W ostatni ciepły weekend wybrałam się do pobliskiego lasu – najpierw wczesnym rankiem na chodzenie z kijkami a później na rower. Na drzewkach czarnego bzu ciągle jeszcze wisiały duże baldachy ciemnych jagód. Szkoda byłoby nie zaczerpnąć z darów przyrody, do nich też trzeba podchodzić praktycznie. Nazbierałam dwie reklamówki owoców czarnego bzu, do domu wróciłam z pełnym plecaczkiem i zabrałam się za przetwory.
Zanim zrobiłam sok, znalazłam różne przepisy a ten, który wybrałam znajduje się tutaj.
Na czas przeziębieniowo – grypowy przygotowałam obydwie „opcje” soków z czarnego bzu. Czerwcową z intensywnie pachnących białych kwiatów i tą jesienną z owoców. To już ostatnie dni na nazbieranie mocno dojrzałych owoców, zanim zaczną wysychać. Naprawdę warto!
Podziwiam i zazdroszczę. Mi by się nie chciało:) ani zbierać ani przetwarzać;)Chcenie to raz a dwa skąd wziąć czas?
OdpowiedzUsuńTak jakoś przy okazji wyszło. Też podziwiałam czarne baldachy owoców:) i szkoda było je zostawić wszystkie w lesie:)
UsuńWspomnę jak będę przeziębiona, oby nieeeee.
OdpowiedzUsuńNo właśnie oby nie..
UsuńNie doczytałam się jednak żadnych przeciwwskazań co do spożywania syropu przez zdrowe osoby:) Jakkolwiek będzie ze zdrowiem też wspomnę:)
zawsze te soki są pyszne i świetnie wzmacniają :)
OdpowiedzUsuńtez robiłam w tym roku :)
i ładnie pachną... zwłaszcza te z kwiatów:)
Usuń