Tybr |
Świeże, chłodne powietrze wciskające się przez uchylone okno rozrzedza słodki zapach herbaty o smaku irisch. Tego dnia mam do zrealizowania całe mnóstwo spraw, które trzeba załatwić przed podróżą.
W departamencie turystyki wnioskuję
o wydanie nowej legitymacji. Stare zdjęcie oceniam jako już zdecydowanie nieaktualne. Upływ czasu to jedna z nielicznych sprawiedliwości, która dopada każdego bez wyjątku. Na fotografii młoda szczupła dziewczyna, która w żaden sposób nie mogła zjeść tyle makaronu
i ciastek, co dojrzała kobieta. A poza tym ma zdecydowanie mniej skomplikowane spojrzenie. Nie martwi się też rozwianymi włosami. Spodziewam się wylania siódmych potów, jeśli przyjdzie mi udowadniać,
że to ja.
Rozporządzenie nie przewiduje jednak zmiany dokumentu ze względu na aktualizację wizerunku. Trzeba go zgubić, albo musi się zmiażdżyć, podrzeć, spalić, albo co… wtedy to co innego. Nie przewiduję też, że legitymacja wpadnie mi do Tybru, aby potem ją wyłowił spektakularnie patrol karabinierów. A poza tym jak mam zgubić coś, co ciągle leży
w szufladzie? Albo w najszczelniejszej części torebki?
Tylko jedno zostaje: ocenić czy zmiany świadomie wprowadzone do wizerunku widzialnego
i niewidzialnego są zadowalające. Może jednak w przypadku udowadniania swojej tożsamości nie poniosę klęski.
Myślę, że jest nieźle a patrząc jeszcze pod innym kątem, uważam, że nawet pozytywniej, niż było i nie myślę tu o efektach zabiegów kosmetycznych ani o żadnych mazidłach eksponujących image!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za pozostawione komentarze.