wtorek, 13 maja 2014

Po drodze na kanonizację - Loreto

Witajcie po długiej przerwie. Byłam na kanonizacji dwóch papieży Jana Pawła II i Jana XXIII. Jadąc do Rzymu odwiedziłam kilka pięknych sanktuariów we Włoszech. Jak na tydzień - sporo było tych miejsc. Zwiedzanie zaczęło się od Loreto, a potem przyszła kolej na inne sanktuaria: Lanciano, Manopello, Asyż, San Govanni Rotondo, Monte San Angelo i oczywiście Wieczne Miasto, którego tym razem poczułam jak na lekarstwo i dotąd czuję niedosyt – a w ogóle, czy jest ktoś, kto kiedykolwiek nasycił się Rzymem? W każdym miejscu panowało niejako „święte zamieszanie”, bo przecież – rzecz jasna - mnóstwo grup zmierzając do Rzymu na uroczystość kanonizacyjną, odwiedzało po drodze sanktuaria. Nie mogę tym razem powiedzieć, że Italia była słoneczna, bo dominowała deszczowa aura. 



Nie to jest jednak najważniejsze. Włochy są krajem unikalnym pod względem krajobrazów, ilości zabytków i bogactwa kultur. Mnie przyciągają jak magnes. Ze względu na urok Italii od już wieków podążają tam turyści, pielgrzymi a także artyści i pisarze, aby szukać natchnienia, podziwiając widoki miasteczek położonych na wzgórzach, pośród gajów oliwnych i cyprysów. 
Małe kamienne miasteczka, często chcą aby legendy opowiadające o ich założeniu nawiązywały do bohaterów spod Troi. 
Włochy są też ojczyzną wielu artystów i świętych, których możemy wspominać oglądając dzieła architektury i sztuki romańskiej, gotyckiej czy renesansowej, których ten kraj ma do zaoferowania całe mnóstwo. Tam można oddychać historią, na każdym kroku. 
A ja tak mam, że ledwo wrócę, już chcę jechać z powrotem. Tak więc gotowanie makaronu, polewanie wszelkich sałatek oliwą z oliwek i oglądanie filmów z Italią w tle uznaję za ubogi substytut ulubionych klimatów, smaków i zapachów.



Tym razem pojechałam z grupą pielgrzymów, jako pilot. Udzielałam więc informacji turystycznych na temat odwiedzanych miejsc i obiektów zabytkowych. Teraz, i w kilku kolejnych postach podzielę się tym co uważam za najważniejsze i najciekawsze. 
A co do wycieczki, myślę, że mogę być zadowolona z całokształtu. Przed wyjazdem opracowałam osobisty przewodnik. Zebrałam wszelkie możliwe informacje wyłącznie pod kątem programu, który miałam zrealizować. Oczywiście podstawą były też doświadczenia z wcześniejszych podróży. I absolutnie nie dążę do umniejszania wartości gotowych przewodników turystycznych, a wręcz przeciwnie, uważam, że są bardzo pożyteczne. Wskazują na to, czemu uwagę poświęcić warto, a to wiedza bezcenna. 
Sądzę jednak, że na trasie lepiej posłużą turyście indywidualnemu, dając poczucie sytości informacji w danym temacie.



Brakowało mi jednak atmosfery tzw. opieki duchowej. Pisząc swój przewodnik sporo buszowałam po Internecie i po bibliotekach. Trafiłam na mnóstwo materiałów, które doskonale nadawały się do ciekawego ujęcia tematyki duchowej, tak, aby idealnie pasowała do trasy. Poniekąd, na ile pozwalały moje kompetencje w rezultacie sięgnęłam i do tej wiedzy. 

A Włochy to prawdziwa kopalnia bogactw duchowych, o tematyce na której zgłębienie życia nie starczy. Ale do czego zmierzam? 
Otóż szkoda, że nie wszyscy opiekunowie duchowi pielgrzymek do niej sięgają i na tym aspekcie skupiają się w trakcie pielgrzymek. 
Brakowało mi zachowania konwencji, które są głównym wyznacznikiem charakteru wyjazdu pielgrzymkowego. 
A plotkarstwo jest niczym najstarszy zawód świata. I dużo prawdziwych i wielkich autorytetów już zabierało głos w tej sprawie, na czele z papieżem Franciszkiem. 
I nic. To cóż ja mogę? Dotąd nikt tego nie wytępił, ani do tego rodzaju ludzi nie przemówił, to i ja nie mam szans, aby zostać skutecznym misjonarzem. Ci, którzy popisują się, że "są poinformowani" na czyjś temat, pewnie nigdy nie zmienią źródła swojej "radości".

Wracając do mojego opracowania, muszę powiedzieć, że przeglądając literaturę na temat Włoch, widać gołym okiem, że w większości ciekawych książek najbardziej wyraziście eksponuje się widoki i smaki. I nic dziwnego, to przecież samo sedno. Jednak nie tylko te aspekty składają się na ducha i aurę tego kraju. Pisząc swój mini przewodnik starałam się raczej wyostrzyć spojrzenie w kierunku sztuki, artystów i wynikające z ich twórczości dobro duchowe, rzecz jasna nie pomijając wrażeń estetycznych dla których te dzieła oglądamy.
Dzisiaj, tak bardzo ogólnie wspomnę Loreto, w którym jak na pewno wiecie, znajduje się Sanktuarium Świętego Domku.



Z faktem, iż relikwia znalazła się na Półwyspie Apenińskim, w regionie Marche, wiąże się pewna legenda sięgająca do czasów średniowiecza, które słynęło z organizowania wypraw krzyżowych. Otóż Krzyżowcy i rycerze innych zakonów udawali się do Ziemi Świętej, aby strzec miejsc związanych z życiem Jezusa i Maryi przed innowiercami. W 1291 r. Krzyżowcy zostali jednak wyparci z Ziemi Świętej przez Turków.

I tu się zaczyna historia sanktuarium loretańskiego. Otóż pewna zamożna rodzina De Angelis, postarała się o przeniesienie części ziemskiego mieszkania Maryi i Świętej Rodziny w bezpieczne miejsce, aby uchronić je przed zniszczeniem. Domek przetransportowano w częściach, przewożąc go statkiem najpierw na teren Chorwacji, a potem na Półwysep Apeniński.



Nazwisko rodziny De Angelis przyczyniło się do powstania legendy, która mówi, że Święty Domek został przyniesiony do Loreto przez aniołów z nieba, a po drodze był kilkakrotne stawiany w różnych miejscach, które z wielu przyczyn okazywały się niewłaściwe. 
Legenda mówi, że gdy Domek postawiono w Tersatto w Chorwacji, pielgrzymi byli narażeni na napady ze strony złodziei, gdyż Święty Domek stał w lesie. Później relikwię zabrano nad Adriatyk. 
Najpierw do Porto Recanati a później do Ankony. Obydwie przybrzeżne miejscowości były narażone na napady piratów tureckich, grasujących po Morzu Adriatyckim, dlatego i one nie nadawały się na miejsce, w którym można było założyć sanktuarium. 
Nieodpowiednią lokalizacją okazała się też posiadłość dwóch braci, którzy walczyli o zyski i wykorzystywali pielgrzymów. Święty Domek postawiono wreszcie w lasku laurowym, na starożytnej publicznej drodze, biegnącej przez wzgórze. 
Od lasku laurowego miejsce nazwano po łacinie „Lauretum”, a później Loreto. Tyle mówi legenda.



Budowę wspaniałej bazyliki rozpoczęto w XV wieku. Miała być godną oprawą dla cennej relikwii, ale też miała zapewnić schronienie pielgrzymom, aby nie musieli modlić się pod gołym niebem. 
Czasy, w których trwała budowa bazyliki były trudne, gdyż mieszkańcom tamtego rejonu zagrażały bezustannie napady ze strony Turków. Dlatego też architektura bazyliki całkowicie odbiega, że tak powiem od powszechnych standardów gotyku i renesansu. 
Bazylika od początku miała być nie tylko kościołem, ale także fortecą. Obecnie zachwyca swoją monumentalną absydą, złożoną się z kilku półokrągłych, pomniejszych absyd, które przylegając do siebie przypominają kształt ogromnego kwiatu. 
Gęsto usytuowane otwory okienne, biegnące na zwieńczeniu wszystkich absyd, przypominają kamienną, lekką koronkę, całkiem jakby zostały zaprojektowane tylko dla ozdoby. 
Doświetlają korytarze, przeznaczone niegdyś dla strażników okolicy, a tą wyjątkową absydę zaprojektował papieski architekt militarny, który nazywał się Baccio Pontinelli.



Kopułę nad bazyliką widać z bardzo daleka, jest usytuowana dokładnie nad Świętym Domkiem. Jest wynikiem pracy dwóch wielkich architektów doby renesansu: Giuliano da Maiano, który ją zaprojektował i Giuliano da Sangallo, który wybudował sklepienie. 
Ten ostatni pochodził z rodziny architektów i artystów z Toskanii. Wcześniej pracował na dworze papieskim, podejmując projekty zapoczątkowane przez Bramantego, których ten nie zdążył dokończyć. 
Znanych jest aż pięciu artystów o tym nazwisku. Natomiast w Loretto, krewny Giuliano da Sangallo, który nazywał się Antonio da Sangallo Młodszy, będący inżynierem fortyfikacji wybudował dwa potężne bastiony, położone na przeciwległych krańcach masywnych murów, po to aby jeszcze lepiej ufortyfikować sanktuarium.
Jedna z bram w murach nosi nazwę Porta Marina, ponieważ usytuowano ją od strony morza. Turyści wchodzący przez nią mają okazję, aby dokładnie przyjrzeć się monumentalnej absydzie bazyliki.

Kiedy bazylika była już gotowa, trzeba było aby jeszcze najcenniejsza relikwia – Święty Domek – zyskała godną oprawę.

Wtedy na rozkaz niesłychanie przedsiębiorczego papieża Juliusza II, Donato Bramante zaprojektował marmurową obudowę dla Świętego Domku. 
Nad realizacją projektu pracował jednak Andrea Sansovino, wraz z całym zespołem artystów, gdyż Bramante w tym czasie pracował na dworze papieskim, nad projektem Bazyliki Świętego Piotra. 
Obudowa Świętego Domku jest uważana za arcydzieło sztuki renesansu, jedno z najpiękniejszych we Włoszech.



W bazylice loretańskiej, w Świętym Domku znajduje się figura Czarnej Madonny. Figurka znajdowała się w tym miejscu od początku istnienia sanktuarium, czyli od XIV wieku. 
Ta, przed którą pielgrzymi modlą się obecnie, pochodzi z początku XX wieku. W roku 1921 bazylikę nawiedził pożar i wtedy XIV wieczna figura spłonęła. Nową wykonano z drzewa cedrowego, na wzór poprzedniej, przed którą palono lampy oliwne ma kolor czarny. 
Zabytkowa, dawna figura została skradziona przez wojska napoleońskie, a gdy powróciła do Loreto w XVIII wieku, od tamtej pory, jest ubierana w ozdobną dalmatykę.  


Trudno mi było o zdjęcie dobrej jakości i właściwie muszę przyznać, że zupełnie nie miałam czasu, aby popracować nad zdjęciami. Tak je więc tylko tym razem pstrykałam... no, ale są.
A zatem, do następnego poczytania.

Dziękuję za liczne odwiedziny, również podczas mojej nieobecności. Witam tych, którzy niedawno zajrzeli tu po raz pierwszy i zostali. Wszystkich Słonecznie pozdrawiam.



8 komentarzy:

  1. Dziękuję Ci.Też zamierzam napisać wspomnienia z włoskiej wycieczki sprzed lat, ale w Loreto nie byliśmy. Masz rację, to wspaniały kraj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjątkowo wspaniały. Warto sięgać do takich wspomnień.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Byłem w młodości, magiczne miejsce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ta magią to raczej prawda. Odwiedziłam Loreto po długim czasie, a było tak, jakbym nie była tam zaledwie miesiąc.

      Usuń
  3. Loreto to piękne miejsce, jeszcze tam nie była, ale mam nadzieję, że w sierpniu uda się tak zajrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  4. z pewnością na żywo to dopiero efekt ale fajnie oglądnąć to na Twoim poście - ciekawie !!! pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję:) efekt na żywo przyprawia o oczopląs, ale to całkiem miłe wrażenie:))

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za pozostawione komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...