wtorek, 17 września 2013

Cortona

Długie milczenie na blogu oznacza to tylko jedno, że dzieje się wiele ważnych i mniej ważnych rzeczy, czy też wręcz niekiedy mało atrakcyjnych, ale w każdym razie jest ich sporo i wszystkie pożerają czas. Wypadłam trochę z rytmu pisania, pogubiłam nieco różnych wpisów, ale na pewno nie te toskańskie! Zabieram się więc szybko za nadrobienie notek, w pierwszej kolejności z uroczych odwiedzonych latem miejsc. Witam serdecznie nowych obserwatorów bloga, a wśród nich moją koleżankę Justynę:) z którą zwiedzałam Toskanię, miło mi bardzo, że cały czas tu zaglądacie!

Dzisiaj powracam blogowo do Cortony. Cortona mnie urzekła zupełną odmiennością toskańskiej aury, będącej przeciwieństwem gwarnej turystycznej atmosfery innych zwiedzanych miasteczek, które wpisują się w toskańskie klimaty. Już sam widok miasta położonego na wzgórzu jest niezwykły. Domy i budynki przyklejone do łagodnego stoku wzniesienia są wyjątkowo zgrane z naturą, malowniczo zawieszone na łagodnym stoku w jakiś genialny sposób zwiększają przestrzeń ukształtowaną przez przyrodę. Miasto zostało założone przez Etrusków jako jedna z 16 osad na terenach Toskanii.



Świadomość istnienia wielu zabytków szczycących się ciekawą architekturą, nie spotykaną w żadnym innym toskańskim miasteczku i wielu miejsc związanych z życiem niezwykłych postaci, z każdą chwilą utwierdzała mnie w przekonaniu, że do Cortony trzeba będzie koniecznie powrócić i to co najmniej na cały dzień. Jest tu muzeum etruskie i diecezjalne, a pośród stromych i krętych uliczek prowadzących do placów i kościołów, jest wiele spokojnych miejsc, w których zahipnotyzowani urokiem miasta przybysze chętnie przysiadają w kafejkowych ogródkach na espresso americano. Tam chronią się przed upałem i w atmosferze sielankowego luzu ratują przed sennością i orzeźwiają lodami.



Cortona jest rodzinnym miastem znakomitego malarza baroku – Pietro da Cortona, wyjątkowego mistrza w operowaniu toskańskim światłem. Artysta został zaproszony do Rzymu przez papieża Urbana VIII, aby tam pracował razem z Berninim i Borrominim. Jeśli dobrze wyłowiłam z całego potoku informacji, to właśnie Pietro da Cortona zaprojektował pałac papieski w Castel Gandolfo. Zwiedzając kilka kościołów w Cortonie, prawie w każdym z nich spotyka się ołtarze ozdobione obrazami tego artysty. Wszystkie są oryginalne i niezwykłe, ze względu na kontrasty barw. W każdym dziele przedstawiającym jakąś biblijną scenę artysta w sposób unikalny właśnie za pomocą niemal mistycznego operowania światłem wydobywał syntezę treści i najważniejsze przesłanie. A toskańskie światło wcale nie jest takie łatwe do ujarzmienia. Przekonałyśmy się o tym na własnej skórze, chwytając w ekran aparatów pejzaże, zabytki i detale. Często zdjęcia wychodziły lekko prześwietlone, zupełnie tak jakby były robione trochę pod słońce. Najtrudniejszym orzechem do zgryzienia była biel, od której światło odbijało się tak intensywnie, że wokół powstawała jasna mglista aura. 

Spacer po Cortonie oznacza ciągłe wspinanie się pod górę. Tłumy turystów spokojnie snujące się po uliczkach, placach, przystające od czasu do czasu przed zabytkami, w żaden sposób nie zakłócają życia codziennego mieszkańców. Miejscowi są całkowicie pochłonięci swoimi codziennymi zajęciami i to z pewnością w dużym stopniu na tym polega urok miasteczka. Cortona jest fenomenalnie niesztampowa. Nie przesiąkła do końca tym, co swoimi dyktują przybysze wymaganiami i życzeniami, chociaż roi się tu od turystów przyjeżdżających przede wszystkim za sprawą amerykańskiej pisarki Frances Mayes autorki książek „Pod słońcem Toskanii” i „Rok w podróży”.


Do miasta weszliśmy przez bliźniaczą bramę w murach etruskich, zbudowanych między IV a III wiekiem p.n.e. Otaczające Cortonę mury mają około 3 km długości i na przestrzeni wieków były kilka razy gruntownie przebudowywane. Najpierw w czasach imperium rzymskiego, a potem w średniowieczu, kiedy to zostały dotkliwie zniszczone w czasie walk gwelfów z gibelinami. Elementami pochodzącymi z czasów etruskich są fundamenty i najniższe partie ścian zbudowane z masywnych, prostokątnych szarych kamieni. Pomysł architektoniczny bramy, zbudowanej z dwóch jednakowych łuków również należy do Etrusków.


Po drodze do katedry zatrzymaliśmy się przy pomniku św. Małgorzaty z Cortony. Słuchaliśmy opowieści naszej przewodniczki o niezwykłej aktywności św. Małgorzaty, która w średniowiecznej Cortonie swoją charyzmatyczną osobowością wywierała ogromny wpływ na życie duchowe mieszkańców. Sama w swoim życiu dokonała całkowitej przemiany a potem przeogromnym zaangażowaniem w niełatwą pracę i siłą własnej osobowości poczyniła spore zmiany w całym mieście, otaczając troską chorych i ubogich. Nawet Dante Alghierii przybył do Cortony, aby osobiście ją poznać. 

Małgorzata przyszła na świat w 1247 r. a w wieku 16 lat związała się z właścicielem zamku w Montepulciano, z którym wiodła rozpustne życie, ku niewyobrażalnemu zgorszeniu całej okolicy. Pewnego dnia znalazła ciało zamordowanego kochanka, odgrzebane przez psa. Rodzice Arseniusza wypędzili ją z zamku wraz z synem. Wtedy nastąpił moment w którym jej życie uległo całkowitej zmianie. Udała się do Cortony i zaczęła pracować w przytułku dla chorych, aby utrzymać siebie i syna. Później została tercjarką i zaczęła coraz częściej praktykować pokuty i posty, nawołując do tego również innych. Małgorzata wywierała tak wielki wpływ na grzeszników, że ci ściągali do Cortony z całych Włoch a nawet z zagranicy, aby zasięgnąć rady u Małgorzaty. Niezmordowana w swojej pracy założyła w Cortonie szpital i zorganizowała grupę kobiet nazywanych wówczas poverelle, które opiekowały się biednymi. Święta umarła w 1297 r. a jej ciało znajduje się w Kościele św. Małgorzaty. Jest patronką fałszywie oskarżonych, reformatorów i prostytutek.


Idąc pod górę dotarliśmy na rozległy plac przed katedrą Santa Maria Assunta, stojącą w jednym z wyżej położonych miejsc w mieście, przy samej krawędzi potężnych murów. To jedno z piękniejszych miejsc w całej Cortonie. Wyrównując oddech po niedługiej wspinaczce, ponownie mogliśmy do woli popadać w zachwyt i sycić się widokami przepięknej panoramy na Val di Chiana rozlegającej się u stóp Cortony. 


W budynku dawnego małego kościoła, stojącego naprzeciw katedry ulokowano muzeum diecezjalne, które jest uznawane za jedno z najważniejszych w całej Toskanii ze względu na kolekcję dzieł sztuki wyróżniających się wyjątkową wartością artystyczną, jak na przykład obrazy Fra Angelico - mistrza z Fiesole.



Przyszedł czas na zwiedzanie katedry. Architektura wnętrza katedry zadziwia. Wszystkie elementy ozdobne zostały tu rozmieszczone według dokładnie opracowanego schematu symetrii i geometrii. Zaskoczyło mnie też niekonwencjonalne połączenie renesansu z barokiem, w które gdzieniegdzie wplatały się jeszcze elementy z epok wcześniejszych. Przewodniczka przybliżyła nam pokrótce dzieje budowy świątyni i pomogła ogarnąć to wszystko w kilku chwilach, co prawda nie fachowym, ale względnie analitycznym okiem.



Informacje turystyczne przekazane przez przewodniczkę w trakcie zwiedzania katedry, wprowadzały w najważniejsze zagadnienia historyczne. Świątynia powstała w XVIII w. na miejscu starego kościoła z IV wieku, który z kolei stanął na ruinach starożytnej świątyni pogańskiej. Wyrazista ciągłość i harmonia zachodząca pomiędzy następującymi po sobie epokami, które niby jedna po drugiej spychają się mroki przeszłości, lecz jednocześnie nadal współistnieją obok siebie w sposób widoczny, a to jest właśnie istota rzeczy, która w dużym stopniu decyduje o unikalnej aurze Cortony. Wewnątrz katedry znajduje się wiele dzieł sztuki pochodzących z różnych kościołów w Cortonie, które zostały zniszczone, albo utraciły swój charakter sakralny i zmieniły przeznaczenie, stając się np. muzeum. Po pół godzinnej i jednokrotnej wizycie w katedrze trudno ogarnąć wszystko pamięcią. Słuchając informacji turystycznych przez moment kontemplowaliśmy obraz Pietro da Cortona „Nativita del Gesu”. Kilka chwil później chwyciłam w obiektyw niezwykle ekspresyjną Pietę, stojącą w renesansowej niszy z kolorowego marmuru, zadumałam się też przed znanym obrazem – również autorstwa Pietro Berrettiego „Pokłon pasterzy”, no i trzeba było iść dalej.


Cała grupa zgodnie dążyła do tego, aby razem odwiedzić możliwie jak najwięcej miejsc w takim tempie, żeby zaoszczędzić jak najwięcej minut na czas wolny. Takim turystycznym tempem doszliśmy do kościoła San Francesco. 


Tam  znajduje się inny obraz Pietro da Cortona - „Zwiastowanie”. To ostatnie dzieło w życiu artysty, w którym oświetla nie tylko główna scenę, ale także postacie anielskie ponad głowami Maryi i Archanioła Gabriela.

Pietro da Cortona Zwiastowanie
W głównym ołtarzu oglądaliśmy przepiękny relikwiarz z drzazgą z krzyża Chrystusa. Arcydzieło można oglądać z bliska, wchodząc po dwubiegunowych schodach za ołtarzem. Być może przed relikwiarzem stałam za krótko, bo chociaż całe dzieło dokładnie obejrzałam, to jednak nijak nie mogłam się dopatrzeć, gdzie znajduje się drzazga. A może istnieje jakaś tajemnicza reguła, według której relikwia nie jest widoczna dla wszystkich oglądających? : )



Snując się spacerkiem, pomiędzy sklepikami z ceramiką, skórami i pachnącym mydłem szliśmy w kierunku ratusza i centrum Cortony. Na jednym z odcinków szlak spacerowy prowadził wzdłuż murów. Przed jednym z domów zobaczyłam cały stos dachówek, ułożonych przy murze, były dość duże, mogły mieć ok. 40-50 cm długości i około 25 cm szerokości. 
Oczywiście zaraz przyszło mi do głowy, że dobrze by było przywieźć taką pamiątkę, aby potem na niej namalować, albo zdekupażować – może jakąś średniowieczną budowlę, anioła, albo toskański pejzaż. Cokolwiek. Najważniejsze, żeby to było na toskańskiej dachówce. 
Rozejrzałam się kilka razy w poszukiwaniu potencjalnego właściciela, aby jedną sztukę odkupić, bo nie koniecznie chciałam uciekać przed jakąś strażą miejską, ale wokół nie było żywej duszy, a zewsząd patrzył tylko monitoring: ) Wobec tego nie udało się przywieźć spontanicznie wypatrzonej pamiątki i tworzenia na dachówce na razie nie będzie.



Wczesnym popołudniem wybrałyśmy się do Bramasole, domu Frances Mayes, odległego około 2,5 km od centrum Cortony. Najpierw trzeba było iść w stronę parku. Po drodze minęłyśmy fontannę ozdobioną dwiema postaciami nimf, oplecionych wężowatymi delfinami. Ich elastyczne postacie, wygięte w dość jogicznej pozycji są nadzwyczaj oryginalne.



Szeroką żwirową promenadą o długości około kilometra doszłyśmy do drogi wijącej się w cieniu cyprysów i co tu dużo mówić, znalazłyśmy się niemal na toskańskiej wsi – niemal – bo wiejskie pejzaże oglądałyśmy ze stoku wzgórza.



Bramasole jest urocze. Dom stoi na niewielkim wzniesieniu, a w murze otaczającym posesję znajduje się niewielka nisza porośnięta wokół lawendą a w niej rozbrajająco piękna kapliczka. Nie mogło jej tu zabraknąć, bo jest nieozdownym elementem ideału toskańskiej willi, tym bardziej, że została wykonana w stylu toskańskiego artysty della Robbia. Chociaż Madonny w Toskanii „trącają się łokciami” – jak napisał Ferenc Mate, to w żadnym wypadku wizerunki Madonn w przydrożnych kapliczkach nie kwalifikują się jako szablonowe. Sprawa istnego gąszczu kapliczek wygląda inaczej w przypadku wskazywania innym drogi. Mówiąc komuś, aby skręcił „przy Madonnie” oznacza, że może skręcić wszędzie, a jeśli skręci „przy Madonnie” to na pewno trafi wyłącznie tam, gdzie los go zaprowadzi. 


W drodze powrotnej z Bramasole przeżyłam swoją przygodę ze żmiją, pamiętacie? Ale przecież w Toskanii i tak króluje łagodność i spokój. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za pozostawione komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...