sobota, 19 października 2013

Spacer po Florencji (cz.3) - San Lorenzo, Ogrody Boboli i inne ważne miejsca


Gdy już zwiedziliśmy katedrę Santa Maria del Fiore, zaczęliśmy się snuć bardzo wolnym krokiem w stronę kościoła San Lorenzo. Upał trochę już dawał mi się we znaki i wydawało się, że zawieszone na pomarańczowej smyczy radyjko, potrzebne do słuchania naszej pani przewodnik zaczyna być coraz cięższe. Ostatecznie pożytek z radyjka całkowicie przeważał nad tą niewygodą, bo nawet kiedy znalazłam się nieco dalej od grupy, nic mnie nie ominęło z informacji opowiadanych przez przewodniczkę. 

Przybyliśmy zatem przed kościół San Lorenzo. Widok zewnętrzny świątyni jest zaskakujący. Budowla posiada interesującą formę architektoniczną, której uroku dodaje niewątpliwie dość sporej wielkości kopuła – zaprojektowana również – jak ta w katedrze   przez Brunelescchiego. Ale kościół San Lorenzo nie ma w ogóle przyozdobionej fasady! To wbrew pozorom dodaje świątyni niezwykłego uroku, bo kiedy już wejdzie się do środka, będącego prawdziwą perłą, można doświadczyć drugiego zaskoczenia, właśnie z powodu całkowitej rozbieżności pod względem wyglądu a co za tym idzie również i wrażeń estetycznych . Niewątpliwie też dlatego wewnątrz obowiązuje całkowity zakaz fotografowania. Kościół jest najcenniejszy w całej Florencji ze względu na arcydzieła sztuki i dlatego że tu znajdowała się siedziba pierwszego biskupstwa. Dokładnie na tym miejscu już w IV w. święty Ambroży poświęcił pierwszą bazylikę – również pod wezwaniem San Lorenzo. Święty wygłosił tu także kazanie, które zostało spisane i jest najstarszym dokumentem we Florencji. Po zwiedzeniu wspaniałego wnętrza odpoczęłyśmy nieco w cieniu krużganków świątyni.


A brak fasady – to… wynik kilkuletniej i rzeczywiście wytężonej pracy Michała Anioła. Fasadę ukończono tylko od wewnątrz, a projekty zewnętrznej artysta kreślił kilkakrotnie i trudno mu było zdecydować się, który wybrać. Później powstał konflikt z papieżem, gdyż Ojciec Święty zażyczył sobie marmuru nie z tego kamieniołomu, który preferował Buonarotti. Następnie okazało się, że Michał Anioł płacił robotnikom tak mało, że ci zbuntowali się i opuścili budowę. W rezultacie Michał Anioł poczuł się pokrzywdzony, a papież Leon X zdenerwował się na artystę i rozwiązał z nim umowę. Potem nastały już gorsze czasy, które nie sprzyjały realizacji takich przedsięwzięć, co zresztą widać było też na przykładzie fasady katedry Santa Maria del Fiore, którą wykonano dopiero pod koniec XIX w.

Kopuła i dzwonnica kościoła San Lorenzo

Pośród ciasnych i ruchliwych uliczek, przeciskając się miejscami pomiędzy tłumami turystów poszliśmy zobaczyć dom, w którym przypuszczalnie urodził się Dante Alghieri. Budowla nie jest co prawda oryginalna, lecz rekonstruowana, bo średniowieczna nie zachowała się. Jak widać w średniowieczu wznoszenie wież mieszkalnych było bardzo modne i budowano je w większości miasteczek kupieckich – także we Florencji.

Dom Dante Alghieri
W innej uliczce i na dobrą sprawę w trochę innym rejonie miasta dotarliśmy do miejsca, w którym stał dom Michała Anioła.


Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę przy niezwykłym kościele San Michele. Budynek swoim wyglądem w ogóle nie przypomina kościoła, a wokół budowli z każdej strony w niszach znajdują się aż 52 posągi Apostołów i świętych, patronów poszczególnych cechów rzemieślniczych.

Kościół San Michele (Orsanmichele)

Po drodze do pałacu Pittich i Ogrodów Boboli podziwiałam prace współczesnych artystów. To kolejny urok Florencji. 

  A przed Pałacem Pittich tak jak wszędzie i tu tłumy turystów. A my właśnie to miejsce wybrałyśmy na spędzenie tak zwanego czasu wolnego, który był naturalnie – za krótki jak na nasze plany. Kolejka po bilety była dość długa i pochłonęła nam około 15 cennych minut. Przed ogromnym Palazzo Pitti, którego fasada ma 200 metrów długości, rozpościerały się takie oto widoki. 


Zdążyłam niecałą godzinkę pospacerować po Ogrodach Boboli, pomiędzy rzeźbami i żywopłotami, a ponieważ Ogrody są położone na wzgórzu, to z kilku miejsc oglądałam panoramę Florencji.



To już ostatnia część opowieści o Florenckich spacerach i kolejny już wpis na temat toskańskiej wycieczki. Muszę przyznać, że czuję się trochę tak, jakbym prowadziła grupę blogowych turystów w odwiedzone miejsca. Na pewno niektórzy z Was znają Toskanię bardzo dobrze i poruszają się znakomicie po wielu meandrach wiedzy na jej temat, to jednak wychodzę z założenia, że w tak bardzo obszernym pod wieloma względami pięknie Toskanii, każdy znajdzie jakąś perełkę, którą warto „odkurzyć” w pamięci, albo najzwyczajniej się nią zupełnie pierwszy raz zachwycić. Nie ukrywam też, że chodzi mi po głowie myśl, aby jeszcze później od czasu do czasu wybierać co ciekawsze zdjęcia, czy to z Florencji, czy z innych miasteczek i napisać kilka słów o którymś z interesujących miejsc, albo dzieł sztuki, bo przecież nie sposób naraz wszystkie wspomnieć. A piękne rzeczy nie powinny się „kurzyć” i nie mogą nie oglądać światła dziennego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za pozostawione komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...