Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Monte Oliveto Maggiore. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Monte Oliveto Maggiore. Pokaż wszystkie posty

środa, 25 września 2013

Wycieczka do Monte Oliveto Maggiore

Wspomniałam już, że do Sieny na pewno jeszcze blogowo powrócę, a dzisiaj wspomnę 
o klasztorze Olivetanów.

Opactwo w Monte Oliveto Maggiore założył w XIV w. sieneński szlachcic św. Bernard Tollomei. Legenda głosi, że został oślepiony, a później pod wpływem wizji Marii Panny wraz z dwoma towarzyszami udał się na pustkowie (w 1313 r.), nazywane wówczas Deserto di Ancona. Wybrane miejsce było wówczas wyjątkowo wyjałowione a sucha ziemia nadawała się wyłącznie do uprawy słoneczników i zboża. Aby można było uprawiać zioła, winorośl, albo warzywa, teren wymagał niełatwego w okolicznych warunkach nawadniania. Klasztor więc był pierwotnie pustelnią, ale już w roku 1319 uzyskano akt budowy opactwa. 




Na teren opactwa prowadzi szeroka aleja porośnięta sędziwymi cyprysami. Na teren klasztoru wchodzi się przez ceglaną bramę i most zwodzony. Bramę ozdobiono z dwóch stron rzeźbami. Od zewnątrz umieszczono pokaźnych rozmiarów postać Madonny z Dzieciątkiem. Z drugiej strony bramy znajduje się postać św. Benedykta, patrona zakonu Olivetanów, żyjących według reguły Benedyktyńskiej. 


Cały kompleks klasztorny stanowi duża ilość zabudowań, w większości objęta klauzulą i niedostępną dla zwiedzających. Mnisi prowadzą tu też Instytut, w którym najnowocześniejszymi metodami odnawiają stare, zabytkowe księgi. Zwiedzającym udostępniono przeszklony krużganek, gdzie można oglądać freski Sodomy i Signiorelliego, bibliotekę i kościół. 


Poszliśmy na dziedziniec, aby obejrzeć cykl fresków, których treścią są sceny z życia św. Benedykta z Nursji. Malowidła powstały w okresie renesansu – epoki, która narodziła się właśnie w Toskanii. Freski z całą pewnością stanowią kwintesencję i wzór malarstwa renesansowego, gdyż bardzo wyraziście ukazują to, co jest jego podstawą i istotą, ale o tym za chwilę. Po drodze minęliśmy jeszcze inny dziedziniec, objęty klauzurą.


Obaj twórcy fresków zarówno Giovanni Antonio Bazzi nazywany Sodomą, jak i Lucca Signiorelli malując sceny z życia średniowiecznego ascety – św. Benedykta, w stopniu dotąd nie spotykanym ożywiają swoje postacie, a realistyczne sceny wprost tętnią życiem. Poszczególne zdarzenia są przedstawione z fotograficzną niemal dokładnością. Chociaż obaj artyści mieli krańcowo różne charaktery, to w całym cyklu fresków poza pewnymi wybrykami Sodomy, nie ma jaskrawych różnic ani w stylu, ani w sposobie ilustrowania poszczególnych scen.



Renesans toskański odbiega daleko od samego tylko przedstawiania sztywnych postaci, jak w średniowieczu, które dopiero co minęło. Nic tu nie jest płaskie i do końca statyczne. Oszałamiający jak na tamte czasy postęp polegał również na ukazaniu z perspektywą krajobrazów, wtopionych w konteksty sytuacyjne, prowadzącej do osiągnięcia efektu trójwymiarowości. 

O tym jak demon zburzył dzwonnicę
Cały cykl malowideł sprzyja kontemplacji nad regułą benedyktyńską, której istota zostaje sprecyzowana dzięki pojawiającym się tu szczegółom i treściom, mającym kluczowe znaczenie dla jej interpretacji. 

Św. Benedykt przyjmuje rzymskich młodzieńców Mauro i Placyda
Św. Benedykt wyraża zgodę, na prośbę pustelników, aby został ich kierownikiem duchowym
Św. Benedykt posyła Mauro do Francji a Placyda na Sycylię
Sodoma posiadał ognisty temperament i dość niezwykłą ale też kontrowersyjną osobowość. Zanim na dobre rozpoczął prace nad cyklem fresków przedstawiających żywot św. Benedykta, najpierw na jednym z nich namalował siebie i to bardzo efektownie, wystrojonego w modne szaty. 

    Giovanni Antonio Bazzi - Sodoma
Do wszystkich swoich umiejętności toskańskiego mistrza renesansu, którymi mógł się poszczycić, dorzucił jeszcze humor, czasami zabarwiony złośliwością. Bardzo często robił ekscentryczne żarty mnichom, naśmiewał się z niektórych postaci i ich postaw, czego też nie omieszkał przedstawić na swoich malowidłach.

Tak jest na przykład w przedstawieniu sceny, kiedy to św. Benedykt wyjeżdża z rodzinnego domu, aby w Rzymie pobierać nauki. Oczywiście, całość trafnie oddaje atmosferę tego wyjątkowego momentu w życiu świętego. Scenie na pewno nie brakuje dostojeństwa, ale Sodoma nie zapomniał ukazać też pewnego człowieka, którego kopie koń św. Benedykta – a to może za nieprzyjazną postawę wobec przyszłego świętego?


Podobnie naigrawał się z pazerności mnichów, skrzętnie skrywanej pod poważnymi i pokornymi minami. Zilustrował scenę, kiedy to mnisi zasiedli do spożywania posiłku i przestrzegając reguły milczenia, mieli się skupić wyłącznie na wdzięczności za otrzymane dary Boże. Sodoma w tym momencie postanawia wpleść w tą scenę aferę. Otóż jeden z braci trzymając własną bułkę, drugą ręką sięga po bułkę współbrata, a przy tym wszystkim na twarzy pazernego mnicha maluje się niewysłowione wprost skupienie, zrównoważenie i powaga, w przeciwieństwie do wyraźnych oznak roztargnienia i smutku siedzącego obok poszkodowanego. 


Fresk przedstawiający scenę, w której Florenzo – przyjaciel św. Benedykta wysyła niewiasty do klasztoru jest uważany za jeden z najlepszych z pośród wszystkich.

Sodoma jednak przebrał miarkę w czasie pracy nad tym malowidłem. Otóż skrycie, za rusztowaniami namalował w tej scenie nagie niewiasty, aby zgorszyć mnichów. Kiedy nadszedł moment uroczystego odsłonięcia fresku i wszyscy zobaczyli, co też artysta stworzył za rusztowaniem, opat wpadł we wściekłość i chciał dopaść Sodomę, aby wychłostać go za nieprzyzwoity wybryk. Sodoma jednak uciekł nie zabierając ze sobą nawet rzeczy osobistych, nie mówiąc już o zapłacie za freski, którymi ozdobił 2 ściany. Cóż więc mieli począć mnisi? Musieli sprowadzić innego artystę. Do klasztoru przybył więc Lucca Signiorelli a jego pierwszym zadaniem było przemalowanie sceny i przerobienie kobiet wszetecznych na dostojne niewiasty odziane w suknie. 



Jednak Lucca Signiorelli po namalowaniu kilku scen został zaproszony przez papieża do pracy twórczej w katedrze w Orvietto. Mnisi zaczęli wówczas szukać Sodomy i ponownie sprowadzili go do klasztoru, aby ukończył żywot św. Benedykta.

Idąc do biblioteki znaleźliśmy się na klatce schodowej, ozdobionej freskami. 



W bibliotece są przechowywane stare księgi, a temperatura i wilgotność powietrza jest odpowiednio uregulowana, dlatego też nasza wizyta w tym miejscu była bardzo krótka.



Przypadkiem udało się zajrzeć też do refektarza.


Na jednym z korytarzy natknęliśmy się znowu na żart Sodomy. Otóż w opactwie było w zwyczaju, że klucze do wszystkich pomieszczeń posiadał tylko jeden z braci – klucznik. Wszyscy więc ciągle tego klucznika szukali. A ponieważ najłatwiej było znaleźć Sodomę, zajętego malowaniem fresków, to właśnie jego najczęściej pytano: czy nie widział klucznika? Artysta namalował więc postać klucznika na korytarzu i odpowiadał, że właśnie tam widział go ostatnio.

Zwiedzanie zakończyło się w kościele, a potem był jeszcze czas na zakupy w sklepiku klasztornym. Zadowolone i znów wzbogacone spotkaniem z pięknem toskańskiego renesansu, nadal pogadując o Sodomie, wróciłyśmy na parking.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...