wtorek, 20 marca 2012

WIELKI POST I CIASTKA

Dzisiaj nareszcie nadeszła wiosna a w swoim pierwszym dniu obdarowała nas dmuchającym niemiłosiernie chłodnym i porywistym wiatrem. Od czasu do czasu przebłyskuje słoneczko a wiatr cichnie. Przez tą pogodę nie wiadomo jak się ubrać. W wiosennej kurtce za zimno, w zimowej za gorąco – takie są uroki marca, ale do rzeczy – bo moim zamiarem nie dzisiaj jest napisanie posta o pogodzie.

Wielki Post już za półmetkiem i szybko kurczy się czas pozostały do Wielkanocy. Same powody żeby się cieszyć a w każdym razie na pewno nie wypada narzekać. Nie mam też na to najmniejszej ochoty. W kontekście wszelkiego rodzaju wiosennych porządków i odnawianiu na wiosnę tego, co materialne i duchowe a konkretnie w kontekście przeżywania Wielkiego Postu – przychodzi mi na myśl klika pytań zdecydowanie pochmurnych. Zawsze jednak jest możliwość rozpędzenia wszystkich chmur. Tak jak w przyrodzie – choć teraz wiejący wiatr właśnie zasnuwa nimi niebo – sam potem zacznie je przeganiać.

Pytania o których myślę dotyczą przede wszystkim duszy i woli człowieka i mają znaczenie przede wszystkim dla ludzi wierzących. Dotyczą spraw, postępowania i decyzji, z którymi spotyka się mnóstwo osób, a te postawy na różne sposoby są obecne niemal wszędzie. Nie twierdzę, że licznie czy powszechnie, ale wszędzie i nie jest to dla nikogo tajemnicą.

Coraz częściej spotykam się z częstym, prawie powszechnym wskazywaniem postaw i spraw, o których myślę właśnie po to, aby wyeliminować to, co degraduje ludzi najbardziej, hamuje rozwój, niszczy znajomości i przyjaźnie.

Oczywiście, nie wszystkich wierzących te pytania dotyczą. Postawić je, czy nie? Tak, zdecydowanie postawię te pytania, choć ich aktualność nie odnosi się wyłącznie do czasu Wielkiego Postu, może z wyjątkiem tego o ciastka:

Czy wolno wyrzekać się ciastek w Wielkim Poście, ale latami prześladować bliźniego i słodzić sobie życie „wybielającym” kłamstwem?

Czy wolno uczestniczyć w Drodze Krzyżowej a nawet nie opuścić jej w żaden piątek i biernie patrzeć na wyrządzaną bliźniemu krzywdę, bo nie pasuje „się wtrącać”?

Czy wolno korzystać z sakramentu pokuty, trwając w zakłamaniu i w nasączeniu lękiem przed samym sobą i świadomie zdecydować o nie naprawianiu zła?

Czy wolno przyjmować Komunię św. I ubóstwiać siebie i swoje rozmaite materialne i personalne bożki?

Czy wolno nie jeść mięsa w piątek, ale wpędzać całe mnóstwo znajomych i nieznajomych w szał plotek?

Czy swoją godność można utożsamić z postawą „stawania się jako bogowie”, bo wszystko w odniesieniu do innych MI WOLNO a doprowadzać do zgnilizny własne człowieczeństwo?

A jeśli można, to według jakiego boga? Można, bo „takie jest życie”? Może i jest, ale mój Bóg nie ma z tym nic wspólnego. Tak więc na pewno można odpowiedzieć, że wolno bo sam Bóg dał człowiekowi WOLNĄ wolę a w dodatku człowiek dorosły sam decyduje o tym, co dla niego dobre, a troszczyć się o dobro czyjeś, to żaden interes – to wręcz konkurencja – po co więc robić sobie pod górkę?

Ci, którym WOLNO też na pewno poświęcą pokarmy w Wielką Sobotę a w wielkanocny poranek rozpoczną wielką festę we własnym kręgu. I co zmartwychwstanie? Czy w ogóle pokonają zło, skoro jest ono dla nich takie dobre? Ale przecież są wierzący! Byli u spowiedzi, na drodze krzyżowej, na rekolekcjach i nie jedli ciastek…

No i mają wolną wolę i to w dodatku od Boga! Tak im dobrze na ich własnej drodze. To raczej inni powinni sobie zadać pytanie: JAK ŻYĆ?

Tak naprawdę przed każdym wyrasta to pytanie. Najpiękniejsze wartości decydujące o byciu człowiekiem nie potworem; wartości prawdy i piękna są zawsze do odnalezienia. To prawda, że nie w pełni, bo są nieskończone, ale gdy do nich dążymy wyczuwamy powiew absolutnego dobra i dzięki niemu lepiej wiemy co wolno i jak odnawiać siebie, właśnie po to, żeby było lepiej i weselej.

niedziela, 18 marca 2012

KILKA MYŚLI O ŚWIĘTYM JÓZEFIE






Zbliża się Dzień Świętego Józefa, nazywany w liturgii Kościoła uroczystością św. Józefa. Szkoda, że w polskich tradycjach – choć pięknych i bogatych ten dzień nie wiąże się z Dniem Ojca, wielkim świętowaniem, festynami i konkretną dla tego Dnia oprawą kulinarną, jak np. z racuchami św. Józefa – tak jak to jest w przypadku Włoch. Nie chodzi o powielanie tradycji, ale o bardziej wyraziste podkreślenie tego święta. Świętowanie nie pozwala na wtłoczenie wyjątkowości w szarość rozpędzonej codzienności. Przy racuchach ryżowych również się nie upieram, mogłoby być coś innego, np. schabowy ze śliwkami, wiśniami czy pierogi z mięsem. Ulicami miast mogłaby przejść parada ojców z dziećmi – bez względu na ich wiek. Przydałyby się też kolorowe baloniki a kurczaczki do święconki na Wielkanoc kupowałoby się właśnie tego dnia. Na niedzielny deser jadłoby się herbatniczki postne a wieczorem odbywałyby się konferencje na których tłumaczyłoby się niektórym ojcom i tatusiom, co oznacza bycie ojcem, chociaż i tak wiadomo, że zalogowaliby się tylko ci świadomi. Ale może już wystarczy tych optymistycznych fantazji, bo wypada kontynuować temat z powagą i całkowicie zmienić klimat myśli .

Pozostawię też wszelkie informacje o sanktuariach św. Józefa rozsianych po całym świecie, jak również wszystkie szczegóły genealogiczne i hagiograficzne, przekazujące wiedzę o tym najpotężniejszym Świętym Kościoła uniwersalnie i encyklopedycznie, gdyż możemy znaleźć ich całe mnóstwo w literaturze i w Internecie.
Dzisiaj przerzucę kilka moich myśli może nieuczesanych tu i tam mniej lub bardziej, gdzieniegdzie trochę uporządkowanych pod wpływem mądrej i wartościowej literatury, ale mniejsza o to.

Dzień Świętego Józefa nie przypadkiem wypada na wiosnę. Przykład Jego życia motywuje przede wszystkim do rozkwitu człowieczeństwa – otwartego na dobro i piękno - w najgłębszym sensie, do ożywiania wiary i przebudzania duszy.

Św. Józef - niezwykle odważny, mądry i potężny duchem - ze względu na konsekwentnie realizowaną w swoim życiu decyzję posłuszeństwa Bogu na każdym kroku - jest bez wątpienia również geniuszem umysłu – właśnie ze względu na umiejętność stałego zakotwiczenia swojej własnej, ludzkiej woli w planach Stwórcy. To Go zaprowadziło do najpełniejszego w ludzkim, ziemskim życiu przyjęcia daru wiary i przyjęcia Zbawiciela.
 W Ewangeliach nie ma co prawda żadnych rozległych opisów osoby św. Józefa, ani Jego słów – mówią o Nim krótko, ale jednocześnie bardzo wiele.

Święty Józef jest wzorem chrześcijańskiej odwagi. Nie bał się „wziąć do siebie Maryi”, mógł przecież spokojnie trwać w zgodzie ze zwyczajem tamtych czasów, z opinią którą wygłosiłaby większość ludzi pod adresem Maryi, na wieść o poczęciu Dziecka. Mógł postąpić tak jak „jest przyjęte” i dać sobie spokój również z ucieczką do Egiptu, bo w końcu to nie Jego życie było zagrożone. Na wieść o tym, co się dzieje św. Józefa na pewno ogarnęło przerażenie – jednak to nie ono wygrało, bo nie wynikało z bezgranicznego zakorzenienia serca i umysłu w kulturze lęku czy zwyczajowego, miejscowego „folkloru otoczenia” ani egoistycznej, małostkowej walki o swoje. Miał serce otwarte na Boże Słowo, które w żaden sposób i nigdy nie jest równoznaczne z wytwarzanym na bieżące interesowne potrzeby człowieczym dekalogiem, obmyślanym z reguły naprędce, aktualizowanym aneksami do umowy, uwzględniającymi usprawiedliwienie dla podłości, lenistwa i egoizmu ZAWSZE ze względu na „szczególne przypadki” i „trudne położenie” – w obliczu Prawdy - oczywiście. Swoją prawością serca zasłużył na spotkanie z Aniołem we śnie i na słowa otuchy z samego nieba dodające nadludzkiej odwagi w obliczu trudnej sytuacji i wszelkie stwarzane przez ludzi przeszkody zostały strącone pod Jego stopy – niczym nic nie znaczący pył. 




Święty Józef wraz z Maryją szukał z „bólem serca” 12 – letniego Jezusa, który znalazł się w świątyni wśród uczonych. Był świadkiem zdumienia arcykapłanów i przede wszystkim tego, że Jezus „jest w tym, co należy do Ojca”. Tak, św. Józef był świadkiem „zdumienia” arcykapłanów, nie „zachwytu”, czy „potępienia”. A więc „sprawy Ojca” zdumiewały arcykapłanów a św. Józef mógł widzieć z ich strony zarówno zaciekawienie i podziw, jak i to, że niektórzy z nich widzieli w Jezusie jedynie przemądrzałe i zuchwałe dziecko. Święty Józef tak jak Maryja na pewno zachowywał wszystkie te słowa i sprawy w swoim sercu. Ewangelia nie wspomina, że św. Józef się odezwał w tej, czy w jakiejkolwiek innej sytuacji.

Przychodzi mi na myśl pewna niepodważalna prawda: Bóg obdarzył nas wzrokiem, słuchem, wolą, rozumem, talentami, potencjałem twórczym i DAREM WIARY. Tak więc możemy świadczyć o Bogu na tyle, na ile jesteśmy świadomi własnej tożsamości – na tyle na ile dostrzegamy te Boże dary i używamy ich zgodnie z wolą Bożą. Skutki wyborów, cele i sposoby ich używania są widoczne w owocach – wystarczy nazwać efekty własnego działania a dowiemy się – czym karmimy siebie i innych. Jeśli nie przynosimy dobra i miłości innym, ale coś diametralnie przeciwnego – NIE MAMY PRAWA nawet spojrzeć na tego człowieka, ani o nim mówić – inaczej – gdzie tu jest miejsce na wiarę? Wybierane przez nas cele i kierunek w którym dążymy już teraz decyduje o tym, gdzie rezerwujemy sobie miejsce w życiu wiecznym; czy w nieskończonej światłości nieba, czy świadomie i dobrowolnie zapisujemy się na piekielne wieczne umieranie – i pełni samozachwytu słodzimy sobie życie głęboką wiarą w człowieczy dekalog?

Szkoda jednak, że w Ewangelii św. Józef w ogóle się nie odzywa, że nie mówi ani słowa. Nie wyobrażam sobie jednak św. Józefa inaczej jak tylko Świętego o pogodnym charakterze, konkretnego, dobrze zorganizowanego, pewnego siebie, sumiennego i twórczego artystę, człowieka będącego wsparciem i źródłem dobra dla innych.
Święty Józef jest patronem dobrej śmierci. Przypuszcza się, że zakończył życie w obecności Jezusa i Maryi. Całe życie, dzień po dniu wplatał swoją codzienność w Bożą wolę, czy mógłby więc być przy Nim kto inny gdy stanął na progu wieczności? 



„Nie pytaj siebie, czego świat potrzebuje. Zadaj sobie raczej pytanie, co ciebie ożywia i zacznij to robić, gdyż tak naprawdę świat potrzebuje przebudzonych do życia”.

sobota, 17 marca 2012

OLIWKOWO



Ramki do obrazków to moje najnowsze zdekupażowane i postarzone mini dzieło:) W kolejce do ozdobienia czekają następne – nie tylko kuchenne drobiazgi.


środa, 14 marca 2012

SĄD OSTATECZNY - KONFERENCJA W MUZEUM


Nie mogłam się doczekać tej konferencji i chyba z wrażenia dotarłam do muzeum aż godzinę przed czasem, pędziłam niepospolicie z przekonaniem, że na pewno się spóźnię, bo dochodzi dwunasta a wszystko zaczynało się o trzynastej. Weszłam do muzeum i zauważyłam że nie przytrafiło się to tylko mnie. Znawcy i miłośnicy wspaniałego dzieła Hansa Memlinga - Sądu Ostatecznego mieli niepowtarzalną okazję, aby poznawać tajemnice obrazu, odkrywane niemalże w obecności uczestników tego niecodziennego spotkania.
Sąd Ostateczny w ramach projektu badawczego został poddany specjalistycznym badaniom, przeprowadzonym przez naukowców z Uniwersytetu w Perugii – mających największe na świecie doświadczenie w pracy badawczej nad wszelkimi technikami i warsztatem pracy najsłynniejszych mistrzów. Uzyskane wyniki mają służyć przede wszystkim konserwatorom obrazu, aby korzystając z nich mieli możliwości stosowania coraz lepszych zabiegów i aby mogli otaczać należytą troską dzieło tak wielkiej rangi.

Gdy naukowcy mieli już za sobą pierwszy etap badań w Muzeum Narodowym w Gdańsku zorganizowano niezwykłą konferencję. Już samo spojrzenie na tryptyk Memlinga z odpiętymi skrzydłami – rozłożony na 3 części ustawione do góry nogami sprawiał niezwykłe wrażenie. To widok niecodzienny.

Naprzeciw każdej części obrazu ustawiono profesjonalną aparaturę, której nikt z miłośników – amatorów z pewnością nigdy wcześniej nie widział. Zapewne w toku badań podłączano coraz to inne urządzenia, gdyż spora część z nich postawiona z boku w czarno – srebrnych skrzynkach czekała na swoją kolej, aby we właściwym czasie odegrać znaczącą rolę w przełomowych odkryciach. Na monitorach komputerów do których podłączono elektroniczne narzędzia pojawiały się aktualnie analizowane fragmenty obrazu.

Badania obrazu prowadzono wyłącznie metodą bezinwazyjną. W taki to właśnie sposób naukowcy uzyskiwali informacje o rodzajach materiałów używanych do malowania Sądu Ostatecznego; pobierali próbki – zupełnie nie dotykając dzieła, aby później wszystkie zebrane materiały poddać szczegółowym analizom w uniwersyteckim laboratorium w Perugii.



Profesor kierujący ekipą naukowców wprowadzał miłośników dzieła Memlinga po kolejnych stopniach wtajemniczenia, przekazując mnóstwo informacji o zastosowaniu skomplikowanej aparatury elektronicznej w badaniach nad Sądem Ostatecznym. Wśród urządzeń były instrumenty służące do uzyskiwania informacji na temat podstawowych materiałów wykorzystanych przez Memlinga, pochodzenia pigmentów uzyskiwanych z różnych minerałów i materiałów a także instrumenty pozwalające określić intensywność barw. 

Niektóre informacje były znane naukowcom już wcześniej, ale pojawiły się też nowe odkrycia, które mogą się okazać przełomowymi. Dzięki badaniom wiadomo już, że kolor żółty stał się miedzianym, ale złoto nakładane przez Memlinga różnymi technikami zachowało swój kolor.

W skomplikowanych partiach szat namalowanych postaci został użyty kraplak a w rezultacie zastosowania tej techniki szaty uzyskały efekt „szklisty” dzięki któremu sprawiają wrażenie bardzo lekkich, błyszczących i lotnych ze względu na różnice powierzchniowe widoczne gołym okiem. Niebieski pigment najbardziej zbliżony do koloru nieba został uzyskany ze szkła kobaltowego i nie był stosowany w technikach olejnych.
Pigmenty którymi namalowano kamienie szlachetne zostały uzyskane z prawdziwych kamieni szlachetnych, na obrazie znajduje się również pigment ze skały lapis lazuli, droższej od złota.
Postać św. Piotra stojącego na kryształowych stopniach prowadzących do Bramy Raju została w całości namalowana kraplakiem, dzięki zastosowaniu tej techniki szaty Apostoła wyróżniają się lekkością, sprawiają wrażenie namalowanych trójwymiarowo.

Konferencja była niezwykła, ale odczuwam jednak niedosyt, moim zdaniem zbyt krótka aby na poznać nowe tajemnice Sądu Ostatecznego. Jednak po takiej „uczcie” przy każdej następnej wizycie w muzeum wypada jeszcze głębiej spojrzeć na to wspaniałe dzieło Memlinga. Po zakończeniu jeszcze przyglądałam się trwającym badaniom, zdjęcia wyszły słabej jakości bo zrobione telefonem przy bardzo jasnym oświetleniu.


Więcej informacji: Muzeum Narodowe w Gdańsku

wtorek, 13 marca 2012

WIOSNA!

Nareszcie czuje wiosnę! Mogę zdecydowanie powiedzieć, że nie tylko w rześkim pachnącym świeżością powietrzu. Wiosnę widać już w coraz bardziej intensywnym błękicie nieba w pogodne dni. W słoneczne poranki coraz częściej słyszę śpiew ptaków, które jak soliści w operze ćwiczą swoje gardełka i po swojemu przymierzają się do porannych letnich koncertów. Wiosna powoli odsłania i zamyka kolejne dni coraz bardziej kolorowymi wschodami i zachodami słońca. Pomarańczowy świt rozprasza szarości coraz mniej mroźnych, albo już całkiem pogodnych nocy. Wieczorami patrzę na pogrążone jeszcze w zimowym śnie drzewa, które na tle różowo – fioletowych obłoczków eksponują dumnie swoje potężne konary i gałęzie tu i tam porośnięte jemiołą. Niedługo wszystkie drzewa obudzą swoje pąki i eksplodują świeżą soczystą zielenią. 


Oczywiście wiosenne porządki, zakupy, sianie nasion kwiatów i ziół to obowiązkowe dla mnie wiosenne „obrzędy”. To też jak najbardziej istotne zwiastuny wiosny i do tego jeszcze bez wątpienia przynoszą dużą radość. Pąki na gałązkach wierzby wstawionych do wazonu wypuszczają powoli i radośnie swoje listki. Czerwone i żółte tulipany ocieplają swoimi intensywnymi barwami cały pokój. Jeszcze kilka dni i będą wschodziły posiane w doniczkach nasionka kwiatów i ziół; bazylii, rozmarynu i lawendy.

Lubię wiosenne porządki w domu, zawsze znajdą się rzeczy, których trzeba się pozbyć, poukładać na nowo – czasami w zupełnie innych miejscach, wyrzucić, albo oddać tam, gdzie mogą się przydać , naprawić albo odświeżyć i oczywiście – to lubię najbardziej: dokupić. No tak, przecież wydaje się, że wszystko jest porządkowane na bieżąco, ale te generalne wiosenne porządki z utartego starego ładu potrafią nawet nie wiadomo jakim cudem wydobyć przynajmniej worek śmieci… Szkoda byłoby uznać, że jest się do nich bezgranicznie przywiązanym… Lubię robić NOWY porządek. W doprowadzanym do ładu mieszkaniu mogę sobie zupełnie inaczej oddychać nowym i świeżym porządkiem, codziennie lepiej i jeszcze bardziej poczuć wiosnę!

Dobrze, że akurat na wiosnę przypada czas Wielkiego Postu. To spojrzenie pozwala na ogromne wzbogacenie duszy i umysłu. Wiosna jest dla mnie bardzo cennym czasem w ciągu całego roku, dla ciała i duszy.

Wiosna zawsze sprzyja też porządkowaniu – nazwę to ogólnie – duszy. Na nowo uporządkowany rytm dnia: wyrzucenie „śmieci” z kalendarza zajmujących niepotrzebnie czas, nowy przynajmniej w jakiejś części sposób na organizowanie każdego dnia, pozbycie się niewiadomo kiedy utartych zimowych, czy starych przyzwyczajeń i „rytuałów”, które nie służą już tak dobrze jak kiedyś - rewelacyjnie odnawia spojrzenie na codzienność. Wiosna sprzyja też trosce o ciało – choćby ze względu na zmianę w menu – jak w moim przypadku – choć wcale nie myślę o żadnej diecie, co więcej nawet nie lubię samego słowa „dieta”. Zupełnie jak pogoda, ta moja codzienność wyłania się z zimowej utartej szarości ku świeżym korzystnym zmianom. Wszystko to, co sprzyjało wcześniej wyznaczonym celom, teraz może okazać się dezorganizujące, albo przynajmniej zbędne. Wiosną wyjątkowo lubię ciszę, która potrzebna jest właśnie do tych wewnętrznych porządków. Wtedy łatwiej poczuć wiosnę i świeży powiew w duszy.


Wiosną jest przede wszystkim 
CZAS NA RZECZY NOWE 
również w tym co dotyczy duszy i ciała. 

sobota, 11 lutego 2012

ŚWIĘTY WALENTY I WALENTYNKI

Święty Walenty jest patronem zakochanych, ale też tych, którzy szczerze życzą miłości innym i wszystkich, którzy potrafią spojrzeć na bliźniego z miłością. Jest więc patronem wszelkich rodzajów i przejawów miłości: amore, agape, caritas. 

Dzień Świętego Walentego to święto każdej miłości. 
Miłość była i jest niewyczerpanym tematem wielu dzieł sztuki: malarstwa, rzeźby, grafiki, literatury, poezji . O miłości opowiada całe mnóstwo filmów, artyści napisali o niej niezliczoną ilość piosenek. 


 Miłość jest najważniejszym celem życia człowieka, ale też darem i drogą. Chrześcijaństwo stawia miłość najwyżej ze wszystkich wartości. W przykazaniu miłości Boga, ludzi i samego siebie nakazuje patrzeć na ludzi wyłącznie przez pryzmat miłości.

Święty Walenty z pewnością był postacią wyjątkową a spośród świętych męczenników starożytności był w gronie otaczanych szczególną czcią. Był biskupem w miejscowości Terni pod Rzymem a w czasie prześladowań chrześcijan wszczętych przez cesarza Klaudiusza II Gota został sprowadzony do Wiecznego Miasta w 269 r. by ponieść męczeńską śmierć. Święty Walenty odmówił odstępstwa od wiary, oskarżono go więc o zapalczywość i wrogość wobec religii obowiązującej w cesarstwie. Co więcej, udowodniono mu łamanie zakazu cesarskiego, który zabraniał wojownikom małżeństwa. Według tyrana żołnierze pozostający w stanie wolnym mieli skuteczniej i z całkowitym oddaniem służyć w armii. Św. Walenty natomiast pobłogosławił licznym wojownikom na nowej drodze życia. Z rozkazu prefekta Placidusa został ścięty i pochowany na cmentarzu przy via Flaminia. Uczniowie św. Walentego zabrali jego ciało z Rzymu do Terni – miasta, któremu św. Walenty przyniósł Dobrą Nowinę. Natomiast żołnierze jako pierwsi mieli świętować dzień śmierci św. Walentego z wdzięczności za usankcjonowanie ich miłości. 


Prawie od razu po wydaniu Edyktu Mediolańskiego w 313r.– papież Juliusz I zadecydował o wybudowaniu bazyliki nad grobem świętego. Od chwili męczeńskiej śmierci św. Walentego chrześcijanie ufnie prosili Go o wstawiennictwo, powierzając rozwikłanie swoich spraw, a kult świętego bardzo szybko stał się powszechny na wszystkich obszarach Europy i świata. Bazyliką w Terni, która była wielokrotnie niszczona i rozbudowywana opiekują się Benedyktyni. 

Bazylika Św. Walentego w Terni


Do Terni przyjeżdżają zakochane pary aby modlić się przed grobem świętego prosząc o ślub w najbliższym roku. 

Śladu św. Walentego nie mogłoby zabraknąć też w Rzymie. W okolicach Forum Boarium, w sąsiedztwie świątyni Herkulesa i monumentalnego Łuku Janusa wznosi się świątynia chrześcijańska – Santa Maria in Cosmedin. Kościół co prawda słynie z Ust Prawdy - okrągłej kamiennej płaskorzeźby będącej częścią dawnej fontanny. 


Kosmedion – w języku greckim oznacza – piękny - i rzeczywiście kościół jest piękny zewnątrz i w środku. Możemy podziwiać wyjątkowe, niepowtarzalne bogactwo walorów – choćby samej kolorowej kamiennej posadzki i antyczne kolumny. Dominuje tu poczucie otoczenia monumentalnym i jednocześnie skromnym pięknem – to nie często spotykany fenomen zrównoważenia stylów i form. Jednak sam kościół kryje jeszcze inną tajemnicę. Pod świątynią znajduje się krypta w której przechowywano szczątki świętych męczenników wydobywane z wielu katakumb i cmentarzy, aby je ocalić i zachować w okolicznościach ataków najeźdźców z różnych stron – nierozłącznych z rabowaniem relikwii. W krypcie znalazła się też czaszka św. Walentego, która jest wystawiana na widok publiczny w bocznej kaplicy, właśnie w dniu świętego patrona – 14 lutego.

Ikonografia przedstawia św. Walentego w stroju biskupa, najczęściej uzdrawiającego chłopca z padaczki, albo też udzielającego chrztu Lucylli, która – według legendy, urodziła się niewidoma i odzyskała wzrok dzięki św. Walentemu. 


Mówi się, że zakochanie to choroba. Poniekąd jest w tym jakaś życiowa mądrość. Zakochany cierpi na zaburzenia apetytu, gorączkuje, miewa kłopoty ze snem, jest rozkojarzony, skłonny do robienia rzeczy irracjonalnych. Z drugiej strony emfatycznie odbiera cały otaczający świat a szałowe uniesienia przenoszą go ponad siódme niebo.


 A to przecież objawy charakterystyczne dla całego pakietu chorób nerwowych. Nikt jednak nie wzywa pogotowia do takiego "chorego", bo i tak najskuteczniejszym "kardiochirurgiem" może być tylko ta jedyna osoba. Święty Walenty doskonale sobie z tym radzi -  i to naprawdę bardzo skutecznie.

niedziela, 5 lutego 2012

Z WYSTAWY W MUZEUM

Niedawno na wystawie czasowej w Muzeum Narodowym w Gdańsku miłośnicy malarstwa mogli oglądać wśród dzieł Tycjana i Veronese również obraz Antonello da Messina „Ukrzyżowanie”.

Na pierwszym planie tego niewielkich rozmiarów dzieła, została przedstawiona scena ukrzyżowania -  w sposób poniekąd niespotykany. Została wzbogacona o  pejzaż w tle, będący nawiązaniem do Jerozolimy, odpowiednie, naturalne ustawienie postaci i starannie dokonany wybór detali, które się tu pojawiają pozwala na wyczerpującą interpretację treści. Dzieło zawiera wszystkie najważniejsze szczegóły ewangelicznego opisu tego wydarzenia.

Najprostsza kontemplacja obrazu prowadzi do spostrzeżenia subtelnie wprowadzonej dynamiki zarówno całej sceny jak i pojedynczych postaci. W tle wyłaniają się dalsze poziome plany; widok Messyny, Cieśniny Messyńskiej i gór. 




Postać ukrzyżowanego Chrystusa prawie w całości została przedstawiona na niebiesko – szarym tle nieba, tylko stopy pozostają na wysokości wyłaniającej się w tle góry. Perspektywiczne przedstawienie krajobrazu było nowatorską metodą w dobie włoskiego renesansu, w pewnym sensie wzbogacającą pierwszy plan o tło, które mogło zawierać treści, pozwalające często na szerszą interpretację przedstawianej sceny. Artysta również i tu przedstawił mnóstwo misternych szczegółów jak np. malutkie ludzkie postacie podążające drogą, zwierzęta, ludzi rozmawiających przy murach masywnej budowli – zwyczajnie toczące się codzienne życie .

Postaciom dwóch ukrzyżowanych z Chrystusem łotrów wyznaczono najmniej miejsca spośród wszystkich przedstawionych osób w tej scenie.

Niewiasty opłakujące Chrystusa są ubrane w gotyckie pofałdowane, miękkie szaty. Przedstawienie tego rodzaju detali, charakterystyczne dla malarstwa flamandzkiego pozwoliło na podkreślenie dużej roli światła które niejako dynamizuje stojące pod krzyżem postacie. Na ziemi u stóp krzyża czaszka, kości i korona (?) mogą być punktem wyjścia do rozszerzenia interpretacji treści.

Obraz Antonello da Messina w którym artysta połączył dwa style, dwie szkoły malarstwa: flamandzką i włoską jest jednym z kilku dzieł tego malarza, w których podejmuje tematykę ukrzyżowania.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...