Dzisiejszy
wpis nie należy co prawda do najnowszych notek, które przywiozłam z ostatniej
podróży do Włoch. Nadarza się dobra okazja, aby znów powędrować myślami do
Asyżu. Do miasta pokoju.
Otóż w
Bazylice św. Franciszka w Asyżu w Kościele Dolnym znajduje się kaplica św.
Marcina. Na ścianach kaplicy widnieją freski – namalowane przez artystę epoki
średniowiecza - Simone Martini, przestawiające żywot św. Marcina. W dziesięciu
scenach, zapewne konsultowanych przez ówczesnych teologów – jak to wtedy było przyjęte
w przypadku dzieł o treści religijnej, został streszczony cały żywot
świętego.
Św. Marcin urodził się w IV w. (w 316 r.) w Sabaudii, na terenie dzisiejszych Węgier. Jego ojciec był rzymskim trybunem wojskowym. Kiedy św. Marcin był jeszcze dzieckiem, rodzice przenieśli się do włoskiej Pavii, wraz z całym garnizonem. Marcin jednak od dzieciństwa nie był w ogóle zainteresowany tym, aby pójść w ślady ojca i dążyć do kariery wojskowej – tak jak ewidentnie należałoby postąpić zgodnie z tradycją rodzinną i obyczajami, niemalże niepodważalnymi w starożytności. Już w wieku 10 lat wpisał się na listę katechumenów, po to, aby móc przyjąć chrzest. Zamiary św. Marcina spotkały się ze zdecydowaną dezaprobatą jego pogańskiej rodziny, bliskiej gniewu na samą myśl o tym, że Marcin miałby stać się chrześcijaninem. Zatem w wieku 15 lat, zgodnie z wolą ojca rozpoczął służbę wojskową.
Św.
Marcin został pasowany na rycerza i został legionistą.
W okolicach
miasta Amiens w Galii, miało miejsce wydarzenie najbardziej znane z życia
świętego, którego scena na zawsze już pozostała obrazem identyfikującym postać
św. Marcina, pozwalającym od razu rozpoznać wizerunek świętego. Św. Marcin oddał
połowę swojego płaszcza żebrakowi proszącemu o jałmużnę u bram miasta Amiens.
Następnej
nocy św. Marcinowi ukazał się Chrystus odziany właśnie w ten płaszcz, mówiący
do aniołów: „To Marcin okrył mnie swoim płaszczem”. Pod wpływem tego wydarzenia
23 letni św. Marcin przyjął chrzest i opuścił szeregi wojskowe. W tamtych
czasach nie można było być jednocześnie chrześcijaninem i żołnierzem, ponieważ
walka była związana z przelewem krwi. Nie było to również tylko jakimś umownym
przekonaniem, ale wiązało się z formalnym zakazem wydanym przez papieża.
Opuszczenie służby wojskowej przez św. Marcina nastąpiło jednak w niezwykłych
okolicznościach. Dowódcy nie mieli zamiaru zwolnić Marcina z wojska i
zastosowali wobec niego karę aresztu. Wtedy św. Marcin poprosił o możliwość udziału
w bitwie z barbarzyńcami w pierwszym szeregu, bez broni, jedynie ze znakiem
krzyża. Wyrażono na to zgodę, ale do bitwy nie doszło, gdyż przeciwnik poprosił
o zawarcie pokoju i wojna dobiegła końca a św. Marcin uzyskał zgodę na
wystąpienie z wojska.
Później
św. Marcin udał się do św. Hilarego, stając się jego uczniem. Zamierzał zostać
pustelnikiem, ale lud wybrał go biskupem Tours. Święty Marcin nadal
prowadził bardzo surowe życie, budząc sprzeciw okolicznych biskupów. Kiedy
tylko zachodziła tak potrzeba szedł z pomocą bliźnim. Kiedy w 383 r.
został zamordowany cesarz Gracjan, jego następca nakazał wytracić wszystkich
jego zwolenników. Św. Marcin stanął wtedy stanowczo w obronie niewinnych i
przyczynił się do wypuszczenia ich z aresztu. Udał się też w drogę do samego
cesarza, aby przed nim wstawić się w obronie swoich wiernych. W żywocie
świętego odnotowano, że żona cesarza – arianka nie chciała Go wpuścić do pałacu,
ale biskup nie ustąpił, dopóki nie spotkał się z cesarzem Walentynianem I.
Na freskach
przedstawiono także scenę wskrzeszenia dziecka i pogrzeb świętego. Sceny z
życia świętego z epoki starożytności przedstawione w gotyckiej szacie, pozwalają
poniekąd podwójnie zagłębić się w odległe wieki, które moim zdaniem w porównaniu
z czasem obecnym pozostawiły odmienną niż w naszej codzienności – bardziej czytelną
i wyrazistą świeżość ducha chrześcijaństwa. A nie dzieje się to bynajmniej za
sprawą chłodu panującego w średniowiecznych murach.
Zupełnie nieznany mi dotychczas święty) Dzięki Twojej opowieści już bardziej znajomy.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem ilości wiedzy przytarganej przez Ciebie z podrózy do Włoch. Wstyd sie przyznać że bazylikę św.Franciszka nawiedzałam siedem razy a kaplicy sw.Marcina nie dostrzegłam. Owszem, musialam w niej być ale widać mało uważnie. Cała tam byłam dla Franciszka)
Sprawdziłam to już osobiście, że wszelka wiedza syntezuje i skleja się w całość najkorzystniej wtedy, kiedy jej część zabiera się już ze sobą z domu, a potem na miejscu dopełnia :)
UsuńA w tej Bazylice już tak jest, że nie da się tam być i zapamiętać wszystko naraz. Za każdym razem zauważa się coś nowego:)