Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Toskania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Toskania. Pokaż wszystkie posty

piątek, 28 lutego 2014

O koguciku i winie

 Witajcie. Ostatnio wspomniałam o toskańskich winach, których jak mawiają Włosi „zazdrości im świat”, a zwłaszcza tego najsłynniejszego – Chianti. Istnieje kilkanaście odmian tego wina, w kolorze czerwonym, wytwarzanego z winogron  o nazwie Sangoivese. Do niektórych odmian Chianti dodaje się też białe winogrona, ale te wina trzeba wypić od razu. Tylko niektóre gatunki mogą leżakować.
Z tematyką związaną z włoskimi winami wiąże się piękna stara legenda, o koguciku, która nawiązuje do czasów walk terytorialnych, prowadzonych przez ówczesne potęgi, a konkretnie przez Florencję i Sienę. Na wyselekcjonowanych, markowych winach Chianti Classico widnieje etykieta z czarnym kogutem w złotej, albo czarnej otoczce. Znakiem koguta, który jest symbolem Chianti można oznaczyć i zabutelkować określoną ilość wina. 




środa, 26 lutego 2014

Montepulciano - średniowiecze, renesans i wino

Do Montepulciano jechaliśmy pośród łagodnych wzgórz, porośniętych krzewami winorośli, które w tym rejonie wyjątkowo bogato przystrajały krajobraz soczystą zielenią. Czar toskańskich widoków potrafi przyprawić o zawrót głowy, zwłaszcza gdy w krótkim czasie odwiedza się tak wiele nowych miejsc i syci oczy licznymi dziełami sztuki.
Montepulciano, otoczone imponującymi murami, wniesionymi w XVI w. przez wybitnego architekta Antonio da Sangallo Starszego,  może się poszczycić wieloma renesansowymi budowlami i kościołami wzniesionymi przez tegoż budowniczego. W Montepulciano znajduje się najwybitniejsze dzieło Antonio da Sangallo, kościół Madonna di San Biagio. Budowla wznosi się poza murami miasta, jest malowniczo i oryginalnie wkomponowana w kontekst krajobrazowy. Co prawda nie udało mi się zwiedzić kościoła, bo na spacer w obie strony zapewne potrzebna byłaby dodatkowa godzina, ale w czasie spaceru po mieście uchwyciłam z daleka słynną budowlę.



wtorek, 18 lutego 2014

Wspomnienia z uroczej Pienzy

Witajcie. Wiosenny nastrój i promienie słońca sprawiają, że wszystkim wokół od razu poprawia się nastrój, chociaż jest bardzo wietrznie. Z mojego wakacyjnego wyjazdu do Toskanii, cały czas pozostaje całe mnóstwo zdjęć uroczych zakątków i pejzaży. Dzisiaj wspomnę małe, urocze i ważne miasteczko – Pienzę.



poniedziałek, 18 listopada 2013

Lukka - spacer po starówce i katedra San Martino (cz.1)


Blogowa wycieczka po Toskanii, ma duże szanse potrwać aż do grudnia, bo trzeba jeszcze odwiedzić trzy miasta: Lukkę, Pienzę i Montepulciano. Co prawda świeżość wrażeń umyka szybko i dzień po dniu coraz to dalej ucieka z pamięci. Nie mają szans się jednak rozpłynąć zdjęcia ani notatki spisane na gorąco pod toskańskim niebem, na które częstokroć czasu brakowało, aby utrwalić wszystko drobiazgowo. Odkryłam też, że kilka luźnych kartek z zapiskami, to chyba musiałam gdzieś po drodze wytrzepać, ale w niczym nie ucierpią na tym wspomnienia.
 
A Lukka słynie przede wszystkim ze swojego okrągłego placu – Piazza dell’Anfiteatro, zbudowanego na miejscu rzymskiego amfiteatru. Miejsce jest ciekawe i stanowi kwintesencję włoskich klimatów. Całość najpiękniej wygląda z lotu ptaka, a na miejscu można kupić z takimi widoczkami pocztówki. Najzwyklejsze fotografie też w niczym nie umniejszają uroku okrągłego placu. 

Piazza dell'Anfiteatro

Zanim znalazłam się w centrum pewną część zwiedzania  miałam już za sobą, ale o tym  mogę tylko opowiedzieć. Otóż wiele obiektów fotograficznie pominęłam. Bardzo żałuję, że jadąc przez Lukkę nie robiłam zdjęć przepięknych secesyjnych kamienic z XVII i XVIII wieku, zbudowanych poza murami miasta. Zresztą gdybym nawet zdjęcia miała i to nie byłoby jak ich pokazać – wszak kamienice są prywatne. Oglądałam je tylko i kodowałam w pamięci, nadając odpowiednie tytuły swojemu zachwytowi: „architektura”, albo „ornamenty ozdobne”, „kolorystyka”, czy też „zawijasy metaloplastyczne”. Będąc w Lukce warto je zobaczyć. Podziwiałam rosnące przy willach mimozy, kwitnące na różowo, oleandry i niebieskie kwiaty ołownika, a uwagę fotograficzną skupiałam na oszczędzaniu akumulatora w aparacie. Całkowicie postawiłam na fotografowanie w centrum, tam gdzie obiektów do zachwytu było bez liku.
Pierwszą obfotografowaną pięknością tuż po wejściu na stare miasto, były lukkańskie wypieki i nie tylko.


W mieście spędziłam około trzech godzin, które – nie ma co ukrywać przydałoby się rozciągnąć przynajmniej na trzy dni. Historia Lukki jest bardzo złożona, dlatego wspomnę  skrótowo o kilku tylko zdarzeniach. Otóż miasto zostało założone przez Etrusków, a potem było kolonią rzymską, czyli prawie standard, jeśli chodzi o genezę toskańskich miast. 

Czas w którym do Lukki dotarło chrześcijaństwo jest osnuty legendą, a chodzi tu o postać Paolino z Antiochii, będącego pierwszym biskupem miasta, przybyłym tu prosto od świętego Piotra. Według legendy ten biskup Lukki i pierwszy krzewiciel chrześcijaństwa miał ponieść śmierć w czasie prześladowań Nerona. Nie istnieją żadne średniowieczne dokumenty wymieniające imię tegoż biskupa, ale nie jest on jedynym biskupem, którego istnienia nie odnotowano w dokumentach sprzed wieków. Trudno powiedzieć, czy to kwestia nie wystarczającej uważności starożytnych i średniowiecznych pisarzy odpowiadających za archiwa, czy też problem tego, że któreś archiwum z niewiadomych przyczyn nie przetrwało.

W średniowieczu w Lukce powstawały liczne kościoły, najczęściej fundowane i budowane przez patrycjuszy jako wota. W pewnym czasie w obrębie miasta było ich nawet 130. Do rozkwitu Lukki przyczyniła się hodowla jedwabników a to „rzemiosło” przynosiło wówczas ogromne dochody. Wtedy też powstawały banki pożyczające pieniądze i rozwijała się architektura. Wrogimi dla Lukki miastami okazały się dwie potęgi morskie: Piza i Genua. To właśnie w obawie przed najeźdźcami w Lukce zaczęto budować potężne mury.

Mury Lukki

 Ewenementem jest to, że do dziś zachowały się one w całości. Drugim włoskim miastem szczycącym się zachowanymi murami jest Ferrara. W Lukce otaczają całą starówkę, mają długość ponad czterech kilometrów i około 12 metrów wysokości. Budowano je trzysta lat i nigdy nie zostały zdobyte.

Później doszliśmy przepięknej katedry San Martino – najważniejszej świątyni w całej Lukce. Została zbudowana na miejscu najstarszego kościoła istniejącego w mieście, pochodzącego z VI wieku, pod wezwaniem Santa Reparata, ale już w wieku VIII otrzymał tytuł kościoła katedralnego, pod wezwaniem św. Marcina z Tours. 

Katedra San Martino
Budowa katedry przebiegała w kilku etapach. W 1372 r. kiedy we Florencji intensywnie szukano właściwego pomysłu na zbudowanie potężnej kopuły nad katedrą Santa Maria del Fiore – to przypuszcza się, że wtedy do Lukki zaproszono architektów, którzy prowadzili konsultacje odnośnie formy architektonicznej lukańskiej katedry. Prawdopodobnie każdy szczegół dokładnie omawiano na licznych posiedzeniach, rozpatrując po kilka projektów będących propozycjami wykonania jednego elementu, bądź też wnoszono zmiany do tych, które zatwierdzono już wcześniej. Przebudowa katedry przebiegła bardzo szybko i ukończono ją około roku 1390.
Fasadę ozdabiają loggie z rzeźbionymi kolumienkami a do wejścia głównego przechodzi się przez przedsionek zamknięty trzema arkadami, który ozdobiono płaskorzeźbami i intarsjami w kamieniu a nad arkadami, umieszczono rzeźbę przedstawiającą patrona.


W katedrze znajduje się niezwykła rzeźba, przedstawiająca Chrystusa, będąca kopią dzieła starożytnego, wykonaną w XII wieku z drzewa wiśniowego. Jest nazywana Volto Santo (Święte Oblicze), gdyż przypomina wizerunek Chrystusa z welonu Weroniki. Jest lokalną relikwią. Legenda głosi, że autorem oryginalnej rzeźby był Nikodem. Najpierw przez siedem wieków relikwia była ukrywana w jaskini, a później dotarła na łodzi płynącej bez załogi na teren Toskanii. Następnie biskupowi Lukki krucyfiks ukazał się we śnie, nakazując, aby biskup udał się po relikwię w miejsce, gdzie właśnie toczyły się o nią spory. Rzeźbę załadowano na wóz – bez woźnicy, a woły dotarły przed kościół San Frediano i tam też relikwię umieszono. Nazajutrz rano krucyfiks zniknął i okazało się, że znajduje się w katedrze San Martino.
 
Volto Santo (Święte Oblicze)
W katedrze oglądałam też obraz Ostatnia Wieczerza Jacopo Tintoretto z 1592 r. Przy okazji sprawdzania i poszukiwania informacji dotyczących Tintoretta, zauważyłam, że artysta bardzo upodobał sobie temat Ostatniej Wieczerzy, gdyż scenę malował wielokrotnie, za każdym razem podkreślając inną chwilę tego biblijnego wydarzenia.

Ostatnia Wieczerza, J. Tintoretto
W czasie spaceru z przewodnikiem po starej części miasta, pomimo panującego tu i ówdzie tłoku, zdobyłam sporo wiadomości dotyczących kościołów: San Michele in Foro, San Fediano oraz Santa Zita. Słuchałam opowieści o wieży z dębem skalnym, o barwnym życiu Pucciniego i o lukańskich wypiekach. Ale o tym napiszę następnym razem.

piątek, 15 listopada 2013

SIENA - ŚW. BERNARD I PIAZZA DEL CAMPO


W poprzedniej wędrówce po Sienie, we wpisie „Koronkowa katedra, contrady i Palio - czyli o urokach Sieny” , napomknęłam tylko o ogromnym Piazza del Campo, w kontekście wyścigów Palio. To zbyt mało, gdyż to jest miejsce wyjątkowe – główny plac najstarszej części miasta i niemożliwy do pominięcia w Sienie punkt programu turystycznego. Piazza del Campo, urzeka swoją architekturą, której odpowiednika próżno szukać gdziekolwiek. Został zaprojektowany na planie elipsy – a właściwie muszli, o płaszczyźnie lekko pochyłej na kształt amfiteatru. Nie trudno się domyślać, że plac zbudowano na stoku wzgórza. Całą krawędź tej „ muszli” zamykają kamienice i pałace w intensywnych barwach ceglanej sieneńskiej czerwieni, wzbogaconej różnorodnością jej odcieni. Te barwy również niejako charakteryzują spontaniczną atmosferę zarówno samego placu, jak i otaczających go kafejkowych ogródków. Pamiętam, że ciepłe powietrze porządnie pachniało czekoladą i kawą, a takie zapachy dają szansę jedynie na to, aby umilić sobie podziwianie placu również smakowo. Bo inaczej ten aromat potrafi kusząco drażnić, dekoncentrować i grozi nawet uszczerbkiem na wrażeniach, mających płynąć ze zwiedzania. Ale nie to jest najważniejsze, chociaż w Sienie na pewno obowiązkowe.

W części placu, położonej najniżej wznosi się znany sieneński ratusz, będący wizytówką i ikoną rozpoznawczą miasta. Monumentalna budowla z wieżą sięgającą blisko stu metrów góruje i dominuje nad całym placem i wszystkimi budynkami. Jak w każdym mieście, sięgającym początkami przynajmniej do średniowiecza, tak i w Sienie plac stanowił centrum życia miejskiego. W średniowieczu i później, obywatele miasta gromadzili się tu, aby być świadkami i uczestnikami egzekucji, walk, meczów, festynów i Palio. Ale w Sienie działo się nie tylko to. Otóż na fasadzie Palazzo Pubblico, obok wilczycy symbolizującej założenie miasta przez synów Remusa, znajduje się też inne godło. Jest nim monogram Chrystusa – IHS, a umieszczenie tegoż monogramu, jako herbu na miejskim ratuszu jest związane z gorliwą działalnością św. Bernarda. Monogramu na białym okręgu można się dopatrzeć na górze, tuż pod krenelażem.

To właśnie tu, na Piazza del Campo św. Bernard głosił swoje kazania a udawało Mu się to tak fantastycznie, że został mianowany przez przełożonych kaznodzieją na całą Italię. W biografii św. Bernarda odnotowano, że na homilie świętego, w których nawoływał do pokuty i zmiany życia, przybywały tak wielkie tłumy wiernych i słuchaczy, że mogły się zmieścić wyłącznie na największym placu. Święty miał niezwykły dar docierania do ludzkich umysłów, a pod wpływem jego słów wielu ludzi radykalnie decydowało się na całkowitą zmianę życia, odstępując od dotychczasowej mentalności opartej na szeroko rozumianym egoizmie. Święty Bernard potrafił doprowadzać ludzi do decyzji dążenia w kierunku zgody i uczciwości, a w średniowieczu nie było to sprawą łatwą. Sława św. Bernarda była wówczas duża i szerzyła się ze względu na dokonywane cuda. Święty głosił kazania mając przed sobą, albo trzymając w ręku właśnie monogram Chrystusa – IHS. Ponieważ Piazza del Campo stał się niejako widownią tych wydarzeń i miejscem kojarzonym w średniowieczu z osobą św. Bernarda, dlatego też wierzący sieneńczycy umieścili monogram na ratuszu.
W budynku Palazzo Pubblico znajduje się muzeum, w którym można oglądać znakomite dzieła sztuki i freski ( np. Alegorie dobrych i złych rządów, namalowane przez Ambrogia Lorenzettiego), ale niestety nie dałam rady zdążyć wszędzie.
Od placu rozchodzą się ulice, wzdłuż których wznoszono pałace i banki. Zatrzymaliśmy się przy Palazzo Salimbeni, zbudowanym w stylu gotyku sieneńskiego.

Pałac Salimbeni

Podane wiadomości zapamiętałam tu bardzo ogólnie, a to ze względu na otaczający gwar dochodziło do mnie co któreś słowo naszej przewodniczki. Usłyszałam, że pałac był siedzibą czegoś w rodzaju stowarzyszenia, zajmującego się ograniczaniem praktykowania lichwy. Dowiedziałam się, że właśnie w Sienie po raz pierwszy zaczęto wydawać dokumenty potwierdzające wpłaty pieniędzy, które można było później za okazaniem tegoż dokumentu wypłacić w innym mieście. W ten sposób starano się o podniesienie standardów bezpieczeństwa przeprowadzanych transakcji handlowych i tym samym wymyślono pierwszy przelew bankowy.
Na Piazza del Campo znajduje się również  Fonte Gaia – śliczna i okazała fontanna, którą oddano do użytku sieneńczykom w 1346 r. Oryginalne elementy są wykonane z marmuru sieneńskiego, który w XVIII wieku powoli zaczął przegrywać walkę z upływającym czasem i trzeba było je ocalić od całkowitego zniszczenia. Zostały więc przeniesione do Museo di Santa Marta del Scala i tam są eksponowane. A na placu znajduje się kopia. W upalne popołudnie fontanna była oblężona przez turystów szukających tu ochłody, a za sprawą lekkiego wiatru można było też liczyć na orzeźwiający prysznic.


Nadal sporo jeszcze mi pozostało cennych sfotografowanych detali– również i ze Sieny, pośród których są i takie które opatrzyłam notkami. Tak jak już kiedyś napomknęłam – pewnie je jeszcze nieraz nadarzy się dobra okazja, aby do nich powrócić.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Na styku dwóch dolin


Tym razem wrócę blogowo do znanej miejscowości uzdrowiskowej Chianciano Terme, położonej w miejscu, gdzie spotykają się dwie doliny Val d’Orcia i Val di Chiana. Całkiem podobnie jak w Montecatini Terme –  starówkę dzieli spora odległość od części nowszej, w której znajdują się hotele i sanatoria. To nie był mój pierwszy pobyt w Chianciano, ale dopiero w tym roku po raz pierwszy miałam okazję odwiedzić najstarszą część miasta. 


A wycieczka doszła do skutku z inicjatywy uczestników. Ze sporą dawką dobrego humoru część naszej grupy uruchomiła przedsięwzięcie, które było kształtowane ze sporą dozą determinacji w trakcie powrotu do hotelu po całodziennym zwiedzaniu. Otóż co chwilę przez autokar tam i z powrotem przetaczały się wszelkie argumenty przemawiające za koniecznością urządzenia dodatkowej, wieczornej wycieczki. Polegały one w dużej części na kreatywnym wyliczaniu i wyolbrzymianiu  fatalnych, graniczących z nieszczęściem skutków i przeżyć, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć wtedy, gdyby wycieczki nie było. I tak to trwało, dopóki nie zapadła decyzja, że dodatkową – 1 godzinną wycieczkę da się zrealizować. Metoda prowadzenia negocjacji też była w pełni uzasadniona, bo był to powrót z Montepulciano, gdzie zgodnie z programem troszkę popróbowaliśmy toskańskich win.
Kiedy przybyliśmy na starówkę, nadal nic nie wskazywało na to, abyśmy opuścili rejon, w którym tamtejsi mieszkańcy szczycą się produkcją wina.


Miasteczko jest bardzo małe a budynkiem reprezentacyjnym jest ratusz z wieżą zegarową.


Wstąpiłam też do kościółka dell’Immacolata, gdzie wyjątkowo wpadła mi w oko trójwymiarowo zrobiona na szydełku koronka, zdobiąca obrus na ołtarzu.


Epokowe kontrasty także miały wyjątkowe uroki.


Jadąc do tej części miasta, położonej na wzgórzu mijaliśmy po drodze liczne termy. Dowiedziałam się, że w starożytności w miejscach, gdzie wybijały źródła wód mineralnych budowano bóstwom świątynie, składając im w ten sposób ofiarę z wody. Natomiast wykopaliska archeologiczne, prowadzone w okolicach Chianciano Terme przyniosły odkrycia ogromnych nekropolii z czasów zarówno etruskich jak i rzymskich. Odkryto rozległe nekropolie i setki grobowców, pośród których były też groby komorowe, wykute w skale tufowej. W grobowcach znajdowały się ogromne pomieszczenia – „pokoje”, gdzie pozostawiono zmarłym naczynia ceramiczne, biżuterię i ozdoby z brązu. Znaleziska można oglądać w Muzeum Archeologicznym we Florencji. W samym Chianciano Terme również znajduje się Muzeum  Archeologiczne, w którym również można oglądać ekspozycje związane z kulturą etruską, ale tam już nie udało się dotrzeć.
Później zdążyłam jeszcze zrobić kilka zdjęć i błyskawiczna wycieczka dobiegła końca tak szybko, że aż trudno było uwierzyć, jak szybko może minąć jedna godzina.


Ogarniam jeszcze z grubsza drugą część opowieści o Sienie, a także o najważniejszych miejscach, którymi szczyci się Lukka i właśnie o tych miejscach wspomnę w najbliższym czasie, we wpisach o Toskanii.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...