wtorek, 7 października 2014

Kwitnąco i... al'a filozoficznie


Dzisiejszy dzień jest jednym z tych, który jak dla mnie bardzo się nadaje się na wspomnienia i refleksję. Nie chodzi o atrakcje turystyczne i zabytki. Mam na myśli… kwiaty, które fotografowałam tego lata. Kwitły w ogródku, przy drodze, na skwerze przy stacji benzynowej i pośród skał. A piękno kwiatów sprzyja zadumie, ale nie tylko o kwiatach dzisiaj będzie. Posłużyły  mi do sformułowania kilku myśli.



Wiadomo, że kiedy kwitną przechylają swoje kielichy w stronę słońca. Wiosną symbolizują życie budzące się z zimowego uśpienia a latem „potrafią” obudzić zachwyt ludzi. Niemal w każdych okolicznościach doskonale nadają się na prezent a w dodatku zawsze „stroją się” w modne i będące „na topie” kolory. Są przebogate, dostojne i … śliczne.
Ale do czego zmierzam?



Zaraz napiszę. Jednak zacznę od niezwykle trywialnego pytania. Czy człowiek jest najdoskonalszym stworzeniem (albo bytem, istotą żywą – jakkolwiek by Go nie nazwać) na tym świecie?
 
Być może ktoś cynicznie, albo też humorystycznie odpowie, że: to zależy który.  
A więc tak jak każdy gatunek kwiatów posiada odpowiedniej ilości i wielkości liście i płatki i nie ma dwóch identycznych okazów nawet w tym samym gatunku – tak każda osoba posiada odpowiednie „parametry” różnych cech charakteru, talentów, emocji, ma w sposób niepowtarzalny ukształtowany światopogląd – choć identyfikuje się z jakąś grupą kierującą się konkretnymi zasadami. 
To samo można powiedzieć o przekonaniach religijnych, czy politycznych i o całym mnóstwie innych spraw składających się na codzienność. I bynajmniej niczego nowego tu nie odkrywam.



A jak to wygląda na co dzień, pośród ludzi uważających się za inteligentnych, którzy w wyobrażeniu o sobie noszą „togi mądrości”?  Pod pretekstem  działania dla wszelkiego dobra roszczą sobie prawo do „WYRYWANIA” poszczególnych „płatków” (czyichś wyborów, talentów, odczuć, czy poglądów?) Mało tego. Z uporem maniaka zasłaniają „światło”, na przykład radości – do której każdy ma prawo i bynajmniej nie wyznaczono jej dawców posiadających tajne patenty.
Zresztą, czy ktoś trzymałby w pracy ogrodnika, który przywiązywałby liście ziemniaka do róży, a wyskubawszy płatki nagietkom zatknąłby w to miejsce jagody na wykałaczkach? Sama pozostaję pod silnym wrażeniem własnych lakonicznych i dość nietypowo ujętych myśli.



Życie będące udziałem wszystkich istot, w tym PRZEDE WSZYSTKIM ludzi, jest tak krótkie, że wszelkie tego typu „manipulacje” ludzie rozsądni zawsze uznawali za przemoc, a nawet porównywali z wtrącaniem do więzienia o niewidzialnych murach.
Przywołam też fakt, iż w starożytności sprzeciwiano się używaniu kwiatów do niewłaściwych celów. Od wieków budziły zachwyt. Dekorowano nimi świątynie, kościoły, obsypywano nimi zwycięzców i od zawsze towarzyszą ludziom w najważniejszych i uroczystych chwilach ich życia. Motywy kwiatów należą do jednego z najczęściej używanych ornamentów  w sztuce.

W Piśmie Świętym odnajdujemy piękny tekst, a w nim równie piękne odniesienie do kwiatów, właśnie w kontekście odrywania człowieka od spraw istotnych dla życia.
„Dlaczego martwicie się o odzież? Popatrzcie na kwiaty polne, jak rosną – nie pracują, ani nie przędą. A mówię wam, że nawet Salomon w całym swym przepychu nie był ubrany jak jeden z nich. (…) O to wszystko zabiegają poganie. Przecież wasz Ojciec Niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Szukajcie wpierw Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane.” (Mt 6, 28.32-33)



Nie będę cytowała dalej. W kolejnym rozdziale jest napisane na temat osądzania innych. A jak powszechnie wiadomo od starożytności taka postawa jest nazywana głupotą. Ależ oczywiście, że ma „pstrokate dekoracje” i tego nie widać gołym okiem. A jakże.

I jeszcze kilka myśli, przyszło mi do głowy.  Otóż wiadomo, że aby czuć się kwitnąco i tworzyć coś konstruktywnego potrzebujemy konkretów. Nie da się ich zdobyć „skubiąc” cudze płatki. Nie da się sprawić, aby ktoś poczuł się kwitnąco, gdy sączymy weń własne soki. Bo jest to najzwyklejsza interesowność i egocentryzm pod pretekstem niesienia dobra. 


Poza tym. Dobry ogrodnik dyskretnie usuwa zeschłe i chore płatki, czy liście, we właściwym czasie przycina dzikie gałęzie. A tych nieeleganckich nie eksponuje jako wizytówki ogrodów właściciela.
I chyba oczywistym jest fakt, że to, czy widzimy w ludziach więcej zła, czy dobra, zależy od tych wewnętrznych okularów, przez które patrzymy na świat. 

A dobro, trzeba pielęgnować, aby zakwitło a nie… wymuszać i do niego przemocą zobowiązywać. Bo osiągnięte tą drogą wcale dobrem nie będzie. 



 Pozdrawiam moich stałych i nowych Obserwatorów
i samych pozytywnych myśli Wam życzę :-)

niedziela, 5 października 2014

Złote Piaski - spacer wzdłuż wybrzeża


Przywołam jeszcze trochę letnich wspomnień z Bułgarii. Okazało się, że spacer wzdłuż wybrzeża może dostarczyć sporo informacji o tym kraju. Złote  Piaski słyną  z plaż, uważanych za jedne z najlepszych w Europie, a nazwa miejscowości jest związana z legendą o piratach tureckich. Opowiada ona, że ci właśnie piraci przed wiekami po jednej z grabieżczych wypraw, zakopali na wybrzeżu zdobyte skarby, a było to przede wszystkim złoto i klejnoty. Matka Natura, chcąc ukarać piratów za pychę i zuchwalstwo rozkruszyła skarby ukryte pod ziemią i rozsypała na północ od Warny. Tak według legendy miały powstać złote plaże.

 Miejscem, które trzeba obowiązkowo odwiedzić w Złotych Piaskach jest centrum, którego wizytówką jest Wieża Eiffla, otoczona niewielkim, ale uroczym parkiem, wokół którego ulokowały się  kawiarenki, sklepy i kramiki. 

Idąc wzdłuż wybrzeża, właściwie co kilka metrów można się natknąć na restauracje, przykuwające uwagę nie tylko smakowitym menu, ale też wystrojem wnętrz i efektownymi dekoracjami ogródków. Wyjątkowo wpadają w oko dekoracje akcentujące bułgarskie tradycje i kulturę ludową.
 

Artyści też znajdują tu swoje miejsce. Jak widać, nawiązują do powszechnej na Bałkanach tradycji malowania ikon, ale też dużym powodzeniem cieszą się ci, którzy szkicują portrety. Nie brakuje tu również fotografów, proponujących turystom zdjęcia w strojach z różnych epok.

Jak się okazuje, nie tylko fani kuchni włoskiej uwielbiają pomidory:)  W Złotych Piaskach przy głównej promenadzie natknęłam się na ciekawy ogródek  z uprawą tego smakowitego warzywa. Nie wyglądał wyłącznie na dekorację i myślę, że spełniał też rolę spiżarni.

 Ogromne jajo pomalowane w śródziemnomorskie pejzaże, też wyglądało ciekawie.

Wśród spacerowiczów, chyba nie było nikogo, kto nie pozowałby do zdjęcia na tle statku. Tutaj też, na pokładzie ulokowano restaurację.

Turyści chętnie oddają się błogiemu lenistwu na plaży a słońce na złotych plażach grzeje mocno. Plażowicze korzystają z ochłody w plażowych barach a kto szuka możliwości urozmaicenia czasu i chciałby wzbogacić wypoczynek o kurację zdrowotną, może skorzystać z masażu.

Oprawa architektoniczna wokół hoteli i plażowych barów też nierzadko zachwyca. Sąsiedztwo bajecznie pięknej roślinności i kwiatów sprawia, że niektóre zakątki tak oczarowują spacerujących ludzi, że prawie nikt nie potrafi sobie odmówić pamiątkowych fotografii.


Dochodząc do miejsca, w którym kończą się plaże, znajduje się przystań jachtowa. Wygląda efektownie z każdej strony a nabrzeżne skwery obsadzono ciekawymi gatunkami drzew.

A kto by się poczuł zmęczony spacerem w skwarze może do centrum wrócić pociągiem.

Dziękuję za Wasze wizyty i pozdrawiam.

wtorek, 30 września 2014

Park Oliwski - na progu jesieni

Bardzo lubię to miejsce. Zresztą któż by lubił tej przepięknej przestrzeni, wypełnionej mnóstwem kwiatów i egzotycznych roślin, będącej jednym z najbardziej uroczych miejsc w całym mieście? Są tu zakątki, które o każdej porze roku zachwycają różnorodnymi barwami.

Pod koniec lata jeszcze złapałam w obiektyw kilka uroczych miejsc i przyznam, że już nawet nie pamiętam ile już w ogóle zdjęć robiłam w tym parku, tylko po to, żeby choć na jakiś czas złapać umykające z czasem piękno przyrody. A każde lato wygląda inaczej. Każda jesień choć przewidywalnie sypie złotymi liśćmi – różni się od poprzedniej. Szukając przenośni, można by powiedzieć, że przyroda „współpracująca” z porami roku i aurą, każdego roku, całkiem jak kreatywny artysta tworzy inne barwne pejzaże . O każdej porze roku przychodzi tu mnóstwo ludzi, żeby się zrelaksować, odpocząć i zachwycić urokiem egzotycznej i rodzimej roślinności, rosnącej według odpowiednio uporządkowanych koncepcji i fantazji artystów – ogrodników.
Już niedługo jesień pozłoci park opadającymi liśćmi i to urocze miejsce przywdzieje całkiem nową szatę.
Na zdjęciach z ostatniego spaceru jeszcze okruchy lata…









Park został założony już w XV wieku, a jeszcze wcześniej był tu ogród uprawiany przez mieszkających tu Cystersów. Od wieku XVII, kiedy to wzniesiono Pałac Opacki, park był pod fachową opieką znawców sztuki ogrodniczej, którzy zabrali się wtedy za realizację złożonego projektu, a inspiracją były ogrody francuskie – bardzo modne w całej Europie w epoce baroku.
Całkiem niedawno, bo ponad tydzień temu została udostępniona nowa cześć parku, w której cały czas trwają prace upiększające.




Nie tylko alejki i zakątki stylizowane na naturalne krajobrazy zachwycają. Uwagę skupiają też malownicze szczegóły.





Bardzo dziękuję za Wasze wizyty! 
Serdecznie witam moich nowych Obserwatorów 
i wszystkich pozdrawiam!

wtorek, 23 września 2014

Monastyr Aładża

Przygotowując się do moich bułgarskich wyjazdów, przeczytałam w przewodniku turystycznym, że niedaleko Złotych Piasków jest położony klasztor Aładża. Nigdy wcześniej o tym miejscu nie słyszałam.  Każdy kto by przeczytał taką informację, pomyślałby o zwiedzaniu wiekowej budowli z krużgankami, pachnącej średniowieczem i o chłodzie starych murów z odpadającym tynkiem, tu i tam ozdobionych średniowiecznymi freskami.
Bo przecież to taki turystyczny i klasztorny standard.
Przeczytałam, że monastyr Aładża jest  wykuty w skale i otoczony przepięknym parkiem. Od razu wiedziałam, że koniecznie muszę się tam wybrać.


Byłam przekonana, że ze Złotych Piasków do monastyru na pewno kursuje autobus. Ale nic z tego. Trzeba było dotrzeć tam pieszo. Dojeżdżając do kurortu, starałam się zorientować, którędy prowadzi droga. Zobaczyłam tablicę, która informowała, że monastyr znajduje się 1 kilometr od głównej drogi. Gdy przyszedł czas na wycieczkę do monastyru, to już tylko dziwiłam się długości tych bułgarskich kilometrów.
 

Od Złotych Piasków  trzeba było iść właśnie wzdłuż głównej drogi, a potem skręcić w prawo przy pamiętnym znaku. Idąc podziwiałam potężne drzewa oplecione lianami, dziki bez i chmiel.
W pewnym momencie byłam przekonana, że jesteśmy na właściwej drodze, bo kilometr był zdecydowanie za długi. Atmosfera była faktycznie całkiem średniowieczna, bo któżby wpadł na to, żeby otworzyć mapę w smartfonie? Jednak po chwili za zakrętem ukazał się drugi znak, który całkowicie rozwiał wszelkie moje wątpliwości.

Przy drodze zauważyłam zabytkowy platan –  pomnik przyrody, do którego trzeba było przejść po dość grząskim gruncie. Kilka kroków od drzewa zobaczyłam bardzo fotogeniczny i całkiem uroczy, mały mostek przerzucony nad potokiem.
 

Za zakrętem, całkiem niedaleko od platanu było już wejście na teren parku w którym znajduje się monastyr. Jak na klasztor przystało i tu była możliwość zakupienia pamiątek odpowiadających atmosferze miejsca i przyjrzenia się pracującym artystom, którzy na bieżąco wykonywali małe, pamiątkowe dzieła sztuki. Oczywiście nie brakowało też szablonowych figurek, wisiorków i obrazków.
Od pierwszych chwil pobytu na terenie monastyru byłam pod wielkim wrażeniem. Droga do skalnego klasztoru prowadziła przez park, porośnięty egzotyczną roślinnością. Tu i ówdzie wyrastały ludowe rzeźby, wykonane w pniach drzew. Czyżby miały przypominać żyjących tu dawniej mnichów? Niesamowita cisza  sprawiała, że panującą tam aurę można określić jedynie jako mistyczną.
 
Na temat monastyru znalazłam bardzo mało informacji. Wiadomo, że powstanie klasztoru datuje się na XII – XIII wiek. W skałach wykuto pomieszczenia, które były niegdyś zamieszkiwane przez mnichów. Wykuto je na dwóch piętrach. Na pierwszym znajduje się kuchnia i jadalnia, a wyżej cele mnichów i cerkiew. Są tam również pozostałości średniowiecznych fresków. Skała ma 40 metrów wysokości. Wspomina się, że w tym miejscu już w VI wieku była świątynia chrześcijańska. 
W starożytności to miejsce było uważane za wyjątkowe a potwierdziły to znaleziska archeologiczne, pochodzące z VI wieku – a konkretnie monety z czasów panowania Justyniana I Wielkiego oraz naczynia. Jedna z legend opowiada, że niegdyś ukryto tam skarby.

Na skalnych półkach i w kaplicy turyści pozostawiają pieniądze, chociaż nie wolno tego robić. Oprócz monet dopatrzyłam się też w jednym miejscu rosnącej na skale ruccoli. Byłam bardzo zaskoczona, ale wszelkie moje wątpliwości rozwiała dyskretna próba degustacji. Czyżby średniowieczni mnisi korzystali z możliwości uprawiania ogródków warzywnych na skałach monastyru? Ruccola była namacalnym dowodem na to, że byłoby to możliwe.
 W pewnym momencie zauważyliśmy informację, że niedaleko znajdują się jeszcze katakumby – też wykute w skale. Do tego tajemniczego miejsca wiodła wąska ścieżka, a po drodze można było podziwiać różne chronione gatunki leśnej roślinności, między innymi liany.
 Cóż za niesamowite miejsce! Nadawałoby się do scenerii niejednego filmu.
Co prawda nazwa katakumby jest nieco myląca, bo to miejsce już dawno nie jest cmentarzem. Ciała mnichów chowano tam na kilka lat po śmierci a potem ich szczątki przenoszono w inne miejsce. Obecnie są tam opuszczone karcery, wykute w skałach,  malowniczo porośnięte bluszczem. Aż chciało się wspinać po stromym stoku, pomimo ryzyka, aby zajrzeć do każdego zakamarka.
 Do kurortu wróciliśmy inną trasą, a na szlaku natknęliśmy się na źródełko z kranami. Nad każdym z nich umieszczono ważne daty w historii Bułgarii.
W dali rozciągał się widok na Morze Czarne. Spośród drzew trudno było sfotografować tą panoramę w całości, ale i tak widoki były piękne.
 

A jeśli chodzi o klasztor wykuty w skale, nadal jestem pod wielkim wrażeniem.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...