niedziela, 14 kwietnia 2013

WYPRAWA DO RZYMU



Gdyby nie tytuł postawiłabym pytanie: Zgadnijcie gdzie byłam?  Na pewno nie trudno odgadnąć, bo już wcześniej zamieściłam w galerii część zdjęć z mojej rzymskiej wyprawy. Nie będę też pisać dlaczego umyka mi czas i ostatnio pisze mniej niż bym chciała, bo powody są stale te same, ale jestem wdzięczna moim stałym Czytelnikom i tym którzy tu zaglądają od czasu do czasu. To mnie cieszy, mobilizuje i naprawdę nie przesadzę, jeśli powiem, że też wzrusza.  

 
 
Jeśli chodzi o mój wyjazd do Rzymu - tym razem zupełnie niczego nie planowałam i całkiem spontanicznie znalazłam się w Wiecznym Mieście, w wyjątkowym i pięknym dla nas wszystkich czasie. Pojechałam na inaugurację pontyfikatu papieża Franciszka a sprawił to niezwykły splot okoliczności. Otóż w środę 13 marca, z samego rana, kiedy jeszcze trwało konklawe kupiłam bilety na samolot do Rzymu. Tak jak zapewne wielu spośród Was chciałam koniecznie tam być właśnie wtedy, gdy wybierano nowego papieża. Pomyślałam, że skoro ostatnie dni obfitują w mnóstwo niezwykłych wydarzeń, to może i konklawe będzie dłuższe i uda mi się zobaczyć na własne oczy ten biały dym. No, ale ta myśl zdezaktualizowała się jeszcze tego samego dnia wieczorem. Wybrano papieża Franciszka! Radość i zaskoczenie. Na drugi dzień było już wiadomo, że inauguracja będzie 19 marca. Pasowało to idealnie do terminu mojego wyjazdu.  A więc radości co niemiara!

W Rzymie wylądowałam w niedzielę wieczorem. Długo mnie tam nie było. Od beatyfikacji Ojca św. Jana Pawła II. Autobus z lotniska zawiózł mnie na Piazza Cavour, a stamtąd pojechałam do hotelu, położonego nieco dalej od centrum.
Na drugi dzień z samego rana pojechałam sobie do Bazyliki św. Piotra. Idąc w kierunku Placu św. Piotra mogłam cieszyć się wiosną, choć nie było wiele cieplej niż w Polsce.  



Przed Bazyliką trwały właśnie przygotowania do uroczystości  inauguracji pontyfikatu. Właśnie układano dopiero co powieszoną bordową kotarę pod balkonem Błogosławieństw, na którym zaledwie 5 dni wcześniej stanął nowo wybrany Papież.

Wewnątrz Bazyliki było jeszcze zupełnie cicho i prawie pusto, były tam zaledwie trzy grupy turystów. Przy grobie Jana Pawła II, który znajduje się w Kaplicy św.Sebastiana, było zaledwie kilka osób.
 
Przy najsłynniejszym na świecie i obleganym zazwyczaj przez pielgrzymów i turystów pomniku św. Piotra, (trzymającego klucze Królestwa Niebieskiego)  Tutaj też nie było tłumów. To niecodzienny widok.

Zazwyczaj turyści ustawiają się tu w kolejce, aby dotknąć i ucałować stopę św. Piotra, prosząc aby kluczami powierzonymi Mu przez Chrystusa otworzył każdemu z nich Bramy Nieba. Pomnik św. Piotra, wykonany z brązu stoi na marmurowym cokole,  wykonanym  z zielonego, sycylijskiego marmuru, nazywanego „marmurem św. Piotra”. Tłem pomnika jest czerwono- złota mozaika. W dniu 29 czerwca przypada uroczystość św. Piotra i tego dnia postać Apostoła jest ubierana w odświętne szaty, tiarę, stułę i pierścień.

Doskonałość każdego detalu dzieł sztuki; intarsji, sarkofagów, ornamentów i misternie ułożonych mozaik, zachwyca coraz bardziej z każdą chwilą przebywania w Bazylice. Mozaiki zdobią czasze kopuł, pendentywy,  w tej też technice wykonano kilka obrazów. Największym obrazem jest „Przemienienie”, o którym już kiedyś wspominałam. Mozaiki zdobiące Bazylikę św. Piotra prezentują najwyższą klasę artystyczną. 
Artyści uzyskiwali materiał stapiając minerały ze szkliwem, dodając do tego odpowiednie barwniki.  Prawdopodobnie,  tym sposobem potrafili uzyskać  28 tysięcy kolorów i odcieni. Pierwsze mozaiki, którymi ozdobiono obecną Bazylikę pojawiły się w XVI w. Aby je wykonać, najpierw trzeba było pokryć ścianę gipsem, potem nanieść szkic obrazu, wraz z kolorami i dopiero na tak przygotowanym podłożu układano odpowiednie kostki sześcienne  o  boku 1 centymetra.
Wychodząc Bazyliki zauważyłam, że dźwig używany do prac przygotowawczych stał sobie wewnątrz kościoła, przy Kaplicy Chrztu, pośród wspaniałych marmurowych intarsji. Nie byłam tam jedyną osobą, którą ten widok niebywale rozweselił.
Chciałam odwiedzić jeszcze wiele miejsc, więc stwierdziłam, że najlepiej i najszybciej będzie „przemieszczać się” metrem i tak też zrobiłam. Po niedługim czasie dotarłam do Bazyliki Matki Bożej Anielskiej i Męczenników, zbudowanej na ruinach tepidarium (sali do wypoczynku) należącego do kompleksu Term Dioklecjana,  ukończonych w 305 r.  Wchodząc, po lewej stronie znajduje się rzeźba polskiego rzeźbiarza Igora Mitoraja, przedstawiająca głowę Jana Chcrzciela. Ten sam artysta zaprojektował również drzwi do tejże Bazyliki.

Z Bazyliki wychodzi się na Piazza Repubblica. Chciałam „podziwiać” usytuowaną centralnie fontannę, a to szalony pomysł,  ze względu na ruch samochodowy i oczywiście okazało się to niewykonalne, choć niektórzy nie dawali za wygraną. Na zdjęciu robionym pośród tego dziwnego rozgardiaszu  jakimś cudem uchwyciłam  tylko jeden (mini)samochód, ale zapewniam, jest to widok mało realistyczny…  Naprawdę był, ruch,  trąbienie, szum, hałas i wszystko inne związane w godzinami porannego szczytu i to jeszcze w dodatku rzymskiego. 


Przy okazji widziałam naprawdę dzielnych do szaleństwa turystów, którzy wybrali się na zwiedzanie Rzymu odkrytym piętrowym autobusem, kiedy cały czas właściwie padało. Cóż i to ma to swój urok.

Wróciłam na Piazza dei Cinquecento i po raz pierwszy miałam okazję przyjrzeć się nowoczesnemu pomnikowi Jana Pawła II. Zaskakuje przede wszystkim swoim ogromem, monumentalnością i sprawia wrażenie niezwykle ciężkiego.

Po małej rzymskiej kawce przy barze, spożytej ku doładowaniu energii – powiedzmy i całkowitemu dobudzeniu, a było to konieczne ze względu na pogodę zdominowaną szarością i deszczem i do tego urozmaiconą wiatrem, ruszyłam dalej.  Grzechem jednak byłoby narzekać na cokolwiek w takich okolicznościach. No to wypiłam espresso, kupiłam parasol i poszłam do Bazyliki Santa Maria Maggiore. Na całe szczęście rozpadało się na dobre dopiero wtedy, gdy weszłam do przedsionka. Tak więc za sprawą deszczu w Bazylice Matki Bożej Większej spędziłam godzinę.

W Bazylice, z powstaniem której jest związana piękna legenda opowiadająca o papieżu Liberiuszu i Rzymianinie Janie, którzy we śnie ujrzeli Matkę Bożą, która powiedziała im, że w miejscu, w którym w lecie spadnie śnieg zostanie zbudowany kościół – znajduje się ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – Ocalenie Ludu Rzymskiego. Tak się złożyło, że w kaplicy Paulińskiej, w której znajduje się obraz akurat rozpoczynała się msza św. więc zostałam.

Innym cennym zabytkiem znajdującym się w Bazylice Matki Bożej Większej są relikwie żłóbka świętego.  Na soborze w Efezie w 431 r. ogłoszono Maryję Matką Boga. Z inicjatywy papieża pod prezbiterium skonstruowano Grotę Betlejemską. Jednak na przestrzeni wieków miejsce to było wielokrotnie przerabiane i upiększane. Dzisiaj można oglądać relikwiarz, w którym przechowywane są relikwie żłóbka.

Duże wrażenie sprawiają też monumentalne kolumny, oddzielające nawę główną od bocznych,  mozaiki barwnie opowiadające dzieje Mojżesza i Jozuego, ułożone wzdłuż nawy głównej, niemalże pod sklepieniem,  no i oczywiście starożytna mozaikowa posadzka.

Spacerując w okolicach Bazyliki Santa Maria Maggiore, dotarłam na Piazza San Martino Ai Monti w okolice Bazyliki San Silvestro. Uznałam, że super pięknie to tam nie jest. W pierwszym momencie zadziwiła mnie bryła architektoniczna kościoła i uznałam ją za niezbyt uroczą, ale po chwili zorientowałam się, że przecież oglądam Bazylikę z tyłu!


Idąc spacerkiem i tu znalazłam też wiosnę pod drzewkiem bonzai  i sklep z artystycznymi wyrobami z czekolady.
Pojechałam więc dalej, metrem oczywiście. Tym razem wysiadłam na Piazza Barberini. Zamierzałam poszukać  jakiejś restauracji , a więc sobie szłam i szłam, restauracji ani śladu, ale czyż pomimo pochmurnego nieba taki widoczek z perspektywą nie jest piękny?
Spacerkiem dotarłam do Fontanny di Trevi, a moje myśli wciąż krążyły wokół jednego tematu. A więc na obiad była pizza!
Odpoczęłam trochę przy tej okazji i poszłam w kierunku Panteonu.  Od czasu do czasu zawieszałam oko na sklepowych wystawach, chłonęłam atmosferę przytulnych, wąskich uliczek,  na których budynki są z reguły ozdobione tynkami - jak powszechnie wiadomo tu i tam ponadgryzanymi artystycznie zębem czasu - choć nie wszędzie.
Później już prawie pod koniec dnia poszłam na Kapitol. Stamtąd też podziwałam widok na Forum Romanum.

A to z pewnością najpiękniejsza wilczyca kapitolińska, jaką można zobaczyć. Wprost arcydzieło sztuki ogrodniczej.
Ze wzgórza Kapitolińskiego rzuciłam okiem na Forum Romanum.  Ponieważ Muzea Kapitolińskie były nieczynne z racji poniedziałku, poszłam więc w kierunku  Koloseum. 
Po drodze weszłam do kościółka św. Kosmy i Damiana. Niepozorne, skromne wejście prowadzi na dziedziniec, z którego dopiero wchodzi się do kościoła. Pośrodku znajduje się piękna fontanna z sylwetami koni a w czaszy fontanny pływające pomarańczowe,  żywe rybki.   

Bardzo dawno już tu nie byłam. Wnętrze kościółka na nowo zaskoczyło mnie wspaniałością dzieł sztuki. Kościół jest też wyjątkowo rozplanowany pod względem architektonicznym. Nie posiada naw bocznych a z tyłu, tam gdzie zwykle we wszystkich kościołach jest wyjście, znajduje się szyba, a raczej trzeba by było powiedzieć – szklana ściana, przez którą można sobie popatrzeć z góry na wystawę archeologiczną, na którą wchodzi się od strony Forum Romanum.
 
Później szłam nadal w kierunku Koloseum.

Okazało się, że pogoda definitywnie zmienia się na lepszą. Z każdą chwila robiło się coraz bardziej słonecznie i coraz cieplej, pomimo tego, że zbliżał się już wieczór. Teraz mogłam nareszcie wyplątać się z wełnianego szalika i pójść na lody.  

Przy Forum Trajana i Forum Augusta trwały jakieś prace archeologiczno – remontowe, dlatego też w kierunku Piazza Venezia musiałam iść wzdłuż Via dei Fori Imperiali.   

No tak, to chyba dopiero połowa z mojej rzymskiej wyprawy, albo nawet nie.  Wrócę więc do tematu i jeszcze w tym tygodniu opowiem więcej. W każdym razie mój pierwszy dzień pobytu w Rzymie zakończył się nie lada przygodą. Otóż wracając do hotelu, kiedy już zrobiło się ciemno i całkiem leciałam z nóg, najzwyczajniej w świecie hotel „zgubiłam”. Ciekawa perspektywa, na drugi dzień trzeba wcześnie wstać na uroczystość a tu jeszcze czas powrotu się przedłuża. Tak to mnie pilnował Anioł Stróż. Wsiadłam więc do taksówki, która po przejechaniu kilku zakrętów pod stromą górę, może po 3 minutach się zatrzymała, bo… była już pod hotelem.  A więc, jak najbardziej, można „zgubić” hotel będąc prawie na miejscu:)
Mam  też dla Was miłą wiadomość.  Już teraz zapraszam Was serdecznie do zabawy z nagrodą, a szczególnie moich stałych Czytelników. Trzeba będzie rozwiązać kilka zagadek fotograficznych związanych z Rzymem, no, może tak naprawdę to jedną (ciągle nad tym myślę) i moim zdaniem niezbyt trudną. O szczegółach zabawy i o nagrodzie napiszę już za tydzień. Jedyne co mogę zdradzić to tylko to, że nagrodą będzie moje zdekupażowane niewielkie „dzieło”. 


4 komentarze:

  1. Pięknie... Pozazdrościć. Tymczasem mój zasięg podróżniczy niezwykle na ten rok zmalał, także choć mnie to szalenie interesowało zawsze, obecnie moje drogi nie prowadzą do Rzymu. A szkoda, wielka szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prowadzą, prowadzą, tylko "rogatkę" trzeba podnieść:) w końcu WSZYSTKIE drogi prowadzą do Rzymu... Wybierz się kiedyś koniecznie:) od razu inaczej wszystko wygląda, jak od czasu do czasu "pooddycha się" atmosferą "Wiecznego Miasta" i napatrzy na jego piękno. Nie ważne ile razy się tam jedzie, Rzym jest tak niesamowity, że za każdym razem odkrywa się coś nowego.

      Usuń
  2. To był pierwszy dzień? To ja chyba nigdy w Rzymie nie byłam. Szkoda że w nagrodę nie zabierasz czytelników na wspólne zwiedzanie;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm..., czy ja napisałam, że nie zabieram?:)Na wszelki wypadek nie warto niczego wykluczać:)
      To prawda, nachodziłam się. Jednak w Rzymie moja energia ulega chyba jakiemuś "pączkowaniu":)

      Usuń

Bardzo dziękuję za pozostawione komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...