niedziela, 29 września 2013

San Miniato - Rocca i sielankowe klimaty

Chociaż San Miniato jest stolicą trufla, to paradoksalnie w ogóle nigdzie nie napotkaliśmy na żaden ślad na to wskazujący i eksponujący trufle choćby turystycznie. O truflach wszędzie tu cicho. A może trafiliśmy tylko na taki czas? Gdyby nie nasza pilotka Klaudia, zupełnie nikt by o tym nie pamiętał. Ale w zasadzie wszelakie reklamy turystyczne sławiące trufle nie za bardzo miałyby sens, a grzyby raczej i tak nie wpisałyby się pomiędzy powszednie pamiątki kulinarne z regionu, choćby ze względu na koszta. Z tego co zapamiętałam – to cena trufli wynosi od 4 tys. euro wzwyż za kilogram. Zapisałam jednak kwiecistą myśl G. Rossiniego o tym najdroższym grzybie, zacytowaną przez naszą przewodniczkę, zawierającą wirtuozyjne porównanie – że „Trufle są Mozartem wśród grzybów”.

Jednak to wcale nie trufle są symbolem miasta, ale wieża Rocca i katedra. San Miniato to bardzo małe miasteczko w prowincji Pizy otoczone potężnymi murami, (a właściwie w większej części i ich resztkami) nad którymi zwisają budynki w odcieniu cappuccino, przyklejone do stoku wzgórza. Początki miasta sięgają VII wieku a dokument zawierający pierwszą wzmiankę o istniejącej wtedy tu wiosce pochodzi z 783 r. i znajduje się w arcybiskupstwie w Luce. 

Panorama San Mignato

Według legendy osada została założona na miejscu pustelni św. Miniato – pierwszego męczennika Florencji. Święty przejeżdżając tędy około 250 r. zatrzymał się tu i osiedlił jako pustelnik. Wkrótce też został skazany na tortury w amfiteatrze florenckim, ponieważ odmówił oddania czci bóstwom – a było to za czasów prześladowań Dioklecjana. Osnute legendą opowiadanie wiąże z męczeństwem św. Mignato nade wszystko wydarzenia nadprzyrodzone. Najpierw święty miał być spalony, ale nie spalił się, gdyż został cudownie uwolniony z krępujących łańcuchów. Następnie rzucono go na pożarcie dzikim zwierzętom, ale i to nie przyniosło mu śmierci, bo oswoił lwa. W końcu został ścięty, ale… podniósł swoją głowę i poszedł na wzgórze San Miniato we Florencji, gdzie obecnie znajduje się kościół San Miniato al Monte. Miał charakter, nieprawdaż?

Ze szczytu wzgórza, na którym stoi wieża Rocca, rozpościerają się piękne widoki na sielską i spokojną Toskanię z wszelkimi atrybutami wiejskiego pejzażu. Na wzgórzach idealnie równe rzędy drzewek oliwnych i winorośli, a na polach zbożowych wielkie, okrągłe snopy słomy. 


Średniowiecze było epoką, w której wpływowe rody prowadziły intensywne walki o terytoria. Przez San Miniato przebiegała Via Francingena a osady i tereny położone najbliżej szlaku pielgrzymkowego stały się głównym celem walk pomiędzy rodami. Przemawiały za tym argumenty ekonomiczne a nieustanne spory sprzyjały coraz to innym i nowym podziałom terytorium. Każdy ród dążył do tego, aby jak najkorzystniej włączyć swoje posiadłości w sieć zamków i twierdz znajdujących się na trasie Via Francingena, gdyż dawało to ogromną szansę na szybkie i skuteczne wzbogacanie się.

Również San Miniato włączyło się w średniowieczu w rywalizacje o terytoria a wieża – Rocca, będąca symbolem miasta, pozwalała wtedy na kontrolę ważnego odcinka drogi Via Francingena, łączącego Pizę z Florencją.



Rocca

Budowla ma 37 m. wysokości a z jej szczytu rozciąga się widok na dolinę rzeki Arno. Ponieważ została wzniesiona z inicjatywy Fryderyka II, władcy, przebywającego częściej na Sycylii, niż w Toskanii – stąd też w architekturze wieży dopatrzeć się można elementów arabskich, często spotykanych na Sycylii. Obecna wieża jest rekonstrukcją tej oryginalnej, gdyż średniowieczna budowla została doszczętnie zniszczona w 1944 r. kiedy Niemcy podłożyli minę i wieżę wysadzili.

Całkowicie na podobieństwo długiej i miejscami poprzerywanej gąsienicy nasza grupa zeszła wąskimi schodkami w kierunku katedry pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP i św. Genezjusza, którego obecnie uważa się za głównego patrona miasta.
 
Katedra Santa Maria Assunta

Święty Genezjusz, podobnie jak św. Mignato zginął śmiercią męczeńską, też w czasie panowania Dioklecjana. Genezjusz był aktorem – komikiem i cieszył się wielkim uznaniem w świecie pogańskim, spragnionym rozwydrzonych rozrywek. W swoich sztukach i przedstawieniach wyśmiewał i szykanował chrześcijan, a to bardzo podobało się cesarzowi, pałającemu do nich nienawiścią. Było tak, dopóki Genezjusz nie napisał sztuki o chrzcie. Osobiście chciał zagrać w niej główną rolę i oczywiście w pierwotnym założeniu miała być to zabawa dostarczająca rozrywki prześladowcom – ale zaczął naprawdę się modlić. Na wieść o tym Dioklecjan kazał go zgładzić. Tak więc św. Genezjusz został patronem aktorów a o tym w San Miniato pamięta się szczególnie. W miasteczku odbywają się co roku międzynarodowe przeglądy teatralne, pt. „La luna azzurra” („Błękitny księżyc”).

To tyle o patronie katedry. Świątynia była niegdyś wkomponowana w potężną twierdzę obronną, która zajmowała całe wzgórze. Najlepiej zachowaną pozostałością po twierdzy jest wieża św. Matyldy z Canossy naprzeciw katedry.

Wieża Matyldy z Canossy

Na fasadzie katedry zwracają uwagę nietypowe, ceramiczne ozdoby, ułożono je w taki sposób, aby ukazywały Dużą i Małą Niedźwiedzicę. Oczywiście jest to układ konstelacji odzwierciedlający wiedzę o sferach niebieskich z czasów, kiedy powstawała świątynia. W środku byliśmy tylko kilkanaście minut. Wyposażenie kościoła i dekoracje są powojenną rekonstrukcją w stylu barokowym. Przewodniczka wspomniała, że w czasie wojny w kościele schronili się mieszkańcy miasta, jednak w wyniku zbombardowania kościoła przez Niemców zginęło 50 osób, a zabytkowe wnętrze zostało całkowicie zniszczone.

Fasada katedry
 
Schodząc od strony katedry w kierunku miasteczka, doszłyśmy do budynku seminarium duchownego, o ciekawym wyglądzie i nieco wściekłym kolorze. Tutaj też znalazłyśmy informację turystyczną i mogłyśmy zasięgać wiadomości, aż do woli o wszelkich odbywających się w całej okolicy festynach, koncertach, wystawach i różnorakich innych imprezach, w których nie miałyśmy najmniejszych szans uczestniczyć, ale dało nam to pewną orientację o dość sporej prężności kulturalnej w okolicy.

Budynek seminarium w San Miniato

Wybrałyśmy się na krótki spacerek po miasteczku, pośród bajkowo malowniczych uliczek.



W drodze powrotnej natknęłyśmy się jeszcze na arkady pod którymi w określonych dniach odbywa się targ, ale teraz było tu cicho i spokojnie. Zauważyłam, że w San Miniato życie mieszkańców toczy się bardzo, bardzo powoli a atmosfera miasteczka niewiele odbiega od wiejskich klimatów. Spacer po cichych zakątkach i uliczkach bardzo nas wyciszył. Sielankowo tam było!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za pozostawione komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...