Właściwie to coś tam sobie robię, chociaż mam wrażenie, że zupełnie nic mi nie idzie do przodu. Pogoda pochmurna, szara, po pierwszych ciepłych dniach nęka mnie przenikliwe zimno i zupełnie chyba przez te anomalia wszystko mi poszarzało i się wlecze. Tu i tam utworzyły mi się odłożone na potem „zapasy” .
Napisałam co prawda ambitnie o Florencji, która przyciąga moje myśli szczególnie wiosenną porą, właśnie w maju , ale pełna blasku stolica Toskanii zupełnie nie wpasowała się w mój nastrój podporządkowany północnoeuropejskiej pogodzie
i post o florenckim spacerze, póki co czeka na ciepło słońca i końcowy szlif
w ołówkowym notesie. W wersji ołówkowej „zakonserwowałam” jeszcze inny post, ale to kolejny majowy „zapas” , który sam się odłożył na później.
W sobotni poranek zauważyłam też inne „zapasy” w postaci kilku zdekupażowanych drobiazgów do wykończenia a między nimi też doniczki na zioła. Zabrałam się więc za wykańczanie tych „dzieł”, ale przebrnęłam tylko przez dwa, bo odkryłam kilka innych „zapasów” w całkiem innym zakresie, również odłożonych na później i pod ciśnieniem terminów to właśnie nimi zajęłam się
w pierwszej kolejności.
W każdym razie z doniczkami dobrnęłam już prawie do końca. Co prawda lepsze byłyby osłonki aluminiowe, czy ocynkowane, ale pierwszą warstwę farby położyłam już dawno więc osłonki jeszcze sobie poczekają. Przy tej zdecydowanie niekorzystnej aurze malowało mi się też niezbyt dobrze, ale zioła w nich będą sobie na razie rosły.
Już jutro 1 czerwca a ja siedzę w wełnianych skarpetach , bez jakiejkolwiek werwy do czegokolwiek. Trzeba się jednak zerwać i wykrzesać nieco energii, żeby nie daj Boże nie pozwolić aurze „zakonserwować” się na dobre. Myślę, że najlepsza będzie gorąca zielona herbata i… do dzieła!
pięknie wyszły te doniczki!
OdpowiedzUsuńja dziś odtajam po cięzkim maju..
dziękuję,
OdpowiedzUsuńto fakt - maj był jakiś trochę ciężki...