Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pokój wewnętrzny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pokój wewnętrzny. Pokaż wszystkie posty

środa, 14 grudnia 2011

OPANOWANIE, CZY TO TYLKO ZEWNĘTRZNY SPOKÓJ?

A może to odwaga zmierzenia się z rzeczywistością? Opanowanie kojarzy się przede wszystkim ze zneutralizowaniem gwałtownych reakcji przerażenia, oburzenia itp. w obliczu jakiejś sytuacji czy wydarzenia. Łatwo zgadzamy się z tym, że osoba opanowana to ta, która nie okazuje na zewnątrz swoich negatywnych emocji, nie reaguje lękiem, oburzeniem widocznym dla otoczenia. Jednak głębsze rozumienie opanowania prowadzi do jeszcze innych spostrzeżeń.

Opanowanie jest całkowitym przeciwieństwem namiętności, przemocy, żądzy i jakiegokolwiek rodzaju fanatyzmu. Opanowanie jest przeciwieństwem upartości zapalczywego trwania przy swojej jedynej słusznej racji. Jest umiejętnością rezygnowania z celów – jeśli te okazują się być daleko poza zasięgiem danej osoby. Opanowanie skłania do kierowania się wartościami, nie żądzami i namiętnościami. Nie usiłuje zacierać i zmieniać zaistniałych faktów, aby ziścić swoje marzenia. Opanowanie jest bliskie ludziom poszukującym zdrowej duchowości, nie ulegającym paraliżującemu lękowi przed rzeczywistością gdy przyjdzie się zmierzyć z trudnościami. 

Gdy w reakcjach, uczynkach i decyzjach brakuje opanowania skutkuje to wiecznym niezadowoleniem, wieczną potrzebą oceniania kogoś lub czegoś niekorzystnie, poczuciem, że coś nie gra, bo świat nie chce ziścić marzeń o własnym lepszym wymarzonym położeniu, ocenie. Wtedy każde zdarzenie, które wydaje się być »nie na rękę« skutkuje rozczarowaniem i wyprowadzeniem z równowagi choć zewnętrznie można się śmiać od ucha do ucha. Tak więc reakcje zewnętrzne nie zawsze są źródłem realnej informacji zwrotnej o bycia, czy nie bycia opanowanym. Fakt, ze świat biegnie swoim rytmem, ludzie podejmują własne wolne decyzje będzie dla osoby nieopanowanej osobistą porażką a miejsce opanowania zajmą różnorakie »zabiegi« i »załatwiania spraw« dążące do zmiany zaistniałej realnej rzeczywistości. Brak opanowania, przemoc, żądze decydują wtedy o poczuciu wartości własnej osoby na tyle, na ile da się zrealizować to, co one dyktują.

Dla osób opanowanych jest to po prostu śmieszne. Opanowanie pozwala na spojrzenie z dystansem na siebie, własne marzenia, funkcję i wartość. Opanowanie nie pozwala pogrążać się w złośliwości. Pozwala reagować w wolności a chroni przed rozwydrzoną samowolą.

poniedziałek, 7 listopada 2011

SZACUNEK - TEST KULTURY

Szacunek to na pewno więcej niż postawa, nie mieści się też w pojęciu cechy charakteru, chociaż jak najbardziej mówi się o kimś, że „ma szacunek” albo „odnosi się z szacunkiem”. Szacunek idzie o wiele dalej niż sam sposób – ogólnie ujmując - traktowania ludzi; ma konkretne źródła i przynosi efekty sięgające dalej, niż nawiązanie i utrzymanie pozytywnej relacji. Szacunek okazywany ludziom podnosi ich na duchu. Okazywanie innym braku należnego szacunku nierzadko jest powodem ich smutku, uzasadnionego poczucia poniżenia i wyrządzenia krzywdy, czy nawet załamania – jeśli jest to postawa natarczywa i demonstrowana z premedytacją, a jej celem jest właśnie poniżenie kogoś. Takie postępowanie jest równoznaczne z grzechem ciężkim, właśnie ze względu na skutki, gdyż nigdy nie wiadomo jak daleko i głęboko sięga działanie człowieka.

Według św. Benedykta dla chrześcijanina umiejętność okazywania szacunku jest jednoznaczna z autentycznością wiary. Każdy nosi w sobie »tchnienie, iskrę« samego Stwórcy. Szacunek to umiejętność właściwego traktowania ludzi, która nie pozwala na przeprowadzanie egoistycznych podziałów. Szanuje się zarówno wielkiego, jak i małego, bezbronnego, ubogiego. Właśnie ze względu na niepodważalny fakt posiadania tej »Bożej iskry«.


Natomiast domaganie się szacunku może być na pewno formą obrony przed szeroko rozumianą dyskryminacją. Nie jest tajemnicą fakt, że np. kobiety w kościele powinny domagać się szacunku od środowiska męskiego. Często demonstracyjny brak szacunku jest najzwyczajniej formą ukrycia własnych braków a wytworzony pancerz gwarantujący nietykalność, ma zapewnić zakrycie własnej banalności.

Szacunek jest całkowitym przeciwieństwem cynizmu godzącego w godność człowieka. Osoba posiadająca umiejętność okazywania szacunku nie interesuje się śledzeniem osobistych spraw innych ludzi. Taki człowiek we właściwym momencie wyczuwa, że wkroczyłby w coś zdecydowanie nie swojego, zbyt subtelnego, więc cofa się – ze względu na »Bożą iskrę«, która jest własnością innej osoby. Rozpoznaje kiedy ma się zatrzymać, aby nie podeptać godności innego człowieka. To jest właśnie test autentyczności wiary i test kultury duchowej - tym samym osobistej.

sobota, 15 października 2011

KONTROLA WŁASNEGO MYŚLENIA

Na pewno każdy rozsądnie myślący człowiek potwierdzi, że kieruje się własną wolną wolę. Człowiek wierzący jest przekonany, że został nią obdarowany przez Stwórcę . Każdy więc posiada zdolność formowania własnej mentalności, ale jak wiadomo, jedni z tej zdolności korzystają inni nie. Mówi się o istnieniu takiej czy innej mentalności. Mentalność, to nic innego jak sposób myślenia i ogólne nastawienie do własnego życia, różnych ideologii, do podejmowanych zadań i obowiązków a także do innych ludzi. Własna mentalność formowana – według myśli Stwórcy, to zupełnie inna sprawa, niż ukierunkowywanie swojego myślenia i nastawienia do rzeczywistości zgodnie z tym, co myślą i jak postępują »wszyscy« wokół mnie. Takie przekonanie należałoby nazwać raczej podatnością na manipulację. KAŻDY KTO NIE OPIERA SWOICH DECYZJI NA FUNDAMENCIE SŁOWA BOŻEGO ULEGA ILUZJI – FORMUJE MENTALNOŚĆ FAŁSZUJĄCĄ RZECZYWISTOŚĆ.



Potrzebujemy więc samodzielności w kontroli własnego myślenia i postrzegania rzeczywistości wokół nas. Jest sposób, aby nie dać się »zmanipulować«. Otóż każdy człowiek powinien zastanowić się, czy jego własne myślenie odpowiada rzeczywistości, czy też nadaje jej interpretacje dopasowane do realizacji małostkowych interesów jednostki, czy jakiejś grupy ludzi. Umiejętność zweryfikowania – czy moje własne myślenie odpowiada rzeczywistości, czy też ją zafałszowuje jest doskonałym testem dojrzałości duchowej człowieka, dojrzałości własnej osobowości.

Bardzo często przyjmowanie opinii otoczenia na temat danej sytuacji, ideologii, osoby itd. jest podyktowane patrzeniem na rzeczywistość pod kątem »opłacalności«, która prowadzi do narzucenia sobie i innym odpowiednio zaaranżowanego sposobu postępowania. Istnieje ogromne ryzyko, że tak pojmowana »opłacalność« nie ma nic wspólnego z prawdą i sprawiedliwością, ale dąży do podkreślenia innych wartości, czy wręcz antywartości. »Opłacalność« wyrażania narzuconych opinii w dzisiejszym świecie zyskuje coraz większy wpływ i najczęściej rośnie aż do rangi absolutnej wartości.

Powinniśmy więc kontrolować swój sposób myślenia i zweryfikować, czy rzeczywiście wsłuchuję się w wolę Boga, która prowadzi mnie do pełni życia, czy też wolę kierować się tym, co myślą »wszyscy«, aby przypadkiem nikomu się nie narazić i nie stracić »mentalnie dochodowych układów«, które zapewniają akceptację i „poważanie” w wąskim kręgu osób, za cenę niesprawiedliwości i lekceważenia woli Bożej. Siłą napędową tej nierzadko atrakcyjnej »opłacalności« jest niemal w każdym przypadku degradacja innych ludzi, właśnie dla osiągnięcia małostkowych i »pustych celów«.

Niedawno trafiłam na bardzo głęboką myśl, która tak wyraża ten problem:

„Czasem czyta się jaśniej w tym, który kłamie, niż w tym, który mówi prawdę. Prawda oślepia jak światło. Kłamstwo jest pięknym zmierzchem, przydaje wartości wszystkim przedmiotom”. (Albert Camus)

W dobie kryzysu sumienia każdy jest narażony na wielkie niebezpieczeństwo »kupienia« tanich obietnic szczęścia, akceptacji, sprawiedliwości itd. Antywartości bywają pięknie opakowane, a z zewnątrz wyglądają jak absolutne dobro. Wysokie »statystyki« tych, którzy je kupili usypiają czujność sumienia i nierzadko po omacku, człowiek właśnie »kupuje« ten opłakany mechanizm do automanipulacji wręcz z entuzjazmem.

A ponieważ przyjmowanie myślenia takiego jak »wszyscy« nie wymaga żadnego wysiłku, staje się bardzo atrakcyjne. Człowiek ulega wtedy iluzji a jego myślenie zafałszowuje rzeczywistość. Każda osoba ma wolną wolę a odpowiedzi na dylematy, interpretacje sytuacji i pytania dyktowane przez życie ma szukać u Stwórcy a nie u »wszystkich«, którzy myślą tak samo, gdyż taki wytwór jak »wola stadna« nie istnieje . Własne sumienie i wolną wolę można formować wyłącznie w dialogu ze Stwórcą - jeśli człowiek ma wzrastać duchowo, nie w dialogu ze »wszystkimi«, gdyż to nie oni nas stworzyli.

Ojciec Święty Jan Paweł II mówił o tym, co dzieje się, gdy człowiek odrzuca prawdę.

„Gdy człowiekowi odbierze się prawdę, wszelkie próby wyzwolenia go stają się całkowicie nierealne, ponieważ prawda i wolność albo istnieją razem, albo też razem giną”. (Encyklika Fides et ratio, 90)

Abyśmy trafnie rozpoznali źródła, które formują nasze myślenie i decydują o sposobie postrzegania rzeczywistości, innych, siebie, własnej pracy, potrzeba mądrości. Błogosławiony Jan Paweł II tak o tym mówi:

„Prawdziwa dojrzałość idzie zawsze w parze z prostotą. Prostota nie oznacza spłycenia życia i myśli, nie neguje złożonego charakteru rzeczywistości, ale jest umiejętnością uchwycenia istoty każdego problemu, odkrycia jego zasadniczego sensu i jego związku z całością. Prostota jest mądrością”. Jan Paweł II, W poszukiwaniu oblicza Boga, Homilia, 23.X.1998.  



Czy więc zależy nam na »opłacalności«, czy raczej OPŁACA SIĘ zaangażować dla sprawiedliwości zgodnej z wolą Stwórcy?

niedziela, 9 października 2011

JAN PAWEŁ II - CZŁOWIEK MODLITWY


Błogosławiony Jan Paweł II wiedział, że człowiek nie może być w pełni człowiekiem bez modlitwy. Całe Jego życie było wypełnione modlitwą, dał nam 


doskonały przykład, jak człowiek powinien otwierać się na tajemnicę transcendencji, działanie i obecność samego Stwórcy w swoim codziennym życiu.

Pragnął nam przekazać prawdę, że kiedy w zamęcie codzienności człowiek zapomina o Bogu – zapomina też o samym sobie. Przestaje napełniać się najgłębszą głębią, bez której nie istnieje prawdziwe człowieczeństwo i zaciera się w człowieku obraz Jego Stwórcy.

Błogosławiony Jan Paweł II uczył nas, że modlitwa, nieustający kontakt z Bogiem w życiu chroni człowieka przed utratą kontaktu z jego najgłębszą naturą, przed powierzchownością w traktowaniu własnego człowieczeństwa. W życiu wypełnionym modlitwą nie ma miejsca na pustkę, która prędzej czy później zostałaby wypełniona chaosem. Tylko w nieustającym dialogu z Bogiem człowiek jest zdolny do życia i działania na miarę godności osoby noszącej w sobie obraz samego Boga.


W przeciwnym razie jego człowieczeństwo będzie niekompletne i zafałszowane, człowiek podążałby wtedy w kierunku wykreowania się na zmyślny, inteligentnie reagujący automat, nie posiadający duchowej głębi i nie mający udziału w wieczności, do której został powołany przez Stwórcę.

Błogosławiony Jan Paweł II w ciągu całego swojego życia mówił o modlitwie odkrywając jej znaczenie dla ludzkiego życia, zgodnego z zamiarem Boga.

Jan Paweł II pokazał nam, że prawdziwa i autentyczna modlitwa odsuwa niebezpieczeństwo wybiórczości i powierzchowności relacji człowieka do Słowa Bożego i nauczania katolickiego, a także umacnia każdą osobę pośród codzienności i napełnia jej życie Bożą łaską. 



Błogosławiony Jan Paweł II o modlitwie:


Modlitwa ofiarą złożoną Bogu
Modlitwa odmawiana z sercem czystym i szczerym staje się ofiarą złożoną Bogu. Całe życie modlącej się osoby staje się aktem ofiarnym, jak powie później św. Paweł, wzywając chrześcijan, by oddali swe ciała na ofiarę żywą, świętą i Bogu miłą – to właśnie jest ofiara duchowa, którą On przyjmuje (por. Rz 12,1). Ręce wzniesione do modlitwy służą „komunikacji” z Bogiem, podobnie jak dym, który unosi się jako miła woń ofiary składanej w czasie wieczornego obrzędu.

Katecheza podczas audiencji generalnej, 5. XI. 2003



Modlitwa o pokój  

Modlić się o pokój, znaczy otworzyć ludzkie serce, by mogła je napełnić ożywcza moc Boga (…) Modlić się o pokój oznacza prosić o sprawiedliwość, o zaprowadzenie odpowiedniego porządku wewnątrz państw i w stosunkach pomiędzy nimi; oznacza też prosić o wolność, szczególnie o wolność religijną, która jest fundamentalnym, osobistym i cywilnym prawem każdej osoby. Modlić się o pokój znaczy błagać o łaskę przebaczenia od Boga, a zarazem o wzrost odwagi dla każdego, kto ze swej strony pragnie wybaczać zniewagi, jakich doznał.
Orędzie na XXX Światowy Dzień Pokoju, 1.I. 2002

Źródło modlitwy  

Modlitwę zawsze zaczynamy z myślą, że jest to nasza inicjatywa. Tymczasem jest to zawsze Boża inicjatywa w nas. (…) Pełnię modlitwy osiąga człowiek nie wtedy, kiedy najbardziej wyraża siebie, ale wtedy, gdy w niej najpełniej staje się obecny sam Bóg.
Przekroczyć próg nadziei

Modlić się o wiarę  

Wiara jest przede wszystkim darem, łaską. Nikt nie może jej zdobyć ani na nią zasłużyć własnymi siłami. Można o nią jedynie prosić, wymodlić ją sobie z Wysoka.
Swoim przykładem wzywają nas do świętości ,Homilia, 7.X.2001

 

Następca Błogosławionego Jana Pawła II - 
Ojciec Święty Benedykt XVI o modlitwie:


Nie łudźcie się! Nauczanie katolickie, które jest przedstawiane niekompletnie, jest przeciwne samo w sobie i nie przyniesie owoców w dalszej perspektywie czasu. Głoszenie Królestwa Bożego idzie w parze z wymogiem nawrócenia się i z miłością, która dodaje odwagi, która zna drogę, która uczy rozumieć, że z łaską Boga to co wydaje się niemożliwe, staje się możliwe.

Przemówienie do biskupów Austrii , 5. XI. 2005

 

Im bardziej człowiek ofiarowuje się, tym bardziej odnajduje siebie.

Homilia na uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP, 8.XII. 2005

Teologia i kontemplacja  

Teologia wymaga oczywiście kompetencji naukowych, ale także w nie mniejszym stopniu, ducha wiary i pokory i właściwego temu, kto wie, że Bóg żywy i prawdziwy, będący przedmiotem jego refleksji, nieskończenie przekracza ludzkie możliwości percepcji. Jedynie przez modlitwę i kontemplację można wyrobić sobie poczucie Boga i uległość wobec działania Ducha Świętego.
Przemówienie do członków Międzynarodowej Komisji Teologicznej, 1 XII. 2005

Modlitwa i działanie  

Kto się modli, nie traci czasu, nawet jeśli wszystko wskazuje na potrzebę pilnej interwencji i skłania nas jedynie do działania”.

Encyklika „Deus Caritas Est”, nr 36




sobota, 8 października 2011

OPARCIE POŚRÓD CHAOSU

 Bywa coraz częściej, że człowiekowi na co dzień towarzyszy niepohamowany pęd pośród wydarzeń, presja płynących z różnych stron argumentów i ideologii narzucanych nierzadko w sposób bardzo natrętny a nawet agresywny. 


Padają mniejsze i większe oskarżenia, mające na celu formowanie często iluzorycznych opinii na ten czy inny temat, które mają doprowadzić do zrealizowania egoistycznych interesów i zamierzeń konkretnej osoby, bądź grupy osób.

Istnieją problemy i konflikty z powodu decyzji i działań nie tylko nie opartych na prawdzie, nie sprzyjających ludziom, ale wprost destrukcyjne dla ich życia, osobowości, siejące zamęt, godzące w samą istotę człowieczeństwa i co najgorsze sprzeczne z wolą Stwórcy. 



Nierzadko są podejmowane przez osoby od których oczekiwałoby się czegoś diametralnie przeciwnego niż hołdowania złu na różne sposoby, które w sposób szczególny powinny poczuwać się do odpowiedzialności za życie zgodnie ze Słowem Bożym – a to jednak mówi o stopniu świadomości albo raczej nieświadomości istoty własnej roli pełnionej w otaczającym świecie. Potrzebne nam jest wyciszenie, skupienie na fundamencie dającym siłę. Co jednak daje nam siłę, oparcie, szeroko pojmowane poczucie bezpieczeństwa, właściwie rozumianą pewność siebie? W tym kluczowym dla ochrony człowieka przed chaosem i zamieszaniem fundamencie znalazłam trzy aspekty. 




WIARA. Znaczenie wiary w Boga – jako Stwórcy człowieka i Jego pomoc w zmaganiu się człowieka z chaosem świata to nic nowego. Prawie trzy tysiące lat temu prorok Izajasz pisał: „Jeżeli nie uwierzycie, nie ostoicie się” (Iz 7,9b). Nie wiadomo jak ludzie czasów proroka znosili ten swój chaos i jak sobie z nim radzili, ale wiemy, że też go doświadczali a ci, którzy kierowali się wiarą dążyli do uporania się nim przede wszystkim z pomocą Stwórcy, aby osiągnąć pokój serca.

Nikt nie zna człowieka lepiej niż Bóg, nie ma też nikogo, kto pragnąłby dla człowieka zbawienia, szczęścia i pokoju bardziej od Stwórcy. Nikt też nie zna też lepszego sposobu, niż sam Bóg na osiągnięcie tego dobra – chociaż to słowo z pewnością jest zbyt ubogie aby oddać istotę wszystkich zamierzeń Boga względem ludzi.

Człowiek więc jako najdoskonalsze dzieło Stwórcy, noszący w sobie Jego obraz a więc i zdolność oraz zobowiązanie do życia zgodnie z Jego wolą może żyć pełnią życia pomimo tego, że żyje na świecie pośród chaosu próbującego wkraczać w różne aspekty ludzkiego życia.

Każdy chce bezpiecznie chronić swoje życie przed wpływem chaosu, nieładu i zamieszania potrzebuje więc więzi ze Stwórcą, która musi być nieustannie budowana , umacniana i chroniona. To oznacza odnoszenie wszystkiego, co się dzieje w  życiu do samego Stwórcy i Jego Słowa. Wiara jest więc nieustannym kształtowaniem umiejętności spojrzenia na swoje własne życie, na życie innych ludzi, na wszystkie wydarzenia oczyma Stwórcy, jest dokonywaniem korekt w naszym własnym życiu tylko po Jego myśli, nawet jeśli to kosztuje długą i przeważnie trudną pracę nad samym sobą.


„Życie duchowe potrzebuje milczenia i wewnętrznej bliskości z Chrystusem, 
aby mogło się rozwijać” 
( Jan Paweł II). 
Musimy tylko wyjść na spotkanie Stwórcy. W odpowiedziach Boga na pytania, dylematy i problemy formułowane przez różne okoliczności życia, odnajdujemy mocny fundament, dający silne i bezpieczne oparcie. Dla umacniania więzi ze Stwórcą musimy stworzyć sobie odpowiednie warunki; trzeba niejako postarać się wyjść całkowicie z otaczającego chaosu, wyciszyć się i zdystansować. Zobaczyć wszystko w całości, nie tylko z jednego punktu widzenia i to spośród >bałaganu< w który sami niepostrzeżenie weszlismy, albo zostaliśmy w jakikolwiek sposób wepchnięci przez innych ludzi, czy okoliczności. W tej więzi z Bogiem odnajdziemy i odczytamy Boże spojrzenie na swoje życie i dostrzeżemy właśnie w tym konkretnym momencie, najlepszy kierunek dla własnego życia na kolejnym etapie. 




CISZA MOJEGO WNĘTRZA. Pokój wewnętrzny i harmonia różnych aspektów życia, ochrona przed chaosem w samym człowieku, to druga część silnego fundamentu.

Akceptacja samego siebie, jest tym, co daje stabilność i silne oparcie. Aby ta część fundamentu nie runęła, musimy często dokonywać >wglądu< w samego siebie. Nie tylko pod kątem podziału na dokonane przez człowieka dobre i złe uczynki – choć takie spojrzenie jest niezbędne.

Wszystko, co dzieje się wokół, inni ludzie, sposób postrzegania przez nich różnych spraw, ich słowa i reakcje mają wpływ także na mnie i na to co dokonuje się wewnątrz mnie. Nie wiemy, jak daleko sięgają skutki naszego i czyjegoś działania.

Trzeba więc zatrzymać się, wyciszyć i spojrzeć >wewnątrz< i zdiagnozować SIEBIE, nie INNYCH: Z czego czerpię, że tak myślę i właśnie taki a nie inny wybieram kierunek moich działań?; Jakie słowa i wydarzenia odcisnęły we mnie najgłębszy i najtrwalszy ślad? ; Czego to wszystko we mnie dokonuje? – czy wnosi we mnie pokój i ład, czy podtrzymuje chaos? 


Nie muszę ciągle i bezkrytycznie dostosowywać się do innych i ich opinii. Jestem sobą – nie kimś innym. Akceptuję, że inni postępują tak czy inaczej, nie oznacza to jednak, że ze wszystkim się zgadzam i  przyjmuję narzucane ideologie i opinie jako >dogmatyczną scenografię< WŁASNEGO życia.

Jeśli akceptuję samego siebie, takim jaki jest naprawdę, jeśli żyję w zgodzie z własnym sumieniem i trzymam się mocno więzi z Bogiem, wtedy nie zamęczy mnie fakt, że niekiedy muszę żyć pośród chaosu kreującego różnorodne natrętne wizje, problemy, konflikty i zamęt. Wtedy mam silne oparcie gdyż jestem świadoma siły dobra, które tkwi we mnie, dobra pochodzącego od Stwórcy.


LUDZIE DAJĄCY OPARCIE. W artykule "Wdzięczność energia dla umysłu i duszy" pisałam, że „Są ludzie, którzy podnoszą innych ze zniechęcenia w ciągu zaledwie kilku minut. Bez komplementów i przedstawiania złudnych ale radosnych wizji, aby pocieszyć powierzchownie w odniesieniu do danego wydarzenia, czy sytuacji. Sięgają głębiej, do zasobów swojej duszy i umysłu, gdyż sami opanowali doskonale cenną umiejętność wdzięczności we własnym życiu”.

Można powiedzieć, że to prawie anioły. Spotkanie z nimi, to dar Boga, to Jego działanie w świecie, dla nas. Każdy na pewno spotkał takie osoby, które dały nam poczucie oparcia w chaosie. Każdy też na pewno był takim >aniołem< dla kogoś innego.

Dobrze jest jednak spojrzeć na znaczenie i sposób oddziaływania oparcia, które dają nam ludzie. Ono również jest stałe, ale działa w naszym życiu w okrojonym wymiarze. Te nasze >anioły< z ludzkich względów nie mogą nam towarzyszyć nieustannie. Tak samo zmagają się z chaosem, który w mniejszym czy większym stopniu również ich otacza. Mamy jednak w nich oparcie poprzez ich nastawienie do życia, przykład ich życia, ich słowa i sposób reagowania, który jest nastawiony na pociągnięcie na wzwyż, ponad zamieszanie i chaos. Niekiedy niejako >popychają< nas ku niebu, powodują, że kierujemy się do Stwórcy i w rezultacie natrafiamy na Niego – jako na ostateczny fundament.

Takie >anioły< swoim postępowaniem nie wzbudzają w nas poczucia oparcia wyłącznie na ich akceptacji, potwierdzeniach, pochwałach, czy pomocy. Chociaż więzi z takimi osobami są dla każdego człowieka bardzo cenne, one zawsze pozostają w pewnym sensie z boku i starają się z nami dostrzegać zawsze najlepsze rozwiązania, pomagają nam zauważyć w naszym życiu nieprzebrane bogactwo darów Bożych, ale to nie wszystko!

Gdy zadbam o to, aby mocno stać na tym >potrójnym fundamencie< wiem, jak te wszystkie dary przyjąć i rozwijać. Ma wtedy silne oparcie pośród każdego rodzaju chaosu.

środa, 17 sierpnia 2011

POKORA - »CZAS« NA WIELKOŚĆ







W czasie kiedy dążenie do sukcesu dla samego sukcesu, 


konkurencyjność, sztuka prezentowania własnych walorów i formowanie przekonania o bardzo wysokiej wartości – nie zawsze w oparciu o istniejące zalety i umiejętności, w czasie dążenia do panowania nad innymi i na bycie ponad innych, pokora może wydawać się czymś archaicznym, co gorsza wpychającym człowieka w małość, i nieporadność. W cenie jest dobra autoreklama i postawa zdobywcy, który nierzadko rości sobie prawo do posiadania i nadużywania władzy nawet daleko poza obszarami własnych kompetencji. 

Autor Psalmu 8, pełen zdumienia stawia samemu Bogu pytanie: 



 „Kim jest człowiek, że Ty o nim pamiętasz? 
(…) złożyłeś wszystko pod jego stopy.”

Człowiek jest więc kimś niezwykle ważnym w oczach Bożych. Jest kimś wielkim – gdyż jest stworzony na Jego obraz. Jednak człowiek czasami bardzo chętnie zamienia wielkość, do której ma dążyć na wyniosłość, gdyż jest bardziej efektowna nawet wizualnie. Przekonanie o własnej wartości, dążenie do celu i sięganie po nowe, coraz lepsze możliwości we wszelkich aspektach życia samo w sobie nie jest przecież czymś złym. Więcej – człowiek powinien dążyć coraz wyżej i jest to całkowicie zgodne z Bożym zamiarem.



Ale nie jest możliwe, aby człowiek żył bez pokory. 
Nie będzie to nigdy życie pełnią człowieczeństwa.


Człowiek pokorny nie będzie orzekał o czyjejś wartości, oceniał ani traktował nikogo z pozycji wyższości. Do tych postaw może prowadzić jedynie lęk, który z reguły wynika z poczucia niższej wartości, albo z przekonania o zagrożeniu ze strony innych, którym coś udaje się lepiej. Tymczasem każdy ma swoja drogę życia. Postawa nacechowana tego rodzaju lękiem ma swoje początki właśnie toksycznych źródłach pychy, a ta nigdy nie jest wyborem świadomym i odpowiedzialnym.


Prawdziwa pokora nie nakazuje też człowiekowi pomniejszania swoich wartości ani nie wymaga zgody na uniżanie przez innych. Człowiek ze spuszczoną głową, godzący się na wszystko, czego wymagają inni nawet jeśli to wpływa na jego szkodę, nie ma nic wspólnego z prawdziwą pokorą . Człowiek pokorny to nie taki, który milczy i twierdzi, że „da sobie radę, bo „ma nadzieję w Bogu, bo Pan jest wielki” Taką postawę trzeba byłoby nazwać obłudą, gdyż wiadomo, że akceptacja takiego stanu rzeczy jak poniżanie przez innych zdecydowanie odbiega od natury człowieka. Oczywiście człowiek pokorny zawsze ma nadzieję w Bogu, ale nie ujmuje tej decyzji i postawy zaufania Wszechmocnemu jako narzędzia rekompensaty na płaszczyźnie duchowej za swoje duchowe i intelektualne lenistwo, gdzie Bóg ma niejako „nadrobić” coś za człowieka i z tytułu tego zaufania wynieść go ponad innych. To dopiero niebezpieczny rodzaj pychy i zazwyczaj szczelnie skrywany pod zasłoną krystalicznej pobożności, całkowite zniekształcenie relacji z Bogiem. Zaufanie Bogu jest autentyczne, jeśli zostaje poparte konkretnym postępowaniem i decyzjami. 
  
Pokora nigdy nie popycha człowieka do szukania odpowiedzi na pytanie: „Kto jest najważniejszy?” itp. gdy przychodzi do rozstrzygających kwestii w relacjach z innymi ludźmi. W pokorze nie ma miejsca na porównywanie, ani na umniejszanie innych poprzez podważanie ich umiejętności, kompetencji czy wręcz zaprzeczanie autentyczności ich pozytywnych cech czy osiągnięć. Pokora nie posuwa się do tupetu w walce o uznanie w społeczeństwie – za wszelką cenę, czyli za cenę niszczenia innych. Akceptuje innych ludzi, ich drogę życia – gdyż nie skupia się na wyszukiwaniu grzechów w innych, ani na krytykanctwie ale motywuje człowieka do doskonalenia samego siebie we wszelkich aspektach osoby. Wtedy nie ma miejsca na tuszowanie własnych braków i niedoskonałości ani na wymaganie od innych małości i podporządkowania tej opinii. Pokora nigdy nie odłącza się od prawdy i nie wymaga od innych akceptowania zafałszowanego nieistniejącymi cnotami i walorami obrazu konkretnego człowieka. Dąży do ukazania rzeczywistości zgodnie z prawdą. Pokora nie jest cechą zdobytą raz na zawsze. Jest dynamicznym wskaźnikiem umiejętności uczciwego życia wśród innych. Może się też doskonale sprawdzić jako wskaźnik prawdziwej własnej wartości, gdyż doskonale sprzyja poznaniu samego siebie. Pomaga »promować się« w prawdzie – a to daje człowiekowi niezwykle budującą świadomość, tego że jego wysoka wartość nie jest reklamowym blefem. Nawet więcej, pozwala na stały i regularny proces dążenia coraz wyżej – bez lęku, bez nerwów, że kłamstwo zostanie odkryte, bez fałszywej skromności. 

sobota, 6 sierpnia 2011

KILKA MYŚLI NA TEMAT CZASU

Czas niekiedy ucieka nieubłaganie, a ludzie na ogół życzyliby sobie, żeby doba miała 48 godzin – wtedy z pewnością nadążyliby z wykonaniem swoich obowiązków. W kalendarzach piętrzą się terminy wyznaczając godziny i minuty naszych zwyczajnych dni. Doskonale potrafimy rozpoznawać największe swoje osobiste »pożeracze czasu«. Zdecydowanie częściej można spotkać ludzi, którzy się spieszą do swoich obowiązków niż tych, którzy mają czas dla siebie i innych.

Można bardzo wiele realizować i przeżywać i w ogóle nie odczuwać, że się żyje. Jeśli tak jest - prawdopodobnie czas został źle wykorzystany. Dzieje się tak wtedy, gdy działanie człowieka jest zdominowane jakąś presją. Do tego samego wrażenia doprowadza również pośpiech i dążenie do zrobienia czegoś w jak najkrótszym czasie, aby mieć daną sprawę jak najszybciej poza sobą.



Bardzo szybko można wtedy doczekać się efektów w postaci chronicznego zmęczenia, któremu towarzyszy zniechęcenie i niepokoju. Wmawianie sobie napoleońskiego geniuszu pozwalającego na robienie kilku rzeczy naraz też jest złudne. Podobnie jak nazywanie chaosu spontanicznością i elastycznością.

Na »bycie« obecnym w danej chwili tu i teraz potrzeba skupienia skierowanego tylko na to, co robię. Skupienia – od początku do końca. Tylko wtedy człowiek może sięgnąć w pełni do zasobów swoich umiejętności, które pozwolą mu na dobre wykonanie pracy. Wtedy też dobrze wykorzysta czas przeznaczony dla innych ludzi – rodziny, przyjaciół, znajomych, gdyż skoncentruje się na drugim człowieku. Uniknie zdawkowych pytań i automatycznych odpowiedzi czy sprawozdań. Skupienie pozwoli na rozmowę wzmacniającą relacje międzyludzkie i więzi rodzinne.

Skupienie przynosi spokój, harmonijny rytm życia, przynosi nowe siły i chęci aby aktywnie przeżywać kolejne dni oraz uniknąć pasywności.

Ani lenistwo, ani pracoholizm nie są więc godne pochwały. Powielanie rytmu życia innych też na pewno nie sprzyja wewnętrznemu porządkowi. Każdy musi go dopasować do własnych predyspozycji, temperamentu do swojej roli w rodzinie czy społeczeństwie. Wtedy każdy dzień ma szczególny i niepowtarzalny charakter.

piątek, 29 lipca 2011

SZCZĘŚCIE STAN DUCHA CEL I DROGA

Niezwykle łatwo zgodzić się ze stwierdzeniem, że szczęście oznacza udane życie. Nikt chyba nie wierzy, że decyduje o tym zamożność, stopień naukowy, układy interpersonalne, powodzenie w interesach, czy walory wyglądu zewnętrznego. Szczęście jest całkowicie odmienne od krótkotrwałej euforii i wiecznego zadowolenia prowadzącego w rezultacie do odrętwienia i rezygnacji. Szczęście nie jest też cechą i pozostaje nieosiągalne, jeśli człowiek wyznacza je jako cel, który zdobędzie na którymś z etapów i zatrzyma na resztę życia jako niekwestionowaną własność. 


Istnieje jednak doświadczenie pozostawania w zgodzie z samym sobą. Człowiek doświadczający szczęścia czuje się wzmocniony, ale nie jest mu to po prostu „dane”. Zależy od tego, czy pracuje nad sobą, aby zaakceptować siebie samego i porzucić iluzje, którymi dotąd żył wmawiając je sobie i innym.

Całe ludzkie życie jest drogą do szczęścia – zwłaszcza dla człowieka wierzącego powinno być dążeniem do absolutnego szczęścia w niebie. Każda droga ma coś z procesu i pokonywania etapów. Jednak tylko nieliczni łączą ją z poddaniem się prawdziwej woli Boga. >Prawdziwej< - gdyż są ludzie, którzy sami czują się „bogami” i często mają odwagę kreować wizerunki innych osób w taki sposób, aby nikt nie mógł ich zaakceptować. Aby oddalić od siebie wszelkie zarzuty i uśpić sumienie skrupulatnie uderzają nawet w ton pobożności, stwierdzając, że krzywda, którą komuś wyrządzili jest wolą Bożą a nawet karą za grzechy.

Nie są gotowi pożegnać się z iluzjami o sobie, że są najlepsi, najbardziej doświadczeni, najwyżej doceniani i kompetentni, że odnoszą największe sukcesy. Umiejętność przeżywania zachwytu nad czymkolwiek jest dla nich całkowicie obca. Nie pozwalają na wzbudzanie w sobie wątpliwości co do słuszności własnego postępowania, bo przecież są „naj” a bezkrytyczna pewność siebie jawi im się jako cnota.

Z takim przeświadczeniem pędzą przez życie zupełnie jakby jeździli 110 km/h ciągle po tym samym rondzie. Licznik wszelkich zdarzeń wskazuje wysoką liczbę, ale nie pokonują żadnego etapu na drodze do szczęścia.

Wielu ludzi mówi, ze wcale nie szukali szczęścia, ale to ono ich znalazło. I właśnie to jest najlepszy sposób. Jednak każda z tych osób żyła postawą wdzięczności, otwartości i dostrzegania samego dobra w innych. Tacy ludzie również w każdej sytuacji szukają drogi wyjścia ku dobru, gdyż żyją przekonaniem, że towarzyszenie innym na drodze do szczęścia to jak najbardziej „ich sprawa”. Potrafią patrzeć na innych przez pryzmat udziału w szczęściu absolutnym. 

czwartek, 28 lipca 2011

WDZIĘCZNOŚĆ ENERGIA DLA UMYSŁU I DUSZY



Prawdziwa wdzięczność nie ogranicza się wyłącznie do słów oprawionych uśmiechem. 
Z autentycznej wdzięczności wypływa akceptacja, która sprawia, że ludzie czują się przyjmowani wraz ze wszystkimi wartościami i niedoskonałościami, takimi jacy są. Nie wymaga od nikogo, aby się zmienił, tu i teraz. Są ludzie, którzy podnoszą innych ze zniechęcenia w ciągu zaledwie kilku minut. Bez komplementów i przedstawiania złudnych ale radosnych wizji, aby pocieszyć powierzchownie w odniesieniu do danego wydarzenia, czy sytuacji. Sięgają głębiej, do zasobów swojej duszy i umysłu, gdyż sami opanowali doskonale cenną umiejętność wdzięczności we własnym życiu. 


Wdzięczność często jest źródłem motywacji dla innych, stając się w ten sposób szansa dla ich rozwoju duchowego i osobowościowego. Jest sztuką, ogromną wartością wzbogacającą człowieka, tego, który ją wyraża i tego, który potrafi ją przyjmować.

W codziennym życiu istnieje wiele powodów do wdzięczności. Jeśli potrafimy je dostrzegać na każdym etapie naszego życia – wtedy przeżywamy je bardziej świadomie i szybko zauważamy, że w pewnym sensie wzrasta jego wartość.

Doświadczanie wdzięczności okazuje się wsparciem w trudnych chwilach 

i sprawia, że człowiek czuje się silny w swoich starciach z problemami i zmartwieniami. Każdy z pewnością spotkał w życiu osoby, którym wiele zawdzięcza. Każdy zachwycił się kiedyś pięknym krajobrazem, urzekającym wschodem słońca, czy wspaniałymi wakacjami. To również skłaniało do wyrażania wdzięczności – takiej naturalnej – z potrzeby serca.




Każdy człowiek jest zdolny do wyrażania wdzięczności, ale jest to umiejętność, której trzeba się uczyć.

Wdzięczność całkowicie zmienia postrzeganie otaczającego nas świata, gdyż wtedy człowiek skupia się na tym, co w życiu pozytywne. Życie składa się z drobnych, często prozaicznych spraw i wydarzeń. Jeśli je doceniamy, mamy otwartą drogę do szczęścia. Człowiek dostrzega wtedy nowe, piękniejsze i większe przestrzenie życia. 

piątek, 8 lipca 2011

POGODA DUCHA - OPCJA DOSTĘPNA

Bardzo wiele wysiłku potrafią niektórzy ludzie włożyć w różnorakie działania zmierzające do zabicia własnej pogody ducha.

Pierwszy krok stanowi zazwyczaj sprecyzowanie swoich oczekiwań względem innych osób, ich życia, wizerunku, postępowania itd. w kontekście uformowania rzeczywistości zewnętrznej pod kątem osiągnięcia celów co do których nie posiadają żadnych praw, gdyż cele te zakładają manipulację życiem innych. Wymagają tym samym od życia realizacji swoich oczekiwań.



Uważają, że osiągną ten cel i zdobędą swoje własne Mount Evetest, gdyż są ludźmi wielkimi o powszechnym i niepodważalnym autorytecie. To właśnie w tym miejscu tkwi kluczowy punkt błędu i początek drogi do unicestwienia pogody ducha a w rezultacie do stania się śmiesznym w przypadku, gdy te iluzje zostaną odkryte przez innych. Wtedy przeżywane uczucie rozczarowania często popycha do upartości a nawet do nikczemności w obronie założonych oczekiwań.

Tacy ludzie uzależniają swoje życie i swój wizerunek od własnych iluzji. W rzeczywistości nie są ludźmi wolnymi, gdyż ich wizja „wolności” tak naprawdę opiera się na oczekiwaniach wobec innych a nie na tych, które sprecyzowali wobec własnego życia. Wszystkie oczekiwania mające warunkować ich prawość, autentyczność i racje ukierunkowali na innych, którzy według ich iluzji muszą potwierdzić swoją >małość< i >nieudolność< . Od tego też uzależniają swoje życie.

Zadowolenie z realizacji tego rodzaju oczekiwań nie ma nic wspólnego z pogodą ducha i autentyczną radością z życia. Jest to raczej satysfakcja z postawienia innych w egoistycznie zaaranżowanym własnym wytworze wyobraźni na temat innych. Fałszywe poczucie bycia „wszechmocnym”.

Dopiero oczekiwania względem samego siebie mogą pozwolić na życie w harmonii z samym sobą. Są źródłem wewnętrznej radości, wtedy też jest możliwa wdzięczność za wszystkie miłe niespodzianki, które przynosi nam życie. Wytworzone iluzje na temat życia i innych ludzi tez mogą przynieść niespodziewane efekty, ale nazywając subtelnie – niezbyt radosne. Wtedy znowu rozpoczyna się bieganina za swoją „racją” i argumentowanie słuszności swoich oczekiwań wszędzie gdzie tylko można. Ale tacy ludzie nie widzą, że już dawno są poza zasięgiem zdrowego rozsądku i powszechnie przyjętych norm istniejących wśród ludzi świadomych wartości życia. Dla wierzących jest ono największym darem Boga.

Pierwszym, który wysunął swoje oczekiwania wobec innych był ten, który wpełznął do Raju, aby negocjować z Ewą swój autorytet. Argument miał potężny – ubrany w to samo kłamstwo używane od wszechczasów: „będziecie jak Bóg” – jeśli spełnisz MOJE oczekiwania względem CIEBIE, nie te, względem SIEBIE o których mówił Ci Bóg.

Pismo Święte nie wspomina o terminie zakończenia negocjacji zapoczątkowanych w Raju. Sam główny „negocjator” nadal z niewysłowioną aktywnością gromadzi sobie równie prężnych kontrahentów.

Autentyczność i realizacja oczekiwań względem siebie to sztuka, która nie spada z nieba. Nie jest to łatwe, ale w swojej treści bardzo proste: Każde życie pochodzi od Boga i tylko On o nim decyduje. W zamierzeniu Stwórcy każdy ma żyć swoim życiem. Wszelkie „manewry” rozciągające się na życie innych wykluczają możliwość istnienia pogody ducha, zwłaszcza wtedy, gdy chcą władać obszarami dostępnymi tylko Stwórcy.

niedziela, 26 czerwca 2011

RÓWNOWAGA LOTNA CECHA CZY POSTAWA. O SZACUNKU DLA INNYCH?

Czy jest możliwe i prawdziwe, aby zrównoważenie 
w reakcjach odnośnie ludzi i sytuacji i równowaga 
w ocenie rzeczywistości była cechą wrodzoną, zdobytą raz na zawsze?

Zachowanie równowagi w relacjach z innymi ludźmi, sztuka spójności i harmonii wymaga odnajdywania wyczucia w każdej nowo zaistniałej sytuacji. Nie jest to umiejętność stała, wynikająca z charakteru, osobowości, stanu, stanowiska.  

Zrównoważenie zachowań w odniesieniu do innych ludzi, decyduje o możliwości zaistnienia szacunku. 
W obie strony. Nie istnieje szacunek jednostronny. 


Potrzebujemy więc umiejętności empatii, akceptacji i postawy otwartości. Jest to niezbędne, aby poznać jakie wartości i poglądy naprawdę reprezentują inni. Niezbędna jest więc odwaga do poznania prawdy zaistniałej w konkretnych sytuacjach i w odniesieniu do osób, które miały w niej udział.

Ludzie, którzy są ślepo i zawzięcie skupieni na domaganiu się postawy szacunku od innych nie widzą często, że odwagę potrzebną do poznania prawdziwego oblicza sytuacji mylą z zuchwałością. Wtedy też można delektować się własną równowagą. Pozostaje ona jednak pozorna, wyimaginowana. Dlaczego? Przecież każdy ma prawo do własnego zdania. Tylko, że wtedy nie będzie ono oparte na prawdziwie istniejące rzeczywistości, ale na wyprodukowanych interpretacjach i wytworach wyobraźni, sprzyjających podtrzymaniu subiektywnej opinii.

Dla uzyskania równowagi w jej postaci autentycznej potrzeba odwagi, która pozwoli rzucić na szalę również tą nie wykrzywioną nadinterpretacjami prawdę o drugiej osobie, jej prawdziwe poglądy i przekonania.

Nadinterpretacja ta polega na przekonaniu, że czyjeś poglądy i wartości, którymi się kieruje inny człowiek można sobie samemu nazwać i przyporządkować tam, gdzie pasuje. Wtedy właśnie można uzyskać tą „swoją” a nie autentyczną równowagę. 

W taki sposób „zrównoważony” w swoich osądach i reakcjach człowiek jest przekonany, że natychmiast musi zadeptać wszystko to, co tylko pojawi się na horyzoncie i może zagrażać jego statycznej równowadze. Dla niego życie jest martwe, nic nie ma prawa się zmienić. W końcu „wypracował” równowagę danej opinii i przyjął ją raz na zawsze niczym dogmat. Powtarza te same argumenty, które w jego oczach podtrzymują ten sztuczny wytwór. 


Dla niektórych nawet dobrym argumentem dla podtrzymania racji okazuje się zajmowane stanowisko, stan, potwierdzenia ze strony innych tkwiących w identycznej sytuacji – gdyż myślą tak samo. Ciekawe. Życie przecież płynie, wszystko się zmienia. Tylko zakurzone sztuczne posągi mogą stać niezmienne i niewzruszone. Ale to kosztuje. Posąg nie jest pogodny (może mieć co najwyżej wyrzeźbiony uśmiech), nie zna radości życia, ma ciągle to samo otoczenie – w szerokim znaczeniu tego pojęcia, obca mu jest empatia a co za tym idzie otwarcie na bogactwa ukryte w innych.

Ta lotna równowaga jednak jest ciągle żywa. Nikt jej nie może zaliczyć do swojej stałej własności. Trzeba ją znajdować w każdej nowej sytuacji. Potrzeba do tego uwagi, skupienia, otwartości i akceptacji dla innych. Wtedy można mówić o istnieniu prawdziwego szacunku, którego - patrząc oczyma zdrowego rozsądku nikt nigdy nie zdobył drogą przymusu i wyegzekwowania tej postawy. Trzeba odwagi, aby przy tym pozostać.

czwartek, 23 czerwca 2011

RECENZENCI STWÓCY. O ODRZUCENIU ZADOŚĆUCZYNIENIA.

Serduszko (adres URL)
No właśnie – jak to działa? Dlaczego niektórzy usiłują poprawiać Pana Boga? Co najmniej 50% ludzkości już się za to zabrała, nie wyłączając żadnego stanu.

Dla człowieka wierzącego niekwestionowanym ekspertem w dziedzinie duchowej i psychologicznej konstrukcji człowieka jest bez wątpienia sam Stwórca. Bóg wiedział dokładnie, że człowiek wobec którego zastosowano przemoc w jakiejkolwiek formie powinien doświadczyć zadośćuczynienia. Zadośćuczynienie wymaga oczywiście naprawienia wyrządzonej krzywdy 
i zła. Okazuje się że na płaszczyźnie interpretacji tego prostego, ale kluczowego dla relacji międzyludzkich Bożego nakazu mnożą się nadużycia. Przechodzą one nie tylko ludzkie pojęcie, ale tak zwane „wszelkie granice przyzwoitości”. Od logiki i umiejętności rozsądnego myślenia, do którego Bóg uczynił spośród stworzeń zdolnym tylko człowieka też odbiegają i to niezmiernie daleko, aż po horyzont wprost na terytorium fałszu. 
Bez zadośćuczynienia nie może być mowy o autentyczności człowieka i wewnętrznym pokoju ani 
o obiektywnym spojrzeniu na innych ludzi.

Po pierwsze. Dla jednych mottem będzie myśl: „w żadnym wypadku nie mogę się przyznać”. To może zaszkodzić, nawet zrujnować mnie jeśli stanę w prawdzie. Nie będę mieć racji, to mnie poniży. Dla nich jedynym sposobem zachowania „twarzy” jest podtrzymywanie swojego kłamstwa jako obiektywnej prawdy. Nazywają krzywdę – dobrem, według własnej oceny wytworzonej bezpodstawnie. Jedyny argument sięgający szczytów szczerości w mniemaniu takich ludzi brzmi: „no bo tak”. Podtrzymanie tej interpretacji wymaga niekiedy wręcz tytanicznego wysiłku, aby uniknąć rozmowy z osobą skrzywdzoną. Wtedy przecież będzie mogła wyrazić swoje zdanie i odczucia a wszystkie misternie skonstruowane kłamstwa mogą runąć. W rezultacie może się okazać, że trzeba będzie zobaczyć w tej osobie dobro 

i zmienić punkt widzenia o 180°. To dopiero klęska dla obłudnika i egocentryka. 
Na miarę końca świata.

Po drugie. Pan Bóg nie sądzi człowieka, dopóki ten żyje. Recenzenci Pana Boga twierdzą, że najlepiej samemu stać się „bogiem” i zważyć czyjeś winy ale tak, aby wynik był zadowalający dla ich punktu widzenia. Skoro odrzucają to, co nakazał sam Stwórca, czy nie uważają się więc za większych? Jeśli win jest za mało, wtedy ich zdaniem należy zwiększyć ich ciężar gatunkowy oszczerstwami i trochę dorzucić z własnych zasobów zgorzknienia. Ależ podatność na manipulację szatańską! Wręcz symbioza. Ale taka scenografia dodaje im poczucia bezpieczeństwa. Bo właśnie, dlaczego mają „zadośćuczynić” skoro według ich osądu ten ktoś nie zasługuje? I do tego jest przecież taki obrzydliwy w duszy, której … znać nie mogą? Obłudnik potrafi z niewysłowioną zaciekłością bronić tak zaaranżowanej wizji sytuacji, czy skrzywdzonej osoby. Co by było, gdyby mu ta jego „scenografia” runęła na głowę? W tych sytuacjach taki personalny Armagedon byłby początkiem powrotu do człowieczeństwa prze duże „CZ”. Aby stanąć w prawdzie, potrzeba odwagi. Dla egoisty i obłudnika byłoby to równoznaczne z samo zdetonowaniem. 

On jednak „dba” o siebie po „bożemu”, terrorystą nie jest. Wszak przecież sam to stworzył.

Po trzecie. Odwołanie krzywdzących sądów oznaczałoby całkowite oderwanie od przyjętego 

i rozpowszechnionego obrazu danej osoby czy sytuacji, przyznanie się do zła, może nawet podłości. Zdemaskowanie się. A ponieważ osąd jest „rozpowszechniony” to przecież są „inni”, którzy też tak myślą. 
A dlaczego? Po to, żeby mieć się na co oburzać. Tacy ludzie nie potrafią żyć własnym życiem i własnym spokojem. Potrzebują kogoś poniżyć, aby było na kogo zrzucać swój niepokój. Do tego się jednak nie przyznają. W imię wierności wobec półświadomie przyjętego motta: „w żadnym wypadku nie mogę się przyznać”. W taki sposób pozostają zawsze niezadowoleni ze świata i ostatecznie z samych siebie. 

 
Puenta. I cóż. Opada maska. Prawdziwy pokój wewnętrzny jest przestrzenią gdzie żyjemy 
w harmonii z samym sobą. To przestrzeń otwartości i akceptacji otoczenia i całego stworzenia. Rezygnacja z korekty tego co już Pan Bóg wypracował. Pokój wewnętrzny i zdolność do zadośćuczynienia to akceptacja patrzenia na innych oczami Stwórcy.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...