czwartek, 18 kwietnia 2013

CRISTIADA - TEN FILM TRZEBA ZOBACZYĆ



Wczoraj byłam w kinie. Cristiada weszła na ekrany polskich kin już prawie 2 tygodnie temu.  
Film opowiada o wybuchu powstania, nazwanego później Cristiadą, którego uczestnicy walcząc o wolność i prawo do wyznawania wiary katolickiej sprzeciwili się reżimowi dążącemu do unicestwienia wiary katolickiej i krwawym prześladowaniom wyznawców Chrystusa. W opowieść o wydarzeniach z nieznanej nam bliżej historii odległego Meksyku lat 20 -tych wplecione są autentyczne fakty biograficzne postaci z tamtego czasu. 

wtorek, 16 kwietnia 2013

NA INAUGURACJI PONTYFIKATU OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA



We wtorek 19 marca wcześnie rano pojechałam na uroczystą inaugurację pontyfikatu Ojca Świętego Franciszka. Odcinek drogi który, musiałam przejść od przystanku metra na Plac św. Piotra nie był długi, jednak w kierunku Placu od samego rana podążały tłumy ludzi. Wokół panował charakterystyczny dla takiego rodzaju okoliczności rozgardiasz, niezwykłe ożywienie, radość i powaga jednocześnie. Minęłam kilka grup idących niezbyt szybko i po kilkunastu minutach byłam już na Placu św. Piotra.  Nie spodziewałam się, że dojdę aż tak prędko, tym bardziej, że przed wejściem były jeszcze trzy kontrole.  „Zajęłam” sobie miejsce niedaleko Fontanny Świętego Oficjum, znajdującej się po prawej stronie Placu. 
 
Druga fontanna jest usytuowana symetrycznie, po przeciwnej stronie Placu i jest nazywana Fontanną czterech papieży. Obie mają takie same wymiary: 28 metrów średnicy i 8 metrów wysokości. Obie należą do najpiękniejszych w Rzymie. Różnią się umieszczonymi na nich znakami herbowymi papieży, którzy polecili je zbudować i upiększać. Fontannę świętego Oficjum zbudował Carlo Fontana w czasie trwania pontyfikatu papieża Klemensa X. Została więc przyozdobiona herbem tegoż Ojca Świętego, oraz herbem papieża Pawła VI – gdyż w czasie Jego pontyfikatu odnawiano tą fontannę. Na drugiej -  Fontannie Czterech Papieży, zbudowanej przez Carlo Madernę umieszczono herb Pawła V – gdyż fontanna była zbudowana w czasie Jego pontyfikatu (1613 r.) Trzy kolejne herby należą do papieży: Innocentego III, Aleksandra VI i Aleksandra VII, ponieważ w czasie trwania tych pontyfikatów Fontanna była upiększana. 
 
Na Plac Św. Piotra dotarłam dużo wcześniej  przed rozpoczęciem uroczystości.  Pogoda była sprzyjająca i słoneczna, tylko nieliczne białe chmury płynęły po błękitnym niebie. Kilka razy powiał wiatr od strony zachodniej  i z każdym podmuchem należało się spodziewać orzeźwiającego prysznica od fontanny.
Próbowałam znaleźć odpowiednią częstotliwość radiową, żeby skorzystać z transmisji, zanim rozpocznie się Msza św. Inauguracyjna. Znalazłam stację radiową   języku włoskim a to bardzo przydało się później, bo mogłam słuchać relacji w czasie, gdy Ojciec Święty udał się do Bazyliki, kiedy zakończył objazd Placu swoim papamobile.
Jeśli przyjście na Plac 1,5 godziny przed czasem można traktować jako duży „zapas”, to i tak okazał się niewystarczający, żebym mogła przepchnąć się do barierki, przy alejce, którą przejeżdżał papież Franciszek. Patrząc na telebim, mogłam na bieżąco orientować się, w której części Placu znajduje się Ojciec Święty jadący w papamoblie. Gdy papież zbliżał się do alejki, do której miałam najbliżej, zaczęłam się martwić, że wcale Go nie zobaczę. Cóż tam się wtedy zaczęło dziać! Ano właśnie to, co z reguły dzieje się na uroczystościach tak wielkiej rangi. Ludzie wskakiwali „na barana”, podskakiwali, aby lepiej widzieć papieża,  wołali Ojca Świętego i skandowali Jego imię: Francesco! Francesco! W górze wyrósł nagle las tysięcy rąk, trzymających aparaty fotograficzne, cyfrówki, iPady, tablety, smartfony i wszelkie istniejące wynalazki  elektroniczne , które tylko nadawały  się do uwiecznienia tej wyjątkowej chwili.


Otoczona z każdej strony tłumem, pochłonięta całkowicie atmosferą powszechnie panującego wielkiego wzruszenia i podniosłego nastroju wcale nie myślałam o włączeniu w swojej cyfrówce trybu fotografowania seryjnego. Papamoblie jechał bardzo szybko i równie szybko Ojciec Święty trzy razy znikał mi z pola widzenia, to za transparentami, to za flagami, to za tłumem. Byłam jednak bardzo zaskoczona, że odległość od alejki nie jest tak duża, jak wcześniej oszacowałam. Mogło to być  w rzeczywistości około 10 metrów a Ojca Świętego stojącego na podwyższeniu w papamobile widziałam dosyć dobrze. A zdjęcie? No cóż, może się uda następnym razem. Po komunii do samego końca Mszy św. stałam już przy barierce. Odległość od ołtarza była nadal duża, ale widok był dobry. 

Po zakończeniu Mszy św. Ojciec Święty przyjmował w Bazylice Królów, Królowe i Delegacje dostojników państwowych a na telebimach  wciąż jeszcze trwała transmisja z tego wydarzenia. 
  Zaraz, gdy transmisja dobiegła końca, nawet nie wiadomo kiedy ustawiła się duża kolejka ludzi zamierzających  wejść do Bazyliki. Okazało się, że już po chwili Bazylika została otwarta. Tego dnia grób bł. Jana Pawła II i Konfesja św. Piotra były bardzo oblegane przez wiernych i turystów.  Pomimo tłumu i tego unikalnego, uroczystego rozgardiaszu, ludzie byli jednocześnie wyciszeni atmosferą tego wyjątkowego dnia. 
W tak podniosłym nastroju, który panował  nadal, nawet nie pomyślałam, żeby tym razem zwiedzać  Bazylikę. Ulokowałam się w ławce przed „Przemienieniem” Rafaella Santiego,  a następnie kontemplowałam piękno i najwyższej klasy kunszt artystyczny Konfesji św. Piotra.
Gdy wyszłam już z Bazyliki, nadszedł najwyższy czas, aby pomyśleć o obiedzie. Spacerowałam sobie uliczkami w okolicach Placu św. Piotra, zapełnionych uczestnikami uroczystości i wypatrywałam odpowiedniego miejsca. A papież Franciszek spoglądał z plakatów na „wygłodniałych” pielgrzymów, którzy tłumnie rozsiadali się  w restauracyjnych ogródkach i na całe gardło rozprawiali o wspaniałości przeżytej uroczystości i oczywiście o papieżu, który swoim mocnym i ciepłym głosem, u progu swojej drogi Biskupa Rzymu wezwał do troski o przejrzystość wiary chrześcijańskiej na co dzień,  do troski o tych najmniejszych pośród nas i do radości z bogactwa duchowego. 

Po obiedzie pojechałam na Plac Hiszpański a stamtąd jeszcze w wiele innych miejsc, chwila po chwili smakując  klimat Wiecznego Miasta, ale to już temat na kolejny wpis.

niedziela, 14 kwietnia 2013

WYPRAWA DO RZYMU



Gdyby nie tytuł postawiłabym pytanie: Zgadnijcie gdzie byłam?  Na pewno nie trudno odgadnąć, bo już wcześniej zamieściłam w galerii część zdjęć z mojej rzymskiej wyprawy. Nie będę też pisać dlaczego umyka mi czas i ostatnio pisze mniej niż bym chciała, bo powody są stale te same, ale jestem wdzięczna moim stałym Czytelnikom i tym którzy tu zaglądają od czasu do czasu. To mnie cieszy, mobilizuje i naprawdę nie przesadzę, jeśli powiem, że też wzrusza.  

środa, 6 marca 2013

W PARKU



Na ogół piękna, słoneczna pogoda kusi do wyjścia w plener. Tym bardziej, że błękitnego nieba wyczekiwałam już od dawna. Na północy kraju jesteśmy stratni co do ilości słonecznych dni. Jednak na całe szczęście już od ubiegłego tygodnia nadeszła zmiana aury. Uff...,  jaka ulga!

Wybrałam się na krótki spacerek do pobliskiego parku, położonego przy pasie nadmorskim. Przy alejce spacerowej prowadzącej nad morze już od lipca stoi nowy pomnik Jana Pawła II i Ronalda Reagana. Inspiracją artystyczną było zdjęcie wykonane w 1987 r. podczas spotkania papieża i prezydenta  w Miami w USA. Pomnik jest usytuowany w taki sposób, 
że idąc alejką nad morze, trudno tam nie podejść –  skręca się tam prawie mimo woli. 

wtorek, 5 marca 2013

WIOSNA Z ANIOŁAMI


Urządziłam sobie króciutką przechadzkę po Starym Mieście, oczywiście przy okazji wyjątkowej wyprawy „po sprawunki” :) do domu.
Poszłam do Kościoła Mariackiego, w którym zdecydowanie o tej porze roku brakowało mi barwnego tłumu turystów. Ale miało to swój urok. Rzadko można delektować się wspaniałą, monumentalną architekturą tej wyjątkowej świątyni, kiedy jest prawie wyludniona. Tym razem przyjrzałam się postaciom Aniołów, choć same w sobie są potężne i wspaniałe bo jako Aniołowie przecież inne być nie mogą – a na tle monumentalnych filarów nabierają czysto anielskiej lekkości. Wszystkie razem stanowią niebiańską orkiestrę, gdyż były niegdyś ozdobą organów.


niedziela, 10 lutego 2013

Biało-czerwona syrenka



Wczoraj za wszelką cenę dążyłam do tego, aby liczne powody wyjścia do hipermarketu zredukować do zera. Nie zredukowałam, bo lista zakupów okazała się „argumentem” nie do obalenia. Wyjście po zakupy wydawało mi się istnym męczeństwem z powodu soboty 
i czekającego mnie slalomu w tłumie i stania w kolejce. No ale poszłam. A tam niespodzianka! Na środku w holu tłum, gwar i zamieszanie. Podchodzę bliżej, żeby zobaczyć co się dzieje, no i atrakcja! wystawa samochodów! Ponieważ ludzie robili zdjęcia czym się tylko dało, no to ja też zrobiłam:) chociaż uleganie urokowi starych aut to dla mnie coś zupełnie nieznanego. Ale biało-czerwona syrenka prezentowała się bardzo atrakcyjnie:

 
inne też wyglądały ciekawie:)


czwartek, 7 lutego 2013

Jestem...jestem...



Czas mi się skurczył niewyobrażalnie, ale nareszcie jestem. Od listopada aż do teraz pory zorganizował mi  się jakiś nieplanowany blogowy niby urlop, ale to już poza mną. Co prawda kilka razy zabierałam się do  wpisów, które leżą sobie rozpoczęte i przerwane, bo wypadało „coś” i pewnie tego, co przełożyłam już nie nadgonię, ale trudno. Ruszam od nowa po tej przerwie. No i przygotowuję naprawdę duży wpis.
 Żeby lepiej się pisało oczywiście jest potrzebny odpowiedni „sprzęt”. No to zdekupażowałam sekretarzyk na swoje notesiki i papiórki. Taka tam sobie wersja średniowiecznego laptopa, nieprawdaż? Mi to bardzo pasuje.


A ponieważ jest bardzo funkcjonalny i pożyteczny a posiadanie i używanie takiego pisarskiego pudełeczka dostarcza nie lada uciechy, to po kilku dniach zdekupażowałam jeszcze jeden, który będzie prezentem. Oczywiście dla kogoś kto też baaardzo lubi pisać:)




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...