sobota, 27 lipca 2013

Spacerkiem po Montecatini

Montecatini Terme jest dużą miejscowością sanatoryjną, słynącą z wód mineralnych, miasteczkiem w rodzaju naszej polskiej Kudowej Zdroju. Jest tu kilka miejsc, w których znajdują się termy, gdzie kuracjusze zażywają leczniczych kąpieli, albo przychodzą na kurację wodą pitną. W Montecatatini był nasz hotel i właśnie stąd ruszaliśmy na zwiedzanie Toskanii północnej i tutaj też regenerowaliśmy nasze siły przed kolejnym dniem. Później na kolejne trzy noce naszą bazą hotelową było Chianciano Terme na południu Toskanii.



W Montecatini jest kilka miejsc, w których mieszczą się termy, albo źródła wód leczniczych. Poprzez lecznicze kąpiele, albo spożywanie wody o właściwościach leczniczych kuracjusze leczą tu schorzenia wątroby i dróg żółciowych a także zaburzenia metabolizmu przewodu pokarmowego.
Zaraz po przyjeździe poszłyśmy do Parku Salute, będącego właśnie jednym z miejsc, gdzie gromadzą się kuracjusze. Bilet do parku był w cenie 4 euro. Przy wejściu dostałyśmy kubki i dowiedziałyśmy się też, że nie powinno się wypić więcej wody, niż dwa kubeczki oraz, że pełna kuracja powinna trwać 12 dni. Nie było więc perspektyw na pełną kurację:( , jednak pobyt w parku był okazją, aby nieco podejrzeć jak to wypoczywają kuracjusze. A było na co popatrzeć zwłaszcza kiedy od stolików, przy których pili wodę zdrojową podrywali się do tańca i dając upust swojemu południowemu temperamentowi,  błyskawicznie przemieszczali się po „parkiecie” w takt argentyńskiego tanga. Te tańce wyglądały tu na konieczny i nieodłączny element kuracji. 



Spróbowałam oczywiście wody zdrojowej, która miała posmak lekko słonawy i wydawała się mieć trochę bardziej gęstą konsystencję niż zwykła woda, a poza tym była bardzo syta. W parku sanatoryjnym czekała na nas niespodzianka, o której już pisałam. Odbywał się tu festyn średniowieczny. Przy bramie wejściowej do parku zobaczyłyśmy barwny korowód średniowiecznych postaci. Można było popatrzeć na strzelanie z łuku, zobaczyć stroje z jakiegoś filmu, którego akcja toczy się w średniowieczu i wejść do namiotu krzyżowca.

Spacerkiem doszłyśmy do najstarszej części parku. Zauważyłyśmy tu też popiersie Napoleona. Czyżby się tu kurował? Wykluczone. Jednak na leczenie do Montecatini przyjeżdżało wiele znanych osób, w tym także pisarzy i poetów. Nasza pani przewodniczka wspomniała, że dłuższy czas przebywał tu na leczeniu George Byron i Jarosław Iwaszkiewicz. W Montecatini przebywała również Maria Curie Skłodowska, prowadząc swoje badania.


Spacerując po jednej z głównych ulic miasteczka wypełnionego w tej części przede wszystkim hotelami, zauważyłyśmy prawdziwie artystyczny żywopłot. Dowiedziałam się, że niedaleko Florencji, w okolicach Pistoi hoduje się właśnie takie żywopłoty odpowiednio je przycinając. Ogrodnicy - artyści „rzeźbią” w ten sposób przeróżne figury, które potem są wysyłane na zamówienie do ważnych parków i miejsc turystycznych w Europie.


 
Trafiłyśmy też na mini targ z ziołami i kaktusami.


Kurort Montecatini jest położony w dolinie, otoczony wzgórzami Apeninów. Jednak najstarsza część miasta, nazywana Montecatini Alto jest położona na górze, dokąd można wjechać kolejką – funicolare. Stał tam zamek, którego dzieje sięgają jeszcze czasów rzymskich. Do początków XX w. poza rozlewiskami wód źródlanych, o których już w starożytności wiedziano, że mają właściwości lecznicze wokół Montecatini Alto nie było jeszcze żadnej osady. Kurort, szeroko znany jako Montecatinini Terme zaczął się rozwijać dopiero w 1905 r. Wybrałyśmy się więc wieczorem na przejażdżkę kolejką do najstarszej części miejscowości. Funicolare funkcjonuje bez przerwy od 1898 r. Kolejka odjeżdża regularnie co pół godziny. Właściwie to całą kolejkę stanowi jeden wiekowy, śliczny wagonik z trzema przedziałami. Podobno tą kolejką jeździł G. Byron, gdyż w Montecatini Alto mieszkał jego lekarz. Kiedy funicolare rusza pod górę wydaje się pełznąć jak gąsienica, rozciąga się i kurczy, jakby podciągała tylnią część, troszkę skrzypi, czasami też coś tam piszczy, ale to tylko dodaje podróży szczypty historycznej egzotyki. Kolejka wspina się pod górę z prędkością 3-5 km/h. Po drodze można podziwiać panoramę pozostającego coraz niżej kurortu. Kiedy dojechałyśmy na górę zaczął bardzo szybko zapadać zmierzch. Zachodzące słońce znów nie za bardzo pozwoliło na zrobienie zdjęcia całej panoramy Montecatini, oświetlone już o tej porze tysiącami świateł.



Wokół dużego i jedynego placu w Montecatini Alto wybrukowanego kamieniem, wznoszą się – również kamienne malownicze budynki średniowieczne i renesansowe. Równiez wokół placu znajduje się mnóstwo ogródków restauracyjnych. Kamienną uliczka doszłyśmy do średniowiecznego kościoła św. Piotra z XII w., który pierwotnie był kościołem zamkowym pod wezwaniem św. Michała. Naprzeciwko kościoła stała potężna wieża. Placyk przed kościołem był szeroki zaledwie na kilkanaście kroków i w żaden sposób nie dałam rady sfotografować całości fasady, tym bardziej po ciemku. Jedynym źródłem światła oświetlającym całość była lampa na wieży. Dlatego też w tym miejscu, aby pokazać kościółek muszę się wyjątkowo posiłkować zdjęciem z internetu.

http://www.toscanissima.com/pistoiaFT/montecatinisanpietro.jpg
 Później zajrzałyśmy do jednego ze sklepików przy placu z drobiazgami pamiątkowo-użytkowymi charakterystycznymi dla Toskanii. Były tu różnej wielkości deski kuchenne wykonane z drzewa oliwkowego, które należałoby wykorzystać w kuchni zdecydowanie wyłącznie jako element dekoracyjny, z przeznaczeniem do podawania przekąsek, np. sera, przy okazji urządzania toskańskiego poczęstunku. Przedmioty z drzewa oliwkowego swój urok zawdzięczają wjątkowym słojom w różnych odcieniach, które same w sobie są naturalną ozdobą. Ale o wyrobach z drzewa oliwkowego wspomnę jeszcze innym razem. Były tu też wszechobecne w całej Toskanii mydełka o bardzo silnym zapachu, różnych rodzajów. Później kupiłam takie mydełka; cyprysowe i migdałowe, ale dopiero w San Giminiano. Kostki są duże, mniej więcej takiej wielkości jak szare mydło no i oczywiście nadal jeszcze cały czas ładnie pachną. Pomiędzy półkami z kolorowymi makaronami wypatrzyłam też ciekawą lampkę wykonaną z użyciem kieliszka do wina, jako świecznika.


Rozejrzałyśmy się jeszcze po uroczych zakątkach, dotarłyśmy też na jakiś mały taras widokowy i szybko doszłyśmy do wniosku, że panorama Montecatini i okolicznych pól, porośniętych winoroślą i drzewkami oliwnymi byłaby z pewnością jeszcze piękniejsza w ciągu dnia. Jednak i wieczór miał swój niepowtarzalny urok.


Ciepłe i świeże powietrze, unoszące się zapachy toskańskich uroczo wyglądających specjałów, zapach ziół i wina, pięknie oświetlone budynki – to wszystko składało się na całość wieczornej toskańskiej aury. Niektóre z dekoracji przy wejściach do restauracji były wyjątkową kwintesencją ludowych klimatów. Aby lepiej wtopić się w atmosferę miejsca i poczuć się na dobre na toskańskich wakacjach skorzystałyśmy z możliwości spróbowania tutejszego białego wina. Wtopienie się w klimaty jak najbardziej się udało. Najchętniej w tym otoczeniu średniowiecznych kamiennych budowli posiedziałoby się i pogawędziło co najmniej do północy, ale trzeba było jeszcze przygotować się na kolejny dzień.

W następnym tekście napiszę, czym urzekła mnie pradawna Barga, małe miasteczko położone na wzgórzu, otoczone legendami i panoramą uważaną za jedną z najpiękniejszych w Italii. Tam było już zdecydowanie więcej słońca i coraz więcej posmaku Toskanii. Jadąc do Bargi byłam jeszcze w Grocie Wiatrów (Grotta del Vento) w Garfagnana, więc o tym jak to było w grocie też trochę opowiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za pozostawione komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...