miejscu płynnie przechodzą w łagodne wzgórza i malowniczo
wkomponowuje się w górzysty krajobraz. Widoczna z daleka fasada kościoła,
ozdobiona geometrycznymi wzorami z kolorowych kamieni podkreśla walory
krajobrazu, stanowiąc bez wątpienia jego oryginalną ozdobę.
Historia
relikwii jest bardzo długa, burzliwa i niezwykła. Stała się znana za sprawą
niemieckiego pisarza Paula Badd’ego i jego książki „Boskie Oblicze”. Pisarz
przeprowadził prywatne śledztwo, które miało dać odpowiedź na pytanie o autentyczność i losy całunu,
nazywanego Świętym Obliczem (Volto Santo), chustą Weroniki, całunem z Manopello
i mandylionem z Edessy. Jedno z pytań brzmiało: w jaki sposób całun
znalazł się w Manopello?
Wchodząc
po schodkach usytuowanych za ołtarzem można z bliska zobaczyć tkaninę
z wizerunkiem twarzy człowieka, umieszczoną w relikwiarzu i uznawaną
za chustę grobową Jezusa. Mając na uwadze zdarzenia związane z relikwią, które
miały miejsce w przeszłości, trudno
nie poczuć ich aury i dynamiki.
Pierwszym
źródłem, dzięki któremu można sięgnąć do odległej przeszłości są legendy, które
trafnie wskazują na miejsce przechowywania całunu. Pierwsza mówi, że zaraz po
zmartwychwstaniu Jezusa, całun przechowywała Maryja. Mówi też o tym, że był to
wizerunek na płótnie, który powstał w grobie Jezusa.
Zgodnie
z tradycją ciało Jezusa najpierw zostało owinięte w płótno i złożone
w grobie. Potem na twarzy położono chustę z bisioru a wizerunek
powstał w chwili zmartwychwstania.
Warto też zwrócić uwagę na rodzaj
materiału, z którego wykonana jest chusta. Otóż bisior jest utkany z jedwabistych
nici, które są wytwarzane przez niektóre gatunki małż, dlatego tkanina nazywana
jest też jedwabiem morskim. „Nici” są wytwarzane przez gruczoły bisiorowe,
znajdujące się u nasady „nóżek” małż i służą im do przytwierdzania się do
podłoża. Niektóre gatunki używają ich do sklejania gniazd. Bisior na większa
skalę wyrabiano w starożytności i w średniowieczu, a tkanina jest
bardzo lekka i przezroczysta.
Z uwagi
na to, że do pozyskania 20 dkg przędzy trzeba było wyłowić około 1000 sztuk
małż, bisior był bardzo kosztowny. Fakt,
że całun z Manopello jest wykonany z bisioru jest również argumentem
przemawiającym za jego autentycznością. Otóż bisioru nie da się pomalować.
Włókna są dużo cieńsze od ludzkiego włosa i nie posiadają łusek. Nie
przyjmuje więc pigmentów, a włosy właśnie dzięki temu, że są pokryte łuskami
– możemy farbować. Dlatego o całunie z Manopello mówi się, że nie
został namalowany ręką ludzką.
To
wystarczający argument, prześledzić losy całunu, nawet mając świadomość, że
i tak nie wszystko do końca będzie jasne, gdyż jest to historia sięgająca
tak dawnych czasów, że trudno dotrzeć do wszystkich faktów i zdarzeń.
Zapraszam
więc na krótką podróż przez historię, śladami całunu. To niezwykła tkanina. W starożytności
i w średniowieczu całun był otaczany szczególnie wielkim szacunkiem i uważany
za dar od samego Boga.
Gdyby
nie legendy, które trafnie wskazują na miejsce przechowywania całunu, trudno by
było ustalić miejsca przechowywania relikwii. Pierwszą z nich zapisano w
VI wieku, odnotowując, że po zmartwychwstaniu Jezusa całun zabrali apostołowie
a później przechowywała Maryja i to, że był to obraz, który powstał w grobie
Jezusa.
Druga
legenda mówi o królu Edessy, który zachorował na trąd i prosił Jezusa o
uzdrowienie. W odpowiedzi otrzymał chustę z wizerunkiem twarzy Jezusa i
odzyskał zdrowie. Całun rzeczywiście odnaleziono w Edessie. Był ukryty w
schowku, znajdującym się w murach.
Stamtąd
w VI wieku zabrano relikwię do Konstantynopola i otaczano wielką czcią.
Sam cesarz bizantyjski tylko raz w roku mógł oglądać całun, przygotowując się
starannie do tego wydarzenia. Otóż najpierw musiał wyspowiadać się i przyjąć
komunię św.
A św.
Weronika? Oczywiście nigdy nie istniała. Nie wspomina o niej żaden z
czterech opisów drogi Jezusa na Golgotę zawarty w Ewangeliach. Odnotowano wiele
innych szczegółów i znajdziemy tam nawet imiona synów Szymona z Cyreny,
ale ani słowa o Weronice. Prawdopodobnie legenda o Weronice jest wytworem
średniowiecznej fantazji i mogła powstać w czasie, gdy szukano odpowiedzi na
pytanie: jak powstał wizerunek na całunie?
W
VIII wieku całun znalazł się w Rzymie. Z tego czasu pochodzi zapis w kronice
papieskiej, mówiący że papież Stefan II miał nieść Oblicze Chrystusa idąc boso.
Następny
ślad odnaleziono w zapisach ojców obradujących na soborze w Nicei w 787 r.
Podkreślono wówczas rangę relikwii, pisząc że całun jest prawdziwym dowodem na
wcielenie i zmartwychwstanie Chrystusa.
Tak
więc od VIII wieku całun znajdował się w Rzymie. Papieże przez bardzo długi
czas unikali publicznego pokazywania relikwii z obawy, że Bizantyjczycy
mogliby domagać się jej zwrotu, bo najprawdopodobniej relikwia miała być przechowywana
w Rzymie tymczasowo.
Sytuacja
uległa zmianie po upadku Konstantynopola. Papież Innocenty III wprowadził
zwyczaj corocznej procesji z chustą Weroniki, która była niesiona ulicami
miasta z Bazyliki św. Piotra do niedalekiego kościoła San Spirito in Sassia. Po
uroczystej procesji najuboższym rozdawano jałmużnę na chleb, wino i mięso. W
tamtych czasach do Rzymu przybywało całe mnóstwo pielgrzymów, a główną
przyczyną nasilenia ruchu pielgrzymkowego była właśnie chusta Weroniki. Powstała
nawet odrębna gildia malarzy tworzących kopię obrazu Świętego Oblicza.
Wydarzenia
te zostały opisane też w średniowiecznej literaturze. W procesjach podczas
których niesiono całun uczestniczył z pewnością Dante Alghieri. Poeta wspomina
w Boskiej Komedii, że widział Twarz Boga. (Raj, Pieśń XXX, wers 100). Ponadto
Dante pisze o chuście Weroniki też w dziele, które nosi tytuł „Vita nova”.
W
XVI wieku po Rzymie rozeszła się wiadomość, że relikwia zniknęła.
Nie wiadomo
jednak kiedy dokładnie mogło to nastąpić. Rozważano też opcję, że mogła zostać
skradziona, albo zniszczona w czasie „sacco di Roma” – kiedy to wojska Karola V
złupiły Rzym, tocząc bitwę również w sąsiedztwie Bazyliki watykańskiej. Wtedy
to właśnie Gwardia Szwajcarska zabrała papieża Klemensa VIII z Watykanu, by
ratować jego życie. Papieża prowadzono korytarzem biegnącym wewnątrz murów,
łączących Watykan z Zamkiem Anioła. W czasie tej napaści wiele relikwii
przepadło bezpowrotnie, były palone i niszczone przez najeźdźców a dzieła sztuki
zagrabione.
Nikt nie wiedział, co się stało z chustą Weroniki. W skarbcu
watykańskim znaleziono puste weneckie ramy po relikwii. Kryształowe szyby były
potłuczone, a po całunie ani śladu. Powstała więc kolejna zagadka, ale z
cieniem nadziei na odnalezienie relikwii.
Czy może ktoś ją wcześniej stamtąd
zabrał, aby ocalić? Czy może była to zuchwała kradzież i w rezultacie przez
przypadek przyczyniła się do jej zachowania? Chusta przecież wcale nie musiała
zniknąć w czasie „sacco di Roma”.
Najprawdopodobniej
została skradziona wcześniej, a konkretnie w czasie rozpoczęcia budowy nowej
bazyliki, na początku XVI wieku.
Istnieje
też wzmianka z czasów późniejszych, pochodząca z początku XVII wieku która mówi,
że papież Paweł V niósł chustę Weroniki w uroczystej procesji. Nikt nie miał
jednak pewności, że była to już wtedy prawdziwa chusta.
Dziennikarskie
śledztwo przeprowadzone przez autora książki o Boskim Obliczu potwierdziło, że
w kościele w Manopello znajduje się dokładnie ten sam całun, który przed
wiekami zniknął ze skarbca watykańskiego. Dowodem jest odprysk kryształu,
tkwiący w rogu tkaniny.
Przeprowadzono
również inne skrupulatne badania, nad którymi skupiła się przede wszystkim
niemiecka zakonnica siostra Blandina Paschalis, która jest artystką i malarką
ikon. Udowodniła, że Twarz na całunie z Manopello idealnie pokrywa się z
wizerunkiem z całunu turyńskiego.
Chusta z Manopello |
Kolejna
historia opowiada jak chusta Weroniki trafiła do Manopello. Otóż niedługo po
rozgłoszeniu wieści o zniknięciu relikwii z Watykanu, pewien kapucyn Donato
da Bomba napisał historię cudownego Oblicza. Dowiadujemy się z niej, że już dużo
wcześniej bo w XV wieku w Manopello mieszkał pewien doktor – Antonio
Leonelli, któremu przydarzyła się niezwykła historia.
Otóż kiedy stał na placu
przed kościołem ze swoimi znajomymi podszedł do niego nieznajomy pielgrzym
i poprosił, aby doktor wszedł z nim do kościoła, gdyż ma mu do przekazania
coś bardzo ważnego.
W kościele przybysz wręczył doktorowi paczuszkę a kiedy ten
ją rozwinął, zobaczył obraz Świętego Oblicza. W międzyczasie, gdy doktor
oglądał niezwykłą tkaninę, pątnik zniknął bez śladu.
Doktor urządził więc w
swoim domu ołtarz a relikwię przechowywano w jego rodzinie przez 100 lat. Tak
więc czas pojawienia się przybysza z relikwią w Manopello jak najbardziej
potwierdza, że mogła ona zniknąć z Rzymu przed „sacco do Roma”, właśnie podczas
wyburzania bazyliki konstantyńskiej na Watykanie w której przez cały czas była
przechowywana.
Później
w okolicznościach innego zamieszania stała się własnością człowieka, który
przekazał ją miejscowym kapucynom. Kapucyni umieścili ją najpierw w drewnianej
ramie, a w XVIII wieku wykonano srebrny relikwiarz.
Twarz
z całunu była też wzorem dla wszystkich mistrzów pędzla w epokach
starożytności, średniowiecza i renesansu. Przedstawiali Twarz Chrystusa,
zawsze wzorując się na modelu Boskiego Oblicza z całunu.
W
czasie pobytu zwiedziłam jeszcze muzeum. Nie będę zdradzać tajników dotyczących
eksponatów, powiem tylko że wystaw jest kilka. Pierwsza dotyczy relikwii
Świętego Oblicza i niejako kultu - czci relikwii, druga misyjna, mała, ale
pełna przedmiotów z dalekich krajów a dalej można oglądać zabytkowe przedmioty
użytku codziennego, meble, naczynia i szaty oraz księgi liturgiczne.
Czas
nie sprzyjał zwiedzaniu, bo przez kościół w Manopello przeszły tego dnia rzesze
pielgrzymów. Ludzie ustawiali się w długiej kolejce, aby zobaczyć relikwię, a
msze w języku polskim odbywały się jedna po drugiej. Panował uroczysty nastrój.
Nie było więc mowy o tym, aby miejscowy przewodnik miał szanse objaśnić
muzealną ekspozycję.
Za
kilka dni wspomnę o sanktuarium w Monte San’t Angelo i spacerze po wąskich
uliczkach pośród małych śnieżnobiałych domków.
Witaj! Przeczytałam całe. Bardzo ciekawe. Dziękuję Ci za tę dawkę wiedzy! :)
OdpowiedzUsuńNiezwykła wycieczka, też chciałabym się tam wybrać.
Nie wiedziałam, że św. Weronika nie istniała :)
Pozdrowienia!!!!!
Masz rację:) Jest po co tam jechać.
UsuńA co do św. Weroniki, to temat dość trudny. Chodzi o to, ze nie wspomnają o niej żadne poważne źródła i jest postacią legendarną.
Jej imię składa się z dwóch słów: greckiego i łac. vera + eikon, które oznaczają: prawdziwa ikona, prawdziwe oblicze. I prawdopodobnie takie imię nie było znane, ani używane w czasach Jezusa.
Jednak Włochy znają wielu świętych, o których pamięć przetrwała wyłącznie w legendach a ze starożytności nie zachowały się żadne dokumenty potwierdzające ich życie, czy tym bardziej kanonizację. Do takich postaci należy też np. św. Genezjusz, o którym wspominałam pisząc o San Mignato... a we Włoszech jest ich wielu. Również w przypadku tej postaci mamy do czynienia z legendą.
Co do Weroniki - to postać symboliczna, będąca wzorem odwagi - miała otrzeć Twarz Chrystusa na drodze krzyżowej.
Rozumiem. Dziękuję :)
UsuńAle jakaś kobieta wytarła Mu twarz?
No właśnie legenda mówi o Weronice a świadkowie naoczni (Ewangeliści) nie mówią o tym nic.
UsuńRównież z uwaga przeczytałam dzisiejszy post, na Loreto miałas zablokowane komentarze. Zastanawia mnie ta Św. Weonika, do dzis dnia powtarza sie w modlitwie drogi krzyzowej, że Św. Wronika ociera twarz Chrystusowi, z tego wynika,że to przenośnia, a podejrzewam ,że duża większośc mysli, o Weronice jako o Niej konkretnie, tak jak ja do tej pory zresztą.... zawiłe to jest, ale pisz dalej bo niezwykle to interesujące wszystko:))
OdpowiedzUsuńNie wiem, co się stało, ja niczego nie blokowałam.
UsuńWeronika jest postacią symboliczną. Jak wiadomo trudno cokolwiek powiedzieć na temat życia osób opisywanych w legendach, czy apokryfach, gdyż są to czasy bardzo odległe.
A co do Weroniki jako postaci wspominanej np. w czasie nabożeństw drogi krzyżowej - to słusznie, że znalazła tam miejsce. Symboliczna wymowa jej postaci ma oznaczać też postawę poszukiwania "Oblicza Boga".
Poza tym wcześniej słowo Weronika nie było imieniem, lecz właśnie określeniem chusty, oznaczało: "prawdziwy wizerunek" - czyli nie namalowany ręką ludzką.
Piękny i ciekawy tekst. Czytam z wielkim zainteresowaniem i czekam na kolejne relacje. Serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że temat przypadł Ci do gustu. Cieplutko pozdrawiam:)
UsuńPrzeczytałąm z uwagą wielką - cudowne teraz idę czytać sobie inne posty ponieważ bardzo ciekawie opisujesz i tematy są godne uwagi - a tak nawiasem to widzę tu moich szczerych przyjacieli buziaki śle Marii
OdpowiedzUsuńMiło mi bardzo, a co do przyjacieli, to chyba dobrze, że tu są, nieprawdaż?
UsuńPozdrawiam
To jeszcze raz ja dodałam sobie twój blog do ulubionych :):):)
OdpowiedzUsuńI słusznie :) Cieszę się bardzo :)
UsuńBardzo ciekawa historia całunu, wiedzę, że warto pojechać do Manopello.
OdpowiedzUsuńJak najbardziej warto, relikwia robi wrażenie, a na odwiedzenie Manopello nie trzeba dużo czasu.
Usuń