niedziela, 26 stycznia 2014

Oblodzone molo




Nadeszła zima z tęgim mrozem a mnie dopadł czas zwolnionych obrotów z natchnieniem na siedzenie w wygodnym fotelu z kubkiem gorącej herbatki. Jednym słowem coś na kształt  totalnego lenistwa,  a żeby nie brzmiało prozaicznie, można to też nazwać  deficytem motywacji do działania. Rano zabrałam się co prawda za malowanie aniołów na deskach, ale czas mijał błyskawicznie i  trzeba było odstawić  farby i wyłaniające się na deskach postacie anielskie na rzecz wszelakich ceremonii obiadowych. Myślę, że aniołkami skromnie się pochwalę w ciągu tygodnia, kiedy już będą całkiem gotowe. A dzisiaj znowu mam kilka zdjęć z zimowymi widoczkami z plaży. Tym razem poszłam obejrzeć oblodzone molo. Mróz szczypał potwornie, nawet trzymanie aparatu bez rękawiczek już po krótkiej chwili okazało się strasznie trudne i nieprzyjemne. No, ale schwytałam obiektywem co nieco a wiatr cały czas smagał bezlitośnie. W rezultacie wróciłam z tak intensywnymi czerwonymi plackami na twarzy, jakich na pewno nie przystałoby wypędzlować różem do policzków w ramach makijażu, no chyba, że karnawałowego.


 


Więcej zdjęć znajduje się w albumie pt: "Zima"

niedziela, 19 stycznia 2014

Wiatr i mróz

Dzisiaj nawet pogoda  skutecznie dostarcza powodu do uśmiechu. Nareszcie pokazało się słońce i poczułam się wręcz zobowiązana do przechadzki nad morze. Mróz okropny, wiatr momentami prawie głowę urywa. Kubek termiczny z herbatką z cytryną i imbirem, powinien się dzisiaj zaliczać do obowiązkowego ekwipunku dla spacerowicza.  O ile oczywiście nie wybrało się kijków do nordic walking.

A ja zrobiłam zdjęcie…  zamarzniętemu piaskowi. Czyż ta „mikro-rzeźba”  nie przypomina Wam ptaka?


Przecież w kupie cieplej...

piątek, 17 stycznia 2014

O kobiercach tureckich


Dawno już nie miałam możliwości oglądania zabytkowych tkanin a wykład w którym uczestniczyłam w muzeum był okazją do poznania wyjątkowo ciekawych informacji  na temat kobierców, które powstały między XVI a XVIII wiekiem w Turcji. Nazwą Anatolia określano Azję Mniejszą i oznacza ona wschód słońca. Na tym obszarze leży azjatycka część Turcji. 

Zerkając naprędce na wystawę  kilka tygodni temu, przy całkiem innej okazji, nie wiedziałam jeszcze, że o wyjątkowej wartości niektórych kobierców nie decyduje wyłącznie fakt, że mają po kilkaset lat.
Otóż według definicji kobierzec jest tkaniną dekoracyjną, pochodzącą ze wschodu, wykorzystywaną głównie jako ozdoba ścienna. Tym słowem określa się też bogato zdobione dywany. Kobierce są niezwykłymi dziełami sztuki, ponieważ powstawały przy ogromnym wkładzie pracy. Ich wykonanie kosztowało wiele czasu i wymagało mistrzowskich umiejętności artystycznych. Niektóre z nich posiadają blisko 2500 węzłów na decymetr sześcienny, a dla mnie ten szczegół to prawdziwa sensacja! Nie mogłam wyjść z podziwu dla wykonawcy sprzed wieków, który aż z taką anielską cierpliwością zdołał szalenie gęstym splotem utkać cały dywan. A jak wyglądała powierzchnia? Aksamitnie i świeżo. Dywan wyglądał jak nowy  i w dodatku dopiero przywieziony z pralni z zabiegów odświeżających, a pochodził z XVII wieku. Tak gęstemu i ścisłemu splotowi ząb czasu nie miał szans zaszkodzić.

A teraz wspomnę o tym, do czego tak wspaniałe kobierce były używane. Otóż w Turcji były przeznaczone najczęściej do celów religijnych. Wyznawcy islamu rozwijali je do modlitw, które musieli odmawiać pięć razy w ciągu doby. Kobierce używane jako tkaniny modlitewne miały większą wartość niż te, których używano do położenia na podłodze w domach czy w namiotach, aby chronić się przed zimnem. Ale i o tym zapewne decydowała pozycja majątkowa, w każdym razie dywan do modlitwy musiał być wyjątkowy.  

W XV wieku zaczęto sprowadzać kobierce do Polski. Niektóre z nich uważano za dzieła sztuki o ogromnej wartości materialnej i dlatego były niezwykle drogie. Stanowiły dekorację w arystokratycznych domach, świadczącą o wyjątkowo wysokim statusie materialnym właściciela, a w kościołach kładziono je przed ołtarzem. Takie kobierce były sprowadzane na indywidualne zamówienie. Były też i takie, które spełniały funkcję dywanów przeznaczonych do codziennego użytku w dworkach i szlacheckich domach. Wzory z kobierców były też inspiracją do tworzenia malowideł ściennych zarówno w kościołach jak i w kamienicach prywatnych. 

Na terenie Anatolii kobierce tkano już w V wieku p.n.e. Później manufaktury powstawały w różnych miastach. Kobierce wykonywano według ściśle określonych schematów, ozdabiając je ornamentami geometrycznymi, nawiązującymi do przyrody. Posiadały charakterystyczne wzory i sploty, umożliwiające znawcom rozpoznawanie miejsca w którym zostały wykonane. W ornamentyce najczęściej można się doszukać postaci ptasich i kwiatów. Kobierce modlitewne ozdabiano też wzorami symbolicznymi i kolumnami przedstawiającymi wejście do świątyni. Kobierce tkano z wełny, czasem z jedwabiu dodając niekiedy złote i srebrne nici z metalu. 

Wchodząc po wykładzie, do pomieszczenia w którym ulokowano ekspozycję mogłam już rozróżnić kobierce modlitewne od dekoracyjnych.

Cechą charakterystyczną kobierców modlitewnych jest szeroka bordiura, ozdobiona często motywami roślinnymi. 

Kobierzec modlitewny
Powierzchnia dywanów dekoracyjnych, w całości była ozdobiona wzorami.

Kobierzec dekoracyjny

Kobierce były też przedstawiane na obrazach w średniowieczu i w renesansie. Malowano je z najdrobniejszymi szczegółami. Kobierce które znalazły się na obrazach znanych artystów, określano nazwiskami tych malarzy. Używano określeń: dywany Lotto, dywany Holbein, dywany Memling.
Włoski artysta Lorenzo Lotto namalował kobierzec na obrazie „Jałmużna św. Antoniego” (1542 r.). Obraz znajduje się w Bazylice św. Jana i Pawła w Wenecji.
Lorenzo Lotto, Jałmużna św. Antoniego
Kobierzec anatolijski został namalowany również na obrazie Hansa Memlinga, przedstawiającym Madonnę z Dzieciątkiem i ze św. Jacques i Dominikiem. 


środa, 15 stycznia 2014

O noworocznych postanowieniach



Już bardzo długo nic się nie pojawiało na blogu. Dni pomknęły jak szalone i nawet się nie obejrzałam, kiedy minęły trzy tygodnie. A tak całkiem ostatnio znów byłam w muzeum na ciekawym wykładzie i oczywiście o tym napiszę, ale jeszcze 2-3 dni trzeba będzie poczekać. 

Czy też niedawno myśleliście o tym, że początek roku to czas postanowień? To bardzo powszechne i obowiązkowe, niemal jak jajka na Wielkanoc. I dobrze. Ale niełatwo odpowiednio je wyznaczyć i nadać im właściwą strukturę, aby nie były pobożnym życzeniem do ewentualnego, czy też rychłego odpuszczenia. Mają być  w sam raz wpasowane we własny biograficzny format a potem pilnowane, aby nie spełzły na niczym. Pewnie każdy jakieś ma. Noworoczne postanowienia mają też wnieść świeżość i coś zmienić na lepsze. A ten rok, który minął był dla mnie okropny, prawie pod każdym względem. Jednym słowem straszny. Istna kumulacja zła wszelkiej maści. Ogólnie czasy stają się coraz bardziej sprzyjające akceptacji różnorodnych dokuczliwych paranoi. Nie cieszę się z tego, że nie tylko dla mnie ostatni rok był koszmarny, ale przynajmniej mam jeszcze bardziej wyraźną świadomość, że nie jestem jedynym na świecie wybrańcem pecha, o ile to w ogóle można nazwać pechem.

A teraz napiszę o dużo przyjemniejszej  rzeczy. Otóż pod koniec roku postanowiłam założyć nowy blog kulinarny. Wspomniałam już kiedyś, przy okazji publikowania jednej z potraw, że z czasem podzielę się przepisami na pyszności, które zgromadziłam przy różnych okazjach. Chociaż w dziedzinie kulinarnej mistrzem z pierwszego szeregu absolutnie nie jestem – a  gotować lubię tylko wtedy, kiedy znajduję ciekawe inspiracje i wtedy też chętnie je interpretuję według własnego uznania. Potrawy, dania czy słodkości, które wybieram i przyrządzam z reguły są szybkie i proste w przygotowaniu i co najważniejsze SMACZNE!  Zapraszam do odwiedzania nowego bloga kulinarnego, chociaż na razie posiada jeszcze bardzo skromną zawartość. Teraz stopniowo będę publikować przepisy i czekać … aż się okaże, że czytelnicy zaczną znajdować  tam inspiracje:) A kolejne przepisy już jutro!




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...