We
wtorek 19 marca wcześnie rano pojechałam na uroczystą inaugurację pontyfikatu Ojca
Świętego Franciszka. Odcinek drogi który, musiałam przejść od przystanku metra
na Plac św. Piotra nie był długi, jednak w kierunku Placu od samego
rana podążały tłumy ludzi. Wokół panował charakterystyczny dla takiego rodzaju
okoliczności rozgardiasz, niezwykłe ożywienie, radość i powaga
jednocześnie. Minęłam kilka grup idących niezbyt szybko i po kilkunastu
minutach byłam już na Placu św. Piotra. Nie
spodziewałam się, że dojdę aż tak prędko, tym bardziej, że przed wejściem były
jeszcze trzy kontrole. „Zajęłam” sobie
miejsce niedaleko Fontanny Świętego Oficjum, znajdującej się po prawej
stronie Placu.
Druga
fontanna jest usytuowana symetrycznie, po przeciwnej stronie Placu i jest
nazywana Fontanną czterech papieży. Obie mają takie same wymiary:
28 metrów średnicy i 8 metrów wysokości. Obie należą do
najpiękniejszych w Rzymie. Różnią się umieszczonymi na nich znakami
herbowymi papieży, którzy polecili je zbudować i upiększać. Fontannę
świętego Oficjum zbudował Carlo Fontana w czasie trwania pontyfikatu
papieża Klemensa X. Została więc przyozdobiona herbem tegoż Ojca Świętego,
oraz herbem papieża Pawła VI – gdyż w czasie Jego pontyfikatu odnawiano tą
fontannę. Na drugiej - Fontannie
Czterech Papieży, zbudowanej przez Carlo Madernę umieszczono herb Pawła V
– gdyż fontanna była zbudowana w czasie Jego pontyfikatu (1613 r.) Trzy kolejne
herby należą do papieży: Innocentego III, Aleksandra VI
i Aleksandra VII, ponieważ w czasie trwania tych pontyfikatów
Fontanna była upiększana.
Na Plac
Św. Piotra dotarłam dużo wcześniej przed rozpoczęciem uroczystości. Pogoda była sprzyjająca i słoneczna, tylko
nieliczne białe chmury płynęły po błękitnym niebie. Kilka razy powiał wiatr
od strony zachodniej i z każdym
podmuchem należało się spodziewać orzeźwiającego prysznica od fontanny.
Próbowałam
znaleźć odpowiednią częstotliwość radiową, żeby skorzystać z transmisji, zanim
rozpocznie się Msza św. Inauguracyjna. Znalazłam stację radiową
języku włoskim a to bardzo przydało się później, bo mogłam słuchać relacji
w czasie, gdy Ojciec Święty udał się do Bazyliki, kiedy zakończył objazd
Placu swoim papamobile.
Jeśli
przyjście na Plac 1,5 godziny przed czasem można traktować jako duży „zapas”,
to i tak okazał się niewystarczający, żebym mogła przepchnąć się do
barierki, przy alejce, którą przejeżdżał papież Franciszek. Patrząc na telebim,
mogłam na bieżąco orientować się, w której części Placu znajduje się
Ojciec Święty jadący w papamoblie. Gdy papież zbliżał się do alejki, do której
miałam najbliżej, zaczęłam się martwić, że wcale Go nie zobaczę. Cóż tam się
wtedy zaczęło dziać! Ano właśnie to, co z reguły dzieje się na
uroczystościach tak wielkiej rangi. Ludzie wskakiwali „na barana”, podskakiwali,
aby lepiej widzieć papieża, wołali Ojca
Świętego i skandowali Jego imię: Francesco! Francesco! W górze wyrósł
nagle las tysięcy rąk, trzymających aparaty fotograficzne, cyfrówki, iPady,
tablety, smartfony i wszelkie istniejące wynalazki elektroniczne , które tylko nadawały się do uwiecznienia tej wyjątkowej chwili.
Otoczona
z każdej strony tłumem, pochłonięta całkowicie atmosferą powszechnie panującego
wielkiego wzruszenia i podniosłego nastroju wcale nie myślałam o włączeniu
w swojej cyfrówce trybu fotografowania seryjnego. Papamoblie jechał bardzo
szybko i równie szybko Ojciec Święty trzy razy znikał mi z pola
widzenia, to za transparentami, to za flagami, to za tłumem. Byłam jednak
bardzo zaskoczona, że odległość od alejki nie jest tak duża, jak wcześniej
oszacowałam. Mogło to być w rzeczywistości
około 10 metrów a Ojca Świętego stojącego na podwyższeniu w papamobile
widziałam dosyć dobrze. A zdjęcie? No cóż, może się uda następnym razem. Po
komunii do samego końca Mszy św. stałam już przy barierce. Odległość od ołtarza
była nadal duża, ale widok był dobry.
Po zakończeniu Mszy św. Ojciec Święty przyjmował w Bazylice Królów, Królowe i Delegacje
dostojników państwowych a na telebimach
wciąż jeszcze trwała transmisja z tego wydarzenia.
Zaraz,
gdy transmisja dobiegła końca, nawet nie wiadomo kiedy ustawiła się duża kolejka
ludzi zamierzających wejść do Bazyliki.
Okazało się, że już po chwili Bazylika została otwarta. Tego dnia grób
bł. Jana Pawła II i Konfesja św. Piotra były bardzo oblegane
przez wiernych i turystów. Pomimo
tłumu i tego unikalnego, uroczystego rozgardiaszu, ludzie byli jednocześnie wyciszeni
atmosferą tego wyjątkowego dnia.
W tak
podniosłym nastroju, który panował nadal,
nawet nie pomyślałam, żeby tym razem zwiedzać
Bazylikę. Ulokowałam się w ławce przed „Przemienieniem” Rafaella
Santiego, a następnie kontemplowałam
piękno i najwyższej klasy kunszt artystyczny Konfesji św. Piotra.
Gdy
wyszłam już z Bazyliki, nadszedł najwyższy czas, aby pomyśleć o obiedzie.
Spacerowałam sobie uliczkami w okolicach Placu św. Piotra, zapełnionych
uczestnikami uroczystości i wypatrywałam odpowiedniego miejsca.
A papież Franciszek spoglądał z plakatów na „wygłodniałych”
pielgrzymów, którzy tłumnie rozsiadali się
w restauracyjnych ogródkach i na całe gardło rozprawiali
o wspaniałości przeżytej uroczystości i oczywiście o papieżu, który
swoim mocnym i ciepłym głosem, u progu swojej drogi Biskupa Rzymu
wezwał do troski o przejrzystość wiary chrześcijańskiej na co dzień, do troski o tych najmniejszych pośród
nas i do radości z bogactwa duchowego.
Po
obiedzie pojechałam na Plac Hiszpański a stamtąd jeszcze w wiele innych
miejsc, chwila po chwili smakując klimat
Wiecznego Miasta, ale to już temat na kolejny wpis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za pozostawione komentarze.