Jak się potem okazało zbierania się było na pół godziny, plus wyjście do kantoru po troszkę koron szwedzkich.
Wycieczka była krótka: wieczorem we wtorek 22 stycznia o godzinie 21.00 wypływaliśmy promem z Gdyni a o 7.30 byliśmy już w Karlskronie, w środę zwiedzaliśmy Karlskronę i Kalmar i znów o 21.00, wieczorem było wypłynięcie do Gdyni. Z Gdyni do Karlskrony jest 236 kilometrów. Płynęłam promem firmy Stena Line.
Prom był kolosalny, 11 pokładów, mógł zabrać ze sobą 120 ciężarówek, 300 osobówek i 1300 pasażerów. My weszliśmy przez rękaw od razu na pokład 7 i tam też była nasza kajuta. Chwilę pokluczyłyśmy z koleżanką labiryntami korytarzy i wkrótce znalazłyśmy naszą kajutę.
Zaraz też zorientowałyśmy się którędy wyjść na zewnątrz i znalazłyśmy otwarty pokład na poziomie 10 skąd obserwowałyśmy wypłynięcie promu z portu.
Potem przyszedł czas na kolację. Był szwedzki bufet sałatkowy gdzie można było nałożyć sobie różności w każdych ilościach a potem pani wydawała olbrzymie porcje kolacji, właściwie to obiadokolacji. Kolację zjadłyśmy w eleganckiej, przestronnej restauracji a bloczki na kolację i śniadania dostawało się razem z biletem, który był też "kluczem" do kabiny.
Była kolacja o oto i śniadanko. Tu również był szwedzki bufet z różnościami.
o 7.30 zeszliśmy z promu i przed terminalem czekaliśmy na autokar z przewodnikiem, który przypłynął z nami.
Zwiedzanie zaczęliśmy od panoramy Karlskrony. Samo miasteczko położone jest na 300 wyspach, połączonych z sobą mostami, z tych wysp tylko jedna jest bezludna. Służy jednak mieszkańcom do letniej rekreacji.
Ciekawa jest od strony szwedzkiej linia brzegowa Bałtyku, bogata w zatoczki wlewające się w lad i wyglądające jak jeziora, upstrzone wysepkami i półwyspami. Przewodnik mówił, ze od tej strony Bałtyku nie ma plaż, są za to twarde, strome skały.
Następnie pojechaliśmy zwiedzić dawne osiedle stoczniowców. To małe kolorowe domki, które nierzadko mają dość niskie okienka. Osiedle jest oddzielone od stoczni kamiennym, wysokim murem.
Prze otwarciem Muzeum Morskiego, w którym mieliśmy być na godzinę 10.00 zdążyliśmy jeszcze zobaczyć Kościół Admiralicji, największy kościół drewniany w Szwecji. Przed kościołem stoi postać, której podnosi się kapelusz i wrzuca datki na ubogich w każdej walucie. Jest z tą postacią związana jakaś legenda, ale przegapiłam ją z powodu gadulstwa i robienia zdjęć.
Potem pojechaliśmy do centrum oglądać Kościół Świętej Trójcy. To również protestancka świątynia, skromna w ozdoby w środku.
Przyszedł wreszcie czas na Muzeum Morskie. Tam oglądaliśmy makiety okrętów i wchodziliśmy do łodzi podwodnej.
W czasie wolnym kupiłyśmy pamiątki, pospacerowałyśmy po centrum i wstąpiłyśmy do kafejki na pyszną kawę.
Później przyszedł czas na wyjazd do Kalmar. Tam zwiedzaliśmy katedrę i zamek, który mieliśmy okazję oglądać już po zmroku. Był co prawda pięknie oświetlony, ale zdjęcia nie wychodziły po ciemku. Dlatego zamieszczam zdjęcie z Internetu, bo mi udało się zamek sfotografować z daleka przy zachodzie słońca.
Po spacerze po wałach pojechaliśmy już na terminal promowy. Pogoda nam dopisała, wycieczka była udana, może uda się popłynąć do Szwecji jeszcze raz, bo chodzą słuchy, że będzie można, do końca marca.
Zdjęcia, na których jestem robiła moja koleżanka Zosia, z którą byłam na wycieczce.
WOW! Extra, nie dość że spontan, to jeszcze... rejs, zawsze chciałam zobaczyć, jakbym się poczuła na pełnym morzu. Niesamowita przygoda!
OdpowiedzUsuńNo super, podoba mi się ta Twoja relacja, a do tego czuję, że muszę taki wypad wpisać do moich planów. Zachęciłaś mnie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKris
Bardzo interesująca wyprawa.
OdpowiedzUsuńCiekawa relacja. Chętnie popłynęłabym w taki rejs. Z podroży zawsze można przywieźć coś ciekawego - mentalnie czy materialnie... Pozdrawiam serdecznie! :))
OdpowiedzUsuń