Serduszko (adres URL) |
No właśnie – jak to działa? Dlaczego niektórzy usiłują poprawiać Pana Boga? Co najmniej 50% ludzkości już się za to zabrała, nie wyłączając żadnego stanu.
Dla człowieka wierzącego niekwestionowanym ekspertem w dziedzinie duchowej i psychologicznej konstrukcji człowieka jest bez wątpienia sam Stwórca. Bóg wiedział dokładnie, że człowiek wobec którego zastosowano przemoc w jakiejkolwiek formie powinien doświadczyć zadośćuczynienia. Zadośćuczynienie wymaga oczywiście naprawienia wyrządzonej krzywdy
Dla człowieka wierzącego niekwestionowanym ekspertem w dziedzinie duchowej i psychologicznej konstrukcji człowieka jest bez wątpienia sam Stwórca. Bóg wiedział dokładnie, że człowiek wobec którego zastosowano przemoc w jakiejkolwiek formie powinien doświadczyć zadośćuczynienia. Zadośćuczynienie wymaga oczywiście naprawienia wyrządzonej krzywdy
i zła. Okazuje się że na płaszczyźnie interpretacji tego prostego, ale kluczowego dla relacji międzyludzkich Bożego nakazu mnożą się nadużycia. Przechodzą one nie tylko ludzkie pojęcie, ale tak zwane „wszelkie granice przyzwoitości”. Od logiki i umiejętności rozsądnego myślenia, do którego Bóg uczynił spośród stworzeń zdolnym tylko człowieka też odbiegają i to niezmiernie daleko, aż po horyzont wprost na terytorium fałszu.
Bez zadośćuczynienia nie może być mowy o autentyczności człowieka i wewnętrznym pokoju ani o obiektywnym spojrzeniu na innych ludzi.
Po pierwsze. Dla jednych mottem będzie myśl: „w żadnym wypadku nie mogę się przyznać”. To może zaszkodzić, nawet zrujnować mnie jeśli stanę w prawdzie. Nie będę mieć racji, to mnie poniży. Dla nich jedynym sposobem zachowania „twarzy” jest podtrzymywanie swojego kłamstwa jako obiektywnej prawdy. Nazywają krzywdę – dobrem, według własnej oceny wytworzonej bezpodstawnie. Jedyny argument sięgający szczytów szczerości w mniemaniu takich ludzi brzmi: „no bo tak”. Podtrzymanie tej interpretacji wymaga niekiedy wręcz tytanicznego wysiłku, aby uniknąć rozmowy z osobą skrzywdzoną. Wtedy przecież będzie mogła wyrazić swoje zdanie i odczucia a wszystkie misternie skonstruowane kłamstwa mogą runąć. W rezultacie może się okazać, że trzeba będzie zobaczyć w tej osobie dobro
i zmienić punkt widzenia o 180°. To dopiero klęska dla obłudnika i egocentryka.
Na miarę końca świata.
Po drugie. Pan Bóg nie sądzi człowieka, dopóki ten żyje. Recenzenci Pana Boga twierdzą, że najlepiej samemu stać się „bogiem” i zważyć czyjeś winy ale tak, aby wynik był zadowalający dla ich punktu widzenia. Skoro odrzucają to, co nakazał sam Stwórca, czy nie uważają się więc za większych? Jeśli win jest za mało, wtedy ich zdaniem należy zwiększyć ich ciężar gatunkowy oszczerstwami i trochę dorzucić z własnych zasobów zgorzknienia. Ależ podatność na manipulację szatańską! Wręcz symbioza. Ale taka scenografia dodaje im poczucia bezpieczeństwa. Bo właśnie, dlaczego mają „zadośćuczynić” skoro według ich osądu ten ktoś nie zasługuje? I do tego jest przecież taki obrzydliwy w duszy, której … znać nie mogą? Obłudnik potrafi z niewysłowioną zaciekłością bronić tak zaaranżowanej wizji sytuacji, czy skrzywdzonej osoby. Co by było, gdyby mu ta jego „scenografia” runęła na głowę? W tych sytuacjach taki personalny Armagedon byłby początkiem powrotu do człowieczeństwa prze duże „CZ”. Aby stanąć w prawdzie, potrzeba odwagi. Dla egoisty i obłudnika byłoby to równoznaczne z samo zdetonowaniem.
On jednak „dba” o siebie po „bożemu”, terrorystą nie jest. Wszak przecież sam to stworzył.
Po trzecie. Odwołanie krzywdzących sądów oznaczałoby całkowite oderwanie od przyjętego
i rozpowszechnionego obrazu danej osoby czy sytuacji, przyznanie się do zła, może nawet podłości. Zdemaskowanie się. A ponieważ osąd jest „rozpowszechniony” to przecież są „inni”, którzy też tak myślą.
A dlaczego? Po to, żeby mieć się na co oburzać. Tacy ludzie nie potrafią żyć własnym życiem i własnym spokojem. Potrzebują kogoś poniżyć, aby było na kogo zrzucać swój niepokój. Do tego się jednak nie przyznają. W imię wierności wobec półświadomie przyjętego motta: „w żadnym wypadku nie mogę się przyznać”. W taki sposób pozostają zawsze niezadowoleni ze świata i ostatecznie z samych siebie.
Puenta. I cóż. Opada maska. Prawdziwy pokój wewnętrzny jest przestrzenią gdzie żyjemy
w harmonii z samym sobą. To przestrzeń otwartości i akceptacji otoczenia i całego stworzenia. Rezygnacja z korekty tego co już Pan Bóg wypracował. Pokój wewnętrzny i zdolność do zadośćuczynienia to akceptacja patrzenia na innych oczami Stwórcy.
w harmonii z samym sobą. To przestrzeń otwartości i akceptacji otoczenia i całego stworzenia. Rezygnacja z korekty tego co już Pan Bóg wypracował. Pokój wewnętrzny i zdolność do zadośćuczynienia to akceptacja patrzenia na innych oczami Stwórcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za pozostawione komentarze.