Witajcie. Wiosenny
nastrój i promienie słońca sprawiają, że wszystkim wokół od razu poprawia się
nastrój, chociaż jest bardzo wietrznie. Z mojego wakacyjnego wyjazdu do
Toskanii, cały czas pozostaje całe mnóstwo zdjęć uroczych zakątków i pejzaży.
Dzisiaj wspomnę małe, urocze i ważne miasteczko – Pienzę.
wtorek, 18 lutego 2014
poniedziałek, 10 lutego 2014
Doładowanie optymizmu
Wiele
rzeczy dzieje się zgodnie z teorią, wyrażoną w znanym cytacie, który nie bez
powodu prawie, że stał się przysłowiem: „Jeśli
chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz Mu o swoich planach na przyszłość”. Nie
pierwszy raz, ani na pewno nie ostatni, sama się o tym przekonałam. Otóż między
innymi, to co miałam w blogowych planach na wtorek, jak na razie przepadło
i do wtorku napisać się nie da. Miałam wziąć udział w wykładzie w muzeum i z
tej okazji poczytałam sobie nieco, żeby być jak najbardziej na bieżąco w temacie,
a wykładu nie było. Ale, co się odwlecze… być może trafi na dogodniejszy czas:)
Wczoraj,
w kolejny piękny zimowy dzień pojechałam do Sopotu a konkretnie na molo,
które tak jak w czasie letniego sezonu było pełne ludzi.
niedziela, 9 lutego 2014
Wschód słońca
Witajcie. Dzisiaj będzie krótko. Otóż jestem właśnie w trakcie przygotowywania następnego wpisu, który będzie gotowy
najpóźniej we wtorek. Ale mam dla Was piątkowy wschód słońca, z wieżą
kościoła św. Katarzyny. Co prawda osobiście nie jestem zachwycona do maximum jakością
zdjęcia, ale to nie zmienia faktu, że temat jest jednym z najpiękniejszych
do obfotografowania.
Poza
tym zabrałam się za poważniejsze porządki, a przy okazji za metamorfozę
krzeseł, które mają zyskać nowy wygląd w stylu schaby schick. Zmiany które
przeprowadzam, nie są wielkie, ale wymagają sporo czasu i trochę skupienia, dlatego
też zwolniłam nieco obroty na blogu. Skoro już się pochwaliłam, to efekty też zaprezentuję,
kiedy wszystko będzie gotowe :)
A
poza tym, niedługo powrócę blogowo
do Toskanii. Nie zdążyłam Wam jeszcze opowiedzieć o Pienzy i Montepulciano, ani też dokończyć
opowieści o Lucce.
Miłej
niedzieli!
wtorek, 4 lutego 2014
Sopelki
Jeszcze zima trzyma w najlepsze. W weekend znów zrobiłam kilka zdjęć na plaży, a widoczki są niecodzienne i bardzo ulotne ze względu na wahania temperatury. Otóż Matka natura wyrzeźbiła mikro ” jaskinie” z piasku, dekorując je efektownie soplami:) Ciekawe wyglądają, nieprawdaż?
sobota, 1 lutego 2014
Z mroźnej przechadzki
Na
trasie przechadzki przy siarczystym mrozie, znalazła się też Kaplica Królewska.
Bardzo podoba mi się jaskrawy, pomarańczowy kolor tej budowli. Będąc na Starym
Mieście, nieraz staram się iść właśnie tak, aby specjalnie tamtędy przechodzić.
Kolor Kaplicy przypomina czerwień sieneńską, kojarzącą się wyłącznie
z rozgrzanymi słońcem murami. Zresztą przecież tak właśnie ta barwa się
nazywa. Przy takim zimnie i nieznośnie ponuro szarym niebie, taka ciepła
kolorystyka w połączeniu ze wspaniałą architekturą od razu poprawia nastrój.
A
naprzeciw wejścia do kościoła leżą w śniegu gdańskie lwy, ozdoba fontanny,
która latem jest prawdziwym źródłem uciechy dla dzieciaków i jednym
z piękniejszych miejsc do pamiątkowych fotografii.
Bazylika
św. Mikołaja jest jednym z najstarszych spośród wszystkich gdańskich kościołów.
Gdy powstawał w XII wieku jako kościół parafialny w dawnym grodzie
istniał tylko kościół św. Katarzyny. Każdego roku czasie Jarmarku
Dominikańskiego nadarza się okazja aby zaglądnąć w zakamarki kościoła, wspiąć
się na poddasze i poznać bogatą historię tego miejsca, która obfituje
w ciekawe i doniosłe a także w burzliwe wydarzenia. Oczywiście
ta cała przygoda przebiega z reguły pod pieczą zakonnego przewodnika.
A wnętrze – niespotykane, choćby ze względu na fakt, że elementy wyposażenia wykonywano na przestrzeni wszystkich epok od gotyku aż po rokoko.
A wnętrze – niespotykane, choćby ze względu na fakt, że elementy wyposażenia wykonywano na przestrzeni wszystkich epok od gotyku aż po rokoko.
Co
prawda ornamenty w stylu barokowym i rokokowym, tak ogólnie nie przypadają mi do gustu, ze względu na przerafinowane zawijasy,
które często są zanurzone w rażąco błyszczącym złocie. Nie zachwycam się
też otyłymi amorkami, udekorowanymi jedynie fałdami na brzuchach i nogach, kojarzącymi się właśnie z barokiem.
Jednak
w Bazylice św. Mikołaja, żadne udziwnień tego rodzaju nie ma. Dzieła sztuki z różnych
epok doskonale tu współistnieją, tworząc swoisty „klimat równowagi” pomiędzy bogactwem kwiecistych i najprostszych
form.
A dach
Wielkiego Młyna był lekko przyprószony śniegiem. Czyż te okienka nie są
najbardziej wyszukaną, spośród najprostszych dekoracji dachu? Niby każde
z nich bardzo proste i zwyczajne a wszystkie razem niezwykłe
i przeurocze.
Tak
właśnie mniej więcej wyglądała moja przechadzka przy tęgim mrozie. Zimowo
i cieplutko pozdrawiam wszystkich odwiedzających i nowych obserwatorów!
czwartek, 30 stycznia 2014
Miasto w zimowej szacie
Trzeba
przyznać, że widok skutej lodem Motławy robi wrażenie. Nie wiem, czy zamarzła
na całej swojej długości 50 kilometrów, ale biorąc pod uwagę fakt, że nasze Morze
Bałtyckie i w pewnym stopniu także Zatoka Gdańska o tej porze roku działają na
zasadzie „kaloryfera” ocieplającego powietrze – to przy ujściu Motława powinna
pozostać całkowicie w „stanie ciekłym”.
Przy
Długim Pobrzeżu było wyjątkowo cicho i spokojnie. A dostojny, wiekowy Żuraw i
kolorowe kamieniczki przy deptaku nad Motławą, pokrytą białą zimową szatą, tworzą
iście bajkowy widok. Dobrze jest przejść się Długim Pobrzeżem gdy jest niemal
całkowicie wyludnione i podumać sobie w ciszy.
Tak
jak to bywa w każdym starym mieście, nie jest możliwe, aby nad Motławą nie zahaczyć
myślami o... „duchy” odległych i barwnych epok, które właśnie tutaj sobie
pozostały, choćby w postaci zabytkowych budowli. Bardzo lubię to miejsce,
gdyż atmosfera jest bardzo sugestywna jeśli
chodzi o posmak historii. Aby poczuć ten klimat wystarczy tylko pospacerować
deptakiem i przejść pod którąkolwiek
bramą, na przykład Mariacką, najsłynniejszą i najpiękniejszą. A jeśli ktoś się chętnie
skłania do zagłębienia w architektoniczne szczegóły i w historię,
przebogatą w barwne zdarzenia, szybko wydobędzie z powrotem na światło dzienne
obraz życia dawnego miasta. Łatwo jest wtedy wyobrazić sobie na przykład kupców,
uwijających się pośród egzotycznych towarów rozładowywanych pod Żurawiem, kamieniarzy
i budowniczych wspaniałych kamienic, przybywających tu z Holandii i pochylonych
w swoich warsztatach nad… na przykład płaskorzeźbami, którymi później ozdobiono
przedproża. A wreszcie trzeba też wspomnieć huczne zabawy dawnych mieszkańców Gdańska i przybyszów
z innych krajów, którzy zażywali uciech biesiadując w okolicach
średniowiecznego portu i Żurawia. Bywało, że entuzjazm na tych ucztach przekraczał
wszelkie granice, a objawiło się to wyrzucaniem do Motławy kubków do wina,
kufli do piwa, monet i pewnie też wielu innych przedmiotów. Jednak efekty tego
ekscentrycznego średniowiecznego entuzjazmu okazały się w naszych czasach źródłem niesamowitej radości
dla archeologów.
Podreptałam
jeszcze w kilka innych miejsc udekorowanych zimową szatą i oczywiście po drodze
zrobiłam też kilka zdjęć . Pokażę je w następnym wpisie, gdyż chciałabym się skupić
na całkiem innym rejonie miasta. Bardzo polecam zimowe spacery, pośród zabytków
przykrytych zimową kołderką – znakomicie wpływają na nastrój, pomimo szarego
nieba i wszelkich innych niedogodności związanych z zimą, bo co to za przeszkody dla żywotnych i energicznych
ludzi? Tylko co najważniejsze! Pamiętajcie, żeby się opatulić na Eskimosa,
aby przy okazji zimowego oddychania dziejami nie dopadła Was infekcja zmuszając do walki z grypowymi
atrakcjami.
poniedziałek, 27 stycznia 2014
Malowane anioły
Naoglądałam się pięknych malowanych i dekupażowanych aniołów na waszych blogach, latem na jarmarku, a w czasie wakacyjnych podróży w przeróżnych uroczych miejscach wypełnionych małymi dziełami sztuki i rękodziełem. Pamiętam, jak bardzo zachwyciły mnie postacie anielskie malowane na deskach, które oglądałam będąc w małej kameralnej galerii w Kazimierzu Dolnym. Uciekając przed obfitym deszczem, a raczej nagłą i niespodziewaną pompą, która raptem poleciała z nieba, wbiegłam do niezwykłej galerii i oto znalazłam się pośród niezliczonych „zastępów” anielskich wymalowanych na małych i dużych deskach, na płótnach, szkatułkach, wazonach i pamięcią już nie sięgam na czym jeszcze. Aniołowie są wszędzie, gdzie tylko pojawia się rękodzieło, czy pamiątki. Są kolorowe, pastelowe, białe, pstrokate, wesołe albo poważne i zamyślone, rozmodlone albo figlarne. W stylu bywają super nowoczesne, niemal skłaniające się ku jakimś formom futuryzmu, inne nawiązują do tych, które w średniowieczu wyszły spod pędzla Giotto. Moda malowanych postaci anielskich też stanowi szerokie pole manewru, jeśli chodzi o podkreślenie ich różnorodności : jedne mają dostojne, błyszczące i fantazyjne suknie, inne proste tuniki, a jeszcze inne najzwyczajniej przyodziano w dżinsy. Anioły są z pewnością najpiękniejszym tematem do wymalowania a zarazem też najwdzięczniejszym dla każdego, kto odkrywa w sobie choćby najmniejsze zakusy do sięgania po farby i pędzel.
Mnie też trudno było wybronić się przed inspiracją, czego zresztą wcale nie usiłowałam robić. Zaopatrzyłam się w deski i zabrałam się za swój pierwszy tego rodzaju malarski wyczyn. Swoje anioły namalowałam farbami akrylowymi na deskach wcześniej wybejcowanych. Motywy ozdobiłam złotą konturówką, suknie przyozdobiłam kwiatami lawendy wyciętymi z serwetek a całość zostanie jeszcze zabezpieczona lakierem. Malując anioła w zielonej sukni chciałam, aby przede wszystkim jak najwyraźniej nawiązywał do wiosny. Jest dość wysoki, długość deski wynosi 48 centymetrów, przy szerokości zaledwie 10 cm. Drugiego anioła namalowałam na małej deszczułce 10x20 centymetrów. Anioł w białej sukni przypomina nieco malowidła ze starożytnego Egiptu, ale czyż starożytnej sztuce można zarzucić brak elegancji?
Subskrybuj:
Posty (Atom)