Gdy już zwiedziliśmy katedrę Santa Maria del Fiore, zaczęliśmy się snuć bardzo wolnym krokiem w stronę kościoła San Lorenzo. Upał trochę już dawał mi się we znaki i wydawało się, że zawieszone na pomarańczowej smyczy radyjko, potrzebne do słuchania naszej pani przewodnik zaczyna być coraz cięższe. Ostatecznie pożytek z radyjka całkowicie przeważał nad tą niewygodą, bo nawet kiedy znalazłam się nieco dalej od grupy, nic mnie nie ominęło z informacji opowiadanych przez przewodniczkę.
Przybyliśmy
zatem przed kościół San Lorenzo. Widok zewnętrzny świątyni jest zaskakujący.
Budowla posiada interesującą formę architektoniczną, której uroku dodaje
niewątpliwie dość sporej wielkości kopuła – zaprojektowana również – jak ta w
katedrze – przez Brunelescchiego. Ale kościół San Lorenzo
nie ma w ogóle przyozdobionej fasady! To wbrew pozorom dodaje świątyni
niezwykłego uroku, bo kiedy już wejdzie się do środka, będącego prawdziwą
perłą, można doświadczyć drugiego zaskoczenia, właśnie z powodu całkowitej
rozbieżności pod względem wyglądu a co za tym idzie również i wrażeń
estetycznych . Niewątpliwie też dlatego wewnątrz obowiązuje całkowity zakaz
fotografowania. Kościół jest najcenniejszy w całej Florencji ze względu na
arcydzieła sztuki i dlatego że tu znajdowała się siedziba pierwszego
biskupstwa. Dokładnie na tym miejscu już w IV w. święty Ambroży poświęcił
pierwszą bazylikę – również pod wezwaniem San Lorenzo. Święty wygłosił tu także
kazanie, które zostało spisane i jest najstarszym dokumentem we Florencji. Po
zwiedzeniu wspaniałego wnętrza odpoczęłyśmy nieco w cieniu krużganków świątyni.
A brak
fasady – to… wynik kilkuletniej i rzeczywiście wytężonej pracy Michała Anioła. Fasadę
ukończono tylko od wewnątrz, a projekty zewnętrznej artysta kreślił
kilkakrotnie i trudno mu było zdecydować się, który wybrać. Później powstał
konflikt z papieżem, gdyż Ojciec Święty zażyczył sobie marmuru nie z tego
kamieniołomu, który preferował Buonarotti. Następnie okazało się, że Michał
Anioł płacił robotnikom tak mało, że ci zbuntowali się i opuścili budowę. W rezultacie
Michał Anioł poczuł się pokrzywdzony, a papież Leon X zdenerwował się
na artystę i rozwiązał z nim umowę. Potem nastały już gorsze czasy, które
nie sprzyjały realizacji takich przedsięwzięć, co zresztą widać było też na
przykładzie fasady katedry Santa Maria del Fiore, którą wykonano dopiero pod
koniec XIX w.
Kopuła i dzwonnica kościoła San Lorenzo |
Pośród
ciasnych i ruchliwych uliczek, przeciskając się miejscami pomiędzy tłumami
turystów poszliśmy zobaczyć dom, w którym przypuszczalnie urodził się Dante
Alghieri. Budowla nie jest co prawda oryginalna, lecz rekonstruowana, bo
średniowieczna nie zachowała się. Jak widać w średniowieczu wznoszenie
wież mieszkalnych było bardzo modne i budowano je w większości miasteczek
kupieckich – także we Florencji.
Dom Dante Alghieri |
Po
drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę przy niezwykłym kościele San
Michele. Budynek swoim wyglądem w ogóle nie przypomina kościoła, a wokół
budowli z każdej strony w niszach znajdują się aż 52 posągi Apostołów i świętych,
patronów poszczególnych cechów rzemieślniczych.
Kościół San Michele (Orsanmichele) |
Po
drodze do pałacu Pittich i Ogrodów Boboli podziwiałam prace współczesnych
artystów. To kolejny urok Florencji.
A przed
Pałacem Pittich tak jak wszędzie i tu tłumy turystów. A my właśnie to miejsce
wybrałyśmy na spędzenie tak zwanego czasu wolnego, który był naturalnie – za
krótki jak na nasze plany. Kolejka po bilety była dość długa i pochłonęła nam
około 15 cennych minut. Przed ogromnym Palazzo Pitti,
którego fasada ma 200 metrów długości, rozpościerały się takie oto widoki.
Zdążyłam
niecałą godzinkę pospacerować po Ogrodach Boboli, pomiędzy rzeźbami i
żywopłotami, a ponieważ Ogrody są położone na wzgórzu, to z kilku miejsc
oglądałam panoramę Florencji.
To już
ostatnia część opowieści o Florenckich spacerach i kolejny już wpis na temat
toskańskiej wycieczki. Muszę przyznać, że czuję się trochę tak, jakbym
prowadziła grupę blogowych turystów w odwiedzone miejsca. Na pewno niektórzy z
Was znają Toskanię bardzo dobrze i poruszają się znakomicie po wielu meandrach
wiedzy na jej temat, to jednak wychodzę z założenia, że w tak bardzo
obszernym pod wieloma względami pięknie Toskanii, każdy znajdzie jakąś perełkę,
którą warto „odkurzyć” w pamięci, albo najzwyczajniej się nią zupełnie pierwszy
raz zachwycić. Nie ukrywam też, że chodzi mi po głowie myśl, aby jeszcze
później od czasu do czasu wybierać co ciekawsze zdjęcia, czy to z Florencji,
czy z innych miasteczek i napisać kilka słów o którymś z interesujących miejsc,
albo dzieł sztuki, bo przecież nie sposób naraz wszystkie wspomnieć. A piękne
rzeczy nie powinny się „kurzyć” i nie mogą nie oglądać światła dziennego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za pozostawione komentarze.