No tak, w czasie urlopu nazbierałam spory zapas wpisów, które przez cały czas za mną dość intensywnie „chodzą”. Wypada mi teraz jakby nie było całą winę za tą kumulację zrzucić na urlop z remontem połączonym z pracą „twórczą”. A zatem zrzucam, no i już i właściwie
w tym tygodniu mogę swobodnie zabrać się za systematyczne obcinanie zaległości , żeby nareszcie być na bieżąco. Wpisy z moich letnich króciuteńkich wojaży, które już obiecałam wymagały posegregowania zdjęć a jak zwykle napstrykałam ich co niemiara.
Remontowanie i urządzanie w znacznej części wszystkiego od nowa już zakończone. Jeszcze tylko czekają drobne przedmioty do zdekupażowania i elementy mające być tą konieczną kropką nad „i”. Latem na jakimś blogu znalazłam ramki do zdjęć pomalowane
w stylu schaby schic. Na pierwszy rzut oka nawet przypadły mi do gustu. Malowania ich nie nazwałabym raczej zajęciem twórczym wymagającym polotu artystycznego i powiewu natchnienia. Pomimo tego chciałam spróbować jak to wyjdzie. Potrzebowałam małych ramek, wymyśliłam sobie coś w rodzaju drzewa genealogicznego, w którym każda ramka powinna mieć inaczej profilowane krawędzie. Po kilku wyprawach na bazar i jarmark cel został osiągnięty, choć czasami miałam wrażenie, że szukam igły w stogu siana. Ramki pomalowałam i „obdrapałam” według ściśle wytyczonych wskazówek i wyszło. Znalazłam też jedną większą, która wyjątkowo wpadła mi w oko. Pomalowałam ją w tym samym stylu i na grafikę będzie pasowała idealnie, chociaż mój futrzak „zaproponował” co innego:)
Pisałam już w środę, że segregowanie przeróżnych rzeczy, dokładne przeglądanie i niemalże filozoficzne rozmyślania, nad tym co się jeszcze przyda a czego się pozbyć i w jaki sposób, wydawało się nie mieć końca. Tak było też w piwnicy, owszem natknęłam się tam na kilka „znalezisk” , które dostarczyły mi sporej dawki radochy, inna sprawa, że ukurzyłam się przy tym nieziemsko i takich potów jak w tej piwnicy nie wylałam dotychczas chyba przez całe życie. Na niektórych ocalonych od zapomnienia i wyrzucenia „znaleziskach” farba właśnie schnie a jutro zrobię dekupaż. Jak skończę to się pochwalę. Najważniejsze, że nareszcie widać koniec!
Tymczasem uciekam na leśną przejażdżkę na rowerze. Wygrzmiało się, wypadało i znów jest pięknie!